piątek, 24 listopada 2017

Rozdział 47 cz. 1

Tuż po tym jak kamerzysta odjechał para postanowiła nareszcie udać sie do hotelu na noc poślubną. Mimo, że juz mieszkali razem to i tak nie mogli sie doczekać.
- Wchodzimy? - zapytał po dojechaniu na miejsce Strzelecki.
- No tak - odpowiedziała mu żona.
- Nie mogę się doczekać aż zdejme z ciebie tą kiecke - zaczął ją całować.
- A ja czekam, żebyśmy mogli spłodzić pierwszego Strzeleckiego albo Strzelecką. Powinniśmy już to dawno zrobić - rzekła pomiędzy pocałunkami. - Mój zegar biologiczny tyka i nie może sie już doczekać.
- To nie będzie długo czekał.
Po wejściu do pokoju zaczęli ściągać sobie nawzajem ubrania które mieli na ślubie. Podczas tej nocy ponownie odkrywali sobie mimo że znali się bardzo długo. To nazywa się miłość. Mogli zdecydowanie powiedzieć że to właśnie jest to. Byli razem w dobrych i złych chwilach ale mimo to dopiero teraz zdecydowali się na sformalizowanie tego.
- Kocham cię Piotruś - powiedziała leżąc w jego objęciach. - I nigdy nie przestanę.
- Teraz już nikt mi ciebie nie odbierze - pocałował ją w czubek głowy. - Chcesz się napić szampana?
- Chętnie. Musimy uczcić to, panie Strzelecki.
- Z tobą to wszystko mogę świętować i pić. Nawet wino chociaż go nie znoszę.
- Dla miłości sie wszystko poświęci, prawda?
- O tak. Nawet kochanie nie wiesz ile mógłbym dla ciebie poświęcić. Zanim będzie mały Strzelecki - nalał jej kieliszek szampana i podał. Następnie wziął porcję dla siebie. Usiadł koło żony i wzniósł toast. -Wypijmy za nas i nasze szczęśliwe, wspólne życie, które wyjaśnię zaczynamy.
- Czekaj, podniosę się troszeczkę - usiadła i opatulila sie kołdra. - Dziękuję, ze jesteś ze mną - stuknęli się kieliszkami. Wypili do dna i pocałowali sie. Reszte poranka spędzili leżąc i ciesząc się sobą.

Gdy nadszedł czas opuszczenia hotelu Martyna była trochę smutna. Patrzyła w okno i podziwiała widoki. A więc tak będzie wyglądać moje życie. Piękny dom,ukochany  mężczyzna u mojego boku - myślała, Zabrała torebkę z sypialni i dołączyła do męża w przedpokoju. Objęła go w pasie i przytuliła się do jego klatki piersiowej.
- Idziemy, kochanie? - spytał całując ją w czubek głowy.
- No musimy. Przecież musimy się spakować na te wakacje.
- Myślałem, że to ty nas spakujesz - westchnął.
-Chyba coś ci się pomyliło w twojej chorej głowie. Ja i pakowanie nas obojga? Chyba Bóg cię opuścił - lekko uderzyła go. - Jeśli sama zdarzę się spakować to będzie cud.
- Fajnie marszczysz nos jak się denerwujesz.
- Myślisz, że jak powiesz jakiś komplement z dupy to ci wybaczę?
- Dokładnie tak, bo mnie kochasz.
- A kto powiedział, że cię kocham? Może chciałam mieć bogatego i przystojnego męża, ale mi to nie wyszło?
- Skoro tak, to możesz wracać na nogach.
Wyszedł sam z pokoju. Kobieta pobiegła za nim.
- Piotruś, doskonale wiesz, że sobie żartuję. Jesteś mężczyzną mojego życia i za nic nie zamieniłabym cię na kogoś innego chociażby był najbogatszy i najprzystojniejszy, bo kocham tylko ciebie - stanęła na palcach i pocałowała męża.
- Powiedzmy, że ci wierzę. A teraz pojedźmy zobaczyć, czy nasi weselnicy jeszcze żyją.
- Dobrze.

wtorek, 21 listopada 2017

Czy jest tu ktoś?

Kochani moi!
Niedługo wracam z kolejnym rozdziałem wiec czekajacie cierpliwie. Wiem ze długo mnie nie było, ale postaram się to nadrobić 😊

wtorek, 2 sierpnia 2016

To już rok! *-*

Dziś obudziłam się z myślą, że dokładnie rok temu dodałam pierwszy wpis na tego bloga ^^. Nie mogę uwierzyć, że to tak szybko minęło! Chcę Wam podziękować, że mimo wszystko czytaliście moje wypociny. Nie pisaliście tego, ale wiem, że czasami się Wam nie podobały bo mi również też.
Napisałam 46 rozdziałów tej opowieści, ale myślę, postaram się napisać jeszcze około 4 rozdziałów chociaż to będzie trudne ze względu na brak weny :/





piątek, 15 lipca 2016

Rozdział 46

Udane małżeństwo 
wymaga wielokrotnego zakochiwania się, 
zawsze w tej samej osobie. 
M. McLaughlin

*Narrator 
Nareszcie nadszedł dzień, na który czekała od zawsze. Dziś przed ołtarzem poślubi mężczyznę swojego życia. Od samego rana świeciło słońce! Lepszej pogody chyba już  nie mogła sobie wymarzyć! Obudziła się wcześnie jak na nią. Nie mogła dalej spać, więc postanowiła zrobić sobie poranny jogging. Suknia ślubna i akcesoria znajdowały się w sypialni. Czekały na odpowiednia chwilę, aby być założone. Ubrała dresy i buty i wybiegła w pośpiechu z domu.
Po około godzinie była z powrotem. Ubrała się za ciepło i po powrocie musiała wziąć prysznic, żeby wyglądać świeżo. Mimo wszystko denerwowała się ślubem. Przecież on zmieni coś w ich życiu. Teraz będą z sobą na dobre i na złe, chociaż już są tak z sobą.
Bała sie, że wydarzy się coś niespodziewanego. 
-Martyna, gdzie się podziewałaś?-zapytała matka widząc ją wychodzącą z łazienki.
-Brałam prysznic. To co, nie mogę?
-Wiesz, że zaraz przyjadą kosmetyczki i fryzjerka?
-Wiem, mamo. Już idę do sypialni.
Skierowała się na górę do sypialni i czekała na przyjazd specjalistek. Niecierpliwiła się na ich przyjazd. Z zdenerwowania trzęsły jej się dłonie. Była trochę zawiedziona, bo Marta nie odpisała na jej maila z zaproszeniem na ślub... Po kilku minutach specjalistki dotarły i przepraszały za spóźnienie. Zabrały się do pracy. 
Po około godzinie jej fryzura i makijaż były gotowe. Oczy miała umalowane delikatnie natomiast usta były podkreślone czerwoną szminką. Włosy zakręcone lekko lokówką i spryskane dużą ilością lakieru. Jedna z kosmetyczek robiła jej hybrydy. Nic szczególnego, był to ślubny róż. Kubicka nie chciała mieć przepychu na ślubie, tylko żeby to była skromna, rodzinna uroczystość. Nie zabraknie na niej oczywiście ich najbliższych przyjaciół..  Za chwilę miała założyć swoją suknię ślubną. Wzięła głęboki wdech i poszła do łazienki ją założyć. Krawcowa z firmy Doroty pomogła założyć Martynie kreację. Po kilku minutach wróciła do sypialni, aby założyć dodatki. Welon wpięła we włosy. Wyglądała świetnie. Wszystko robiła starannie i powoli nie śpiesząc się, bo przecież miała czas. Bukiet ślubny złożony z goździków o różnych odcieniach różu oraz białego i różowych róż stał na ławie w wazonie. Podczas zakładania butów do pomieszczenia weszła Dorota:
-Martyna, masz gościa!
-Kogo?
-panią doktor z Francji czy skądś!
-Niech tu przyjdzie.
Panna młoda wiedziała, kto przyszedł. Szybko założyła drugiego buta i czekała na gościa. Gdy dr. Marta weszła do pokoju to pisnęła z radości. Przyjaciółki serdecznie przytuliły się.
-Marta! Nie odpisałaś na mojego maila i z Piotrkiem byliśmy pewni, że nie przyjdziesz na nasz ślub.
-Postanowiłam zrobić nam niespodziankę! I oto jestem!
-Zrobiłaś nam mega niespodziankę!
-Wyglądasz cudownie, kochana! To twoja ostatnia godzina jako panna! Pamiętam, jak Piotrek chodził za tobą, a już tyle czasu minęło i stajecie na ślubnym kobiercu! Nie mogę w to uwierzyć!
-Powiedzieć ci coś w sekrecie?
-Pewnie!
-Ja też nie mogę w to uwierzyć!!-opadła na łoże.
-Uważaj, żeby sukni nie pomięła.
-A co u ciebie słychać w Saint-Tropez?
-Dobrze, pogoda zawsze jest świetna. Domek mam nad samym morzem.
-Masz kogoś?
-Nie. Byłam z jednym kilka miesięcy, ale nic z tego nie wyszło-posmutniała.
-Przykro mi, ale na pewno znajdziesz kogoś, z kim spędzisz życie-przytuliła ją.
-A co u Wiktora?
Martyna nie wiedziała, co jej odpowiedzieć, bo widać było po lekarce, że liczy, że Wiktor nadal jest wolny i się z nią zwiąże, ale przecież on jest z Anią. Zosia nawet ją zaakceptowała. Brunetka myślała, że dłużej zejdzie im z tym. Ale cieszyła się z ich szczęścia.
-Wiktor...
Do pokoju weszła Dorota i kazała im się zbierać, bo nie zdążą do kościoła.
***
Stała przed kościołem i czekała na moment, w którym będzie mogła wejść do niego. W dłoniach trzymała bukiet. Welon założyła na twarz i czekała. 
-Widzę, że jesteś gotowa-rzekł ojciec. 
-Tak. 
-Wchodzimy?
Pokiwała na znak zgody. Jan wziął ją pod rękę i ruszyli wgłąb świątyni. Szli powoli. Martyna rozglądała się. Uśmiechała się do każdego z gości. Szkoda jej było, że nie dokończyła rozmowy  z Martą. 
Jej spojrzenie spotkało się z spojrzeniem Piotra. Uśmiechnęli się do siebie. Spuściła wzrok zawstydzona. Nawet nie wiedziała dlaczego. Przecież Piotr widział ją gdy była smutna i szczęśliwa, gdy miała doła i gdy skakała z radości. Znał ją na wylot.
 Zawsze był z nią. 
Na dobre i na złe. 
W radości i smutku.  
A teraz w ten dzień ich miłość miała zostać zapieczętowana. 
Ojciec przekazał ją przyszłemu mężowi. Już można powiedzieć, że mężowi. 
Rozpoczęły się zaślubiny. Ksiądz wygłosił piękne kazanie. Kubickiej już na kazaniu zaczęły płynąć łzy z oczu. Oczywiście to były łzy szczęścia. Szybko je ocierała. 
-Ja, Piotr, biorę sobie ciebie Martyno za żonę i ślubuję ci miłość, wierność i uczciwość małżeńską oraz że cię nie opuszczę aż do śmierci-brunetka miała łzy w oczach. 
Z łamiącym się ze szczęścia głosem powtórzyła słowa przysięgi małżeńskiej:
-Ja, Martyna, biorę sobie ciebie Piotrze za męża i ślubuję ci miłość, wierność i uczciwość małżeńską oraz że cię nie opuszczę aż do śmierci. 
Potem nałożyli sobie nawzajem obrączki. To była najszczęśliwsza chwila w jej życiu. Nie wiedziała jednak, jakie niespodzianki przygotował dla niej mąż na dzisiejszy dzień i noc.... 
-A teraz możesz pocałować swoją żonę-rzekł ksiądz. 
Piotr złożył na jej ustach namiętny pocałunek. Nie trwał on długo. Dla nich trwał bardzo długo. Nie zważali na to, że wszyscy goście skierowali swoje spojrzenia na nich. 
Wychodząc z kościoła zostali obsypani ryżem, a potem goście składali im życzenia i wręczali prezenty ślubne. Niektóre były naprawdę duże. Świadkowie -  czyli Basia i Tomek  - odbierali je od państwa młodych.
-Wszystkiego najlepszego na nowej drodze życia-rzekła Nowakowska i przytuliła parę.-Żebyście zawsze byli razem, dużej rodziny i mniej kłótni!
-Dziękujemy-odrzekli. Otrzymany prezent Piotrek oddał Tomkowi.
***
-A teraz kochanie zamknij oczy-rzekł do żony, gdy odjeżdżali spod kościoła. Ich auto było udekorowane jak typowy samochód ślubny. Na przedniej tablicy rejestracyjnej był napis: Mrs&Mr Strzeleccy. Natomiast na tylnej: Mr&Mrs Strzeleccy. 
-Dlaczego?-zapytała zamykając oczy.
-To niespodzianka!
-Przecież jedziemy na nasze przyjęcie weselne. Gdzie właściwie jedziemy?
-Za kilkanaście minut się przekonasz!
Po kilkunastu minutach byli na miejscu. Strzelecka mając nadal zamknięte oczy wysiadła z samochodu z pomocą męża. Obejmując ją w talii prowadził ją do parku.
-Możesz otworzyć oczy!
Gdy otworzyła oczy nie mogła uwierzyć własnym oczom! Przecież ich przyjęcie miało być w wynajętej sali a nie w parku. Wszystko było udekorowane tak jak sobie tego życzyła. Stoliki było 4-5 osobowe, każdy znajdował się w namiocie w razie pogorszenia się warunków pogodowych. Po pięciu minutach nadal była zdumiona.
-Jak ci się podoba?
-Tu jest cudownie! Kocham cię-pocałowała go.-Sam to wszystko zrobiłeś?
-Oczywiście, że nie. To dzięki naszej specjalistce od ślubów!
Po wzniesieniu toastu wszyscy zasiedli na swoich miejscach. Kelnerzy zaczęli podawać obiad.
-Piotruś-mówiła podczas posiłku-nadal nie mogę w to uwierzyć, że wzięliśmy ślub i nasze przyjęcie odbywa się w tym parku, moim ulubionym w każdym bądź razie...
-A ja kochanie nie mogę uwierzyć w to, że taka cudowna kobieta jak ty zgodziła się zostać moją żoną-pocałował ją delikatnie w dłoń.
-Och Piotruś...-uśmiechnęła się.
Po kilku godzinach szampańskiej zabawy pojechali z fotografem na sesję zdjęciową.
-A teraz wypuszczacie balony!-krzyknął fotograf i w tym momencie zrobił im jedno z wielu zdjęć.
Po jakimś czasie wrócili na przyjęcie i para młoda podchodziła do każdego z gości i z nim robiła sobie zdjęcie bądź rozmawiała. Na dłużej zatrzymali się przy stoliku Marty, Wiktora, Anny oraz Zosi.
-Marta, przepraszam, że nie powiedziałam ci o Wiktorze i Ani..
-Martynka, to wasze święto i się tym nie przejmujcie.
Para postanowiła iść potańczyć, bo w końcu to ich święto. Najbardziej z wszystkich gości, to chyba oni szaleli na parkiecie. Podczas którejś z rzędu piosenki zostali ściągnieci z parkietu przez rodziców Piotrka.
-Zapomnieliśmy o prezencie dla was. Teraz to chyba odpowiedni czas na niego-rzekła Strzelecka.
-Nie musieliście niczego nam kupować-odrzekła Martyna.
Matka Piotrka podała im kopertę. Piotrek szybko otworzył jej zawartość. Znajdowały się w niej dwa bilety lotnicze.
Około północy Martyna rzuciła welonem, który złapała...Renata. Po tym wydarzeniu para młoda pojechała do podwarszawskiego hotelu na wymarzoną noc poślubną...

sobota, 9 lipca 2016

Rozdział 45

*Martyna 
Po dyżurze chciałam jak najszybciej dostać sie do Centrum, bo byłam umówiona z Dorotą i zaprzyjaźnionym projektantem na wybór sukni ślubnej. Po dotarciu na miejsce byłam spóźniona. Nie mogłam być szybciej. Mam nadzieję, że mi Pshemko wybaczy to opóźnienie.
-Witaj, bellissima(tł.piękna) -pocałował mnie w policzek na przywitanie, ja tez to uczyniłam.
-Przepraszam Pshemko za spóźnienie, ale nie mogłam wcześniej wyrwać się z pracy. Mieliśmy ciężką akcję.
-Powiedzmy, że ci wybaczę-klasnął w dłonie.-A teraz do przymierzalni! Wybrałem kilka sukni dla ciebie, kochana.
Spojrzałam na Dorotę. Jej dom mody był znany wszędzie, więc dlatego chciałam, żeby jej projektant zaprojektował suknie dla mnie.
Przymierzyłam kilka sukni. Żadna z przedstawionych mi się nie podobała.
-Masz jeszcze jakąś? Żadna mi się nie podoba..
-Tak myślałem, że jeśli masz gust do matce to na pewno będziesz chciała zobaczyć jakąś dodatkową suknię. Zaraz ją zobaczysz-wyszedł do innego pomieszczenia.
-Co on kombinuje?-zapytałam.
-Zobaczysz za chwilę. Jestem pewna, że ci się spodoba! Specjalny projekt. Nikt jeszcze jej nie widział.
Uśmiechnięta czekałam aż projektant wróci z suknią. Gdy ją zobaczyłam... była po prostu przepiękna. Założyłam ją. Wyglądałam w niej cudownie.
-Jest.... cudowna!
Zanim ją zdjęłam to jeszcze kilka razy przejrzałam się w niej w lustrze. Najbardziej podobał mi się fason i odcień bieli. Od tej chwili czułam, że jestem pewna tego, że chcę zostać żoną Piotra.... Teraz mogę się do tego przyznać z całą odwagą: nie byłam pewna, czy chcę zostać Ms. Strzelecka. Miałam wątpliwości od czasu zaręczyn, ale teraz te wątpliwości odeszły ode mnie na zawsze!
Po skończeniu rozmyślania poszłam się ubrać w normalne ubrania, zapakowałam suknię i czekałam na Piotrka przed budynkiem.
-Widzę córeczko, że nareszcie jesteś szczęśliwa-Dorota przytuliła mnie wychodząc z pracy.-Widać to po tobie!
-No jestem szczęśliwa-szczerze się uśmiechnęłam i odwzajemniłam uścisk.
Gdyby nie Piotrek, to nie pogodziłabym się z nią. 
Na parking właśnie przyjechał Piotrek. Był kwintesencją mojego szczęścia. Jednak do całości mojego szczęścia brakowało dzieci. Czułam że to niedługo się zmieni...
Dwa tygodnie później 
Jutro jest ten wielki dzień! Trochę się nim denerwuję, a kto by się nie denerwował? Właśnie pakujemy ostatnie pudła z rzeczami z mieszkania. Zaraz po ślubie jedziemy w tajemniczą podróż poślubną, którą zaplanowali dla nas rodzice Piotrka. Jestem ciekawa, gdzie nas wyślą....

______________________________________________
Tak jak pewnie czytaliście w komentarzu pod poprzednim rozdziałem, to tak-postanawiam skończyć tą historię, bo po pierwsze skończyły mi sie pomysły a po drugie to mam jeszcze 3 historie do pisania. Jeszcze napiszę co najmniej jeden rozdział! Więc pewnie pod koniec lipca zakończę tą ksiażkę! 
Nie martwcie się! Mam jeszcze dużo pomysłów co do MaPi, więc w 2 książkach o nich na pewno nie będziecie narzekać na brak nudy!!!! 

Komentarz odnośnie zakończenia :c

Moje książki:

If someone loves you will accept you as you are
And it's so hard to say goodbye

(Nie)Nowy blog:
MaPi na Blog.pl

niedziela, 26 czerwca 2016

Rozdział 44

Następnego dnia
*Martyna
Jeszcze nigdy nie byłam taka zła na Piotrka. Jak mógł mi nie uwierzyć? Zawiodłam się na nim. Jak na nikim. Postanowiłam się spakować i wprowadzić się do naszego domu. Niech sobie zostanie w tym mieszkaniu. Nie mam ochoty z nim gadać ale no cóż muszę, bo jeżdżę z nim i Anną dziś. Przyjechałam do stacji i skierowałam się do szatni. Nie chciałam dziś tu być, ale musiałam. Adam wziął miesiąc wolnego, żeby zająć się Basią i Lizą. Po przebraniu się zrobiłam sobie kawy. Gdy czytałam gazetę do stacji wszedł Piotrek. Nie wiem, gdzie był całą noc i mnie to nie interesuje.
-Możemy porozmawiać?-zapytał siadając na przeciw mnie.
-Chyba już sobie wszystko wyjaśniliśmy-udawałam, że nie interesuje mnie rozmowa z nim, a miałam dylemat, w jakim kolorze powinna być kuchnia... A konkretnie jaki odcień białego ma być...
-Chcę cię przeprosić, bo wiem, że źle postąpiłem... Wiem, że jestem głupim kretynem...
-Wyprowadziłam się i zostanę w naszym domu do dnia ślubu.
-Jeśli chcesz to możemy przełożyć uroczystość.
-Nie trzeba. Myślę, że przerwa w wspólnym mieszkaniu dobrze nam zrobi.
-Przecież w naszym domu trwa remont i nie będziesz miała jak odpocząć.
-Dam radę. Sypialnia i łazienka jest już zrobiona.
-A kuchnia?
Pokazałam mu tabliczkę z odcieniami białego.
-Jaki kolor wybrać na ściany  w kuchni?
-Przecież to jest biały...
-Ale są różne odcienie!
-No to wybierz jakiś, który tobie odpowiada. Mi też będzie odpowiadał.
Wyszłam z stacji i poszłam przygotować karetkę na wyjazd. Jeszcze dziś muszę iść wybrać suknię ślubną i iść na pocztę wysłać wszystkie zaproszenia, no chyba że to Piotrek zrobi chociaż w to wątpie. Na facetach nie zawsze można polegać. Kobieta musi sobie radzić ze wszystkim sama.
Anna siedziała w karetce i uzupełniała dokumentację.
-Cześć-przywitałam się z nią i poszlam sprawdzać czy wszystko jest na swoim miejscu.
-Cześć, Martyna. Nie musisz wszystkiego sprawdzać, bo Piotr zrobił to wcześniej.
-Chcę po prostu sprawdzić, czy on wszystko tak jak należy sprawdził... Bo z nim to nigdy nic nie wiadomo.
-Długo jesteście razem?
-W sierpniu będą 3 lata, a za kilka tygodni ślub.
-To długo. Ja się właśnie rozwodzę z moim mężem.
-Przykro mi.
-Czuję, że zmarnowałam sobie życie wychodząc za niego za mąż. A mogłam być szczęśliwa. Dobra, koniec użalania się nad sobą.
Podszedł do nas Wiktor i Adam.
-Gdzie zgubiłyście Piotrka?
-Gdzieś w stacji się plączę-odrzekłam Banachowi.
-Pokłóciliście się ?
-Mieliśmy drobne nie porozumienie, ale już wszystko jest  w porządku.. Kończą remont domu i już za dwa albo trzy tygodnie się wprowadzimy. Dziś jadę po suknię ślubną.


niedziela, 19 czerwca 2016

Rozdział 43

*Martyna
Zdziwiłam się, gdy usłyszałam wyznanie Adriana. Nie wiedziałam kompletnie, co mam mu odpowiedzieć przecież on jest moim przyjacielem. Zawsze traktowałam go jak brata-nigdy jak faceta, z którym mogłabym mieć dzieci i żyć.
-Adrian... Nie rozumiem cię.. Od zawsze się przyjaźniliśmy i miałam nadzieję, że tak zostanie do końca. Kocham Piotrka i to się nigdy nie zmieni.
-Wiedziałem, że tak odpowiesz. Ale miałem nadzieję, że go zostawisz i będziemy szczęśliwi.
-Kocham cię jak brata. Zawsze byłeś dla mnie jak brat i mam nadzieję, że tak pozostanie-z torebki wyciągnęłam zaproszenie na ślub.-Mam nadzieję, że przyjdziesz.
Chciałam już odejść, ale on mnie zatrzymał i.... pocałował. To wszystko widział Piotrek.
*Piotrek 
Załatwiłem to co miałem załatwić i postanowiłem przyjechać po Martynę. Gdy miałem wejść do restauracji zobaczyłem, jak całuje się z tym pajacem! Szybko wyszedłem z budynku. Skierowałem się na parking i kopnąłem nogą w oponę samochodu. Byłem wściekły. Jak nigdy wcześniej. Powinienem mu przywalić.. Wiedziałem, że jest coś nie tak z Martyną.. To teraz się dowiedziałem! Zdradza mnie i tyle, a ja jej głupi wierzyłem, że mnie kocha...
Nagle za mną pojawiła się właśnie ona. Była ostatnią osobą, którą chciałem w tej chwili widzieć.
-Piotruś, kochanie, to nie tak jak myślisz-płakała. Tusz jej się rozmazał i wyglądała na zdołowaną. Ale co mnie to obchodzi?
-A jak?! Myślisz, że jestem ślepy i nic nie widzę?!! Że się migdaliłaś z nim!
-Daj mi do cholery to wyjaśnić!
-Nie, idę do tego palanta-Martyna próbowała mnie zatrzymać, ale się nie dałem i poszedłem do niego. Stał przy swoim aucie.-Myślisz, że ujdzie ci to na sucho?!!
-Nie wiem, o co ci chodzi!
-Myślisz, że nie widziałem, jak całujesz się  z moją narzeczoną?!
-Aaa.. o to ci chodzi.. Myślałem, że Martyna coś do mnie czuje, ale okazało się, że ona kocha tylko ciebie. Nie rozumiem, dlaczego cały czas się o coś kłócicie i nie możecie dojść do porozumienia. Ludzie, którzy się kochają powinni żyć w zgodzie...
Popatrzyłem na Martynę, która stała za mną. Nadal miała rozmyty makijaż. Przybiegła za mną pewnie dlatego, żeby powstrzymać mnie przed jakąś złą decyzją.
-Przepraszam was za to..-ciągnał dalej.-Przyjdę na wasz ślub i wesele. Mam nadzieję, że będziecie szczęśliwi.
Wsiadł do auta i odjechał. Ja zostałem na parkingu. Martyna odeszła równo z Adrianem. Pobiegłem za nią, ale jej już nie było. Postanowiłem jej poszukać.
Po godzinie jeżdżenia po znajomych wróciłem do mieszkania, gdzie siedziała skulona w kącie.
-Kochanie...
-Nie odzywaj się do mnie. Chciałam ci wszystko wyjaśnić, ale ty nie chciałeś mnie słuchać!
-Przepraszam, to wyglądało jakbyś...
-Przestań i wyjdź-wskazała mi drzwi.-Nie pokazuj mi się na oczy!

Czy Martyna i Piotr pogodzą się? 

Rozdział 47 cz. 1

Tuż po tym jak kamerzysta odjechał para postanowiła nareszcie udać sie do hotelu na noc poślubną. Mimo, że juz mieszkali razem to i tak nie ...