czwartek, 31 grudnia 2015

Rozdział 27

Zamiast do psychologa skierowała się na siłownię. Dawno tutaj nie była. Tyle się tutaj zmieniło, a jednak nic. Wie, że powinna za radą narzeczonego iść do psychologa. Zrobiłaby to dla tzw. świętego spokoju. Po co ma iść do psychologa jak uważa, że wszystko jest ok?
Po serii ćwiczeń udała się do mieszkania, żeby wziąć prysznic a potem do stacji na dyżur. Szybko poszła do szatni się przebrać.
-Nie byłaś u psychologa-stwierdził Piotrek.-Dzwoniłem i pytałem.
-Zapomniałam. Przypomniałam sobie dopiero, gdy byłam na siłowni. "Aaa.. przecież miałam iść do psychologa. Nie potrzebuję Jego pomocy, ale miło by było porozmawiać z kimś o moim idealnym życiu.."
-Przestań się nabijać.. To poważna sprawa i nie lekceważ tego.
-Piotrek, po prostu Cię nie poznaję.. Jesteś taki.. poważny jak nigdy.
-Ktoś z naszej dwójki musi być poważny. Pójdź do psychologa.. Proszę.
-Ale ja nie potrzebuję pomocy psychologa. Radzę sobie bez niego..
-Jedziesz na hydroksyzynie. Nie wiem, czy tak rzeczywiście sobie radzisz.
-Mam dość tej żenującej dyskusji. Idę sprawdzić, czy wszystko mamy.
Odeszła. Miała dość dyskusji z ukochanym.
***
Patrzył jak odchodzi. Nie rozumiał jej oporu. Sam poszedł do stacji zrobić sobie kawy.
-Co jest, Piotrek?-zapytał Adam wchodząc do pomieszczenia.
-Kobiety, kobiety.. Za nimi nie nadążysz-westchnął zalewając kubek wrzątkiem.
-Jeśli Ci tak źle z Martyną to dlaczego chcesz się z nią żenić?-zażartował. Piotrek spiorunował go wzrokiem. Nie chciał mu mówić o ich problemach.. To sprawa między nim a Martyną. Niby Adam jest jej kuzynem, ale ..
***
Podczas dyżuru ich relacje były napięte. Cały czas na siebie warczeli.
-Martyna! Porozmawiajmy jak cywilizowani ludzie.
-Okay-stała przy karetce z założonymi rękami i patrzyła na niego z srogą miną.-Mów, co masz mi do powiedzenia. Całego dyżuru nie chcę na to marnować.
-Dlaczego nie chcesz iść do psychologa?
-Tłumaczyłam Ci to już! Nie będę tego samego w kółko powtarzała!
-Może sie boisz, że psycholog uzna, że jesteś niezdolna do pracy?
-A Ty co uważasz?! Że jestem uzależniona od hydroksyzyny?!-Nic nie odpowiedział.-Nie.. po prostu nie wierzę! Myślałam.. Nie ważne co myślałam! Zawiodłam się na Tobie! Teraz zaczynam żałować, że przyjęłam Twoje oświadczyny!-krzyknęła i wybiegła.



wtorek, 29 grudnia 2015

[JEDNORAZÓWKA] Bez Ciebie znikam...

Wszyscy oskarżaja mnie oto, że Piotra nie ma(czytajcie: RENATA). Każdego dnia przeżywam monotonię i powrót do zdarzeń z tamtego dnia. Zastanawiam się, co by było gdyby....? Sama zauważyłam, że tak się nie da żyć i że muszę się pogodzić z jego odejściem. Nie chciał ze mną być najwyraźniej.. Tak to musiało się skończyć. Stałam się od tego momentu osobą aspołeczną.. Nigdy taka nie byłam.

-Nigdy nie spotkałem takiej świetnej, towarzyskiej osobą, jaką Ty-powiedział kładąc dłoń na moim policzku. Zarumieniłam się i spuściłam wzrok. 
-Przestań-uśmiechnęłam się. 

Wszystko się zmieniło gdy spotkałam Piotrka trzy lata temu. Może teraz byłabym rok po ślubie i planowałabym założenie rodziny.. Ale w pewnym momencie pojawił się On. Teraz dzień jest jak co dzień. Nudny, szary i monotonny.
-Renata, jeśli chcesz mnie kolejny raz zdenerwować to sobie daruj-weszłam do szatni, otworzyłam swoją szafkę, wzięłam swój strój ratownika i poszłam się przebrać.
-Martyna.. Chcę Cię przeprosić za wszystko-musiałam mieć dziwną minę, gdy to usłyszałam.-Nie powinnam między Wami mieszać. Byliście piękną parą.
-Ale dzięki Tobie wszystko się posypało. Dzięki wielkie!
Wyszłam. Miałam się nie wdawać z nią w dyskusje.
Teraz już się pogodziłam z tym wszystkim...
Gdy wróciłam do domu wyciągnęłam z szafki nocnej nasze wspólne zdjęcie.
-I gdzie Ty jesteś?
 Poszłam pobiegać. Włożyłam słuchawki do uszów i pobiegłam w stronę pobliskiego parku.Wydawało mi sie, że widzę Piotrka, ale to przecież niemożliwe...

-Kocham Cię-pocałował mnie-i zrobię wszystko, żebyś była szczęśliwa. 
-Nic nie musisz robić, bo już jestem szczęśliwa-wtuliłam się w Jego mocne ramiona.-Kocham Cię i to nigdy sie nie zmieni... 


KILKA DNI PÓŹNIEJ

Byłam w galerii handlowej ale coś kazało mi przyjść tutaj. Zawsze przesiadywałam tutaj z Piotrkiem. Zza zakrętu wyłonił się On. Był osobą, której najmniej się spodziewałam. Odwróciłam się na pięcie i chciałam odejść,ale on chwycił mnie za dłoń i przyciągnął do siebie. Spojrzałam na Niego oczami pełnymi łez.
-Zostaw mnie! Nie chcę mieć nic wspólnego z Tobą!
-Martyna, proszę.. pogadajmy!
-Nie mamy już o czym.
-Nie potrafisz bez ze mnie żyć!
-Ażebyś wiedział, że potrafię.
Odeszłam wkurzona. Jakim prawem wraca do mojego życia?!
***
Sprawdzałam, czy wszystko wpisałam w papiery zanim pójdę do domu. Złość już trochę minęła, ale nadal mam ochotę udusić Piotrka. Ktoś dotknął mojego ramienia.
-Wiem, że to Ty.. Piotrze.
-Może dasz zaprosić się na kawę po pracy.?
-Jestem zajęta.
Wyszłam z pomieszczenia. Tak naprawdę miałam iść do domu i zajadać smutki jak zawsze.
-To może chociaż Cię podwiozę?
-Nie rozumiesz co znaczy słowo "nie"?
-Daj..
-Nic lepiej do mnie nie mów. ok?
Poszłam na autobus. On chyba został tam.. Nie wiem.. Nie oglądam się zazwyczaj za siebie, gdy gdzieś idę.
***
-Piotruś. Dziś był ciężki dzień, więc zapraszam Cię na piwo, jako Qumpla oczywiście-zaproponowałam. Było mi głupio, że traciłam naszą przyjaźń przez moje ironizowanie.
-Z Tobą zawsze.
Poszliśmy razem do pubu. Bardzo lubiłam to miejsce. Po wypiciu paru piw postanowiłam odwieźć go do domu bo był niezdolny do prowadzenia samochodu jednym słowem.
-Piotrek!-krzyknęłam, gdy uderzyło w niego rozpędzone auto. Po co szedł środkiem ulicy?! Podbiegłam do niego. Oceniłam sytuację i zadzwoniłam po pomoc.-Piotruś! Słyszysz mnie?-wołałam z łzami w oczach. - Masz zaraz wstać i pogadać ze mną, zrozumiano?
Po chwili przyjechał Wiktor z ekipą i zabrali go do szpitala.
-Pożegnaj się z nim.
-Dlaczego go nie ratujecie?!
-Nic nie damy rady zrobić.
Lekarz po prostu odszedł do swoich obowiązków, a ja poszłam do Piotrka.
-Martyna..-był słaby-co ze mną?
-Wszystko będzie dobrze-okłamałam go. Musiałam.
-Martyna. Muszę Ci coś powiedzieć.
-Nic nie mów.
-Jesteś jedyną kobietą, którą kocham.
Postanowiłam się z nim pożegnać:
-Piotruś, posłuchaj mnie. Czas spędzony z Tobą był jedną z najlepszych rzeczy w moim życiu....
***
Nie ma go już prawie pół roku, a ja nadal nie mogę dać sobie z tym rady.
-Przestań się mazać z powodu jednego faceta. Znajdziesz sobie kolejnego.
-Właśnie że nie znajdę. On był jeden na milion.. Bez niego nic już sensu nie ma.

czwartek, 24 grudnia 2015

Święta!! :D


Na zbliżające się Święta pragniemy złożyć życzenia przeżywania Bożego
Narodzenia w zdrowiu, radości
i ciepłej rodzinnej atmosferze.
Kolejny zaś rok niech będzie
czasem pokoju oraz realizacji
osobistych zamierzeń.
życzy #Veronique <3 




****
Wkrótce na blogu pojawi się jednorazówka... Jak Martyna sobie poradzi po zwolnieniu ukochanego z pracy, jego wyjeździe i nagłym powrocie? Odpowiedź już niedługo !! :* 

niedziela, 13 grudnia 2015

Rozdział 26

Był środek nocy, a ona nie mogła spać.. Znowu. Cały czas śnił jej się ten sam sen... Odkąd zdarzył się ten okropny pożar to każdej nocy jest ten okropny sen... Czasami(często) budzi się z krzykiem w nocy... Tylko jedna osoba potrafi ją uspokoić.
-To był zły sen-przytulił ją.-Wszystko się ułoży i będzie OK.
-To nie jest normalne, że odkąd to się stało to powraca to w kółko i w kółko...
-Może to czas aby udać się do specjalisty?
-Nie. Nie potrzebuję fachowej pomocy. Sama sobie poradzę. Razem ogarniemy to-uśmiechnęła się. Wyszła z sypialni.
-Gdzie idziesz?
-Po tabletkę na ból głowy.-skłamała. Tak naprawdę poszła po kolejną tabletkę uspokajającą. Po paru minutach wróciła. Czuła się lepiej. Przynajmniej tak się jej wydawało...
***
-Doktorze, możemy porozmawiać-zwróciła się do Banacha-ale na osobności-dodała czując na sobie spojrzenie narzeczonego.
-Pewnie, chodź.
Poszli do pokoju socjalnego.
-O co chodzi, Martyna?
-Psycholog przepisał mi na uspokojenie Hydroksyzynę. Wczoraj wieczorem mi się skończyła. Nie mógłby pan przepisać mi kolejnego opakowania?
-Ostatnio też byłaś u mnie w tej sprawie. Czy Ty nie zażywasz jej czasem... za dużo?
-Doktorze, ja... Ona mi pomaga dojść do siebie po tym wszystkim.
-Radzę Ci iść do psychologa-powiedział wypisując receptę.
-Dobrze, dobrze-zbyła go i na wychodnym rzekła:-Może pan nie mówić o tym Piotrkowi?
-On martwi się o Ciebie.
-Wiem, wiem. Dlatego nie chcę żeby sobie głowę nie potrzebnie zaprzątał. Mamy dość na głowie..
-Nie mogę Ci tego obiecać.
-"Doktorze, wezwanie mamy"-powiedział Piotr przez radio.
-"Już idziemy."
Martyna po skończonym dyżurze poszła do apteki po lek, a Piotr, kiedy czekał na nią rozmawiał z Wiktorem:
-Po co Martyna rozmawiała z panem?
-Jak będzie chciała to sama Ci powie.
Piotrek chciał dalej wyciągać informacje od lekarza, ale przyszła Martyna i pojechali do domu.
-Martyna, o czym rozmawiałaś z Wiktorem?
-Nieważne. Nie musisz wszystkiego wiedzieć.
-Obiecaliśmy sobie, że będziemy wobec siebie szczerzy.
-Jesteśmy szczerzy. No chyba, że Ty coś znowu wykombinowałeś-zawadiacko się uśmiechnęła i zniknęła w sypialni.
KILKA DNI PÓŹNIEJ
Martyna coraz częściej sięga nie tylko po Hydroksyzynę. Piotrek w małej części jest świadomy problemów narzeczonej.
-Piotrek, musimy porozmawiać o... Martynie-rzekł Banach. Martyna miała dziś wolne, więc mogli spokojnie porozmawiać.
-Coś się stało?
-Pytałeś mnie kilka dni temu i chciałeś wiedzieć po co Martyna chciała ze mną rozmawiać na osobności.
- W domu zbyła mnie że to nieważne.
-Uważam, że Martyna ma problem. Chodzi oto, że poprosiła mnie już o którąś receptę na leki uspokające..
-Niech zgadnę: HYDROKSYZYNA.
-Tak. Powinieneś z nią o tym poważne porozmawiać i zaprowadzić ją do psychologa.
-Porozmawiam z nią jak tylko wrócę z dyżuru.
Po skończonym dyżurze Piotr szybko udał się do ich mieszkania.
-Martyna!!-krzyknął.-Musimy porozmawiać!!
-Co tak krzyczysz?
-Okłamałaś mnie! Bierzesz Hydroksyzynę!
-Kończę z tym!
-Potrzebujesz pomocy psychologa! Dlaczego mi nie powiedziałaś?!
-Nie chciałam Cię martwić! Jutro pójdę do psychologa!
-Jeśli do niego sama nie pójdziesz to...
-To co?
-To sam Cię do niego zaprowadzę!
-Dobrze, niedoszły panie doktorze!-powiedziała uśmiechając się.

niedziela, 6 grudnia 2015

Rozdział 25

KILKA DNI PÓŹNIEJ
-Jeśli nie chcesz, to nie musimy tam jechać.
-Musimy. Chcę zobaczyć jak to wszystko wygląda..
Wyszli z mieszkania i pojechali na pogorzelisko. Byli tam już fachowcy i rodzice pary. Przywitali się z obecnymi i stanęli pod drzewem.
-Ile będzie kosztował remont domu?-zapytał Piotr.
-Musimy ekspertyzy sporządzić. Nie wiadomo, czy w ogóle da sie wyremontować ten dom. Możecie państwo równie dobrze wybudować nowy na tym miejscu. Zmieści się na tej działce 2-razy większy dom niż ten.
Do skończonym zapoznawaniu się z stanem rzeczy Martyna, Piotr i rodzice pojechali na obiad do restauracji. Podczas obiadu rozmawiali:
-Nie wiem, czy nie będziemy musieli przełożyć ślubu na inny termin, bo przecież odbudowa domu jest ważna-powiedziała brunetka.
-Martynka, nie martw się o dom. My w prezencie ślubnym odremontujemy Wam dom-powiedziała Dorota.
-Nie, nie możecie wziąć na siebie takiego wydatku..
-Szczerze mówiac, to nie macie w tej kwestii nic do gadania.Wprowadzicie się do niego po ślubie. Jeśli trzeba będzie zburzymy zgliszcza i na ich miejscu wybudujemy piękny dom.
-To za duży koszt-odrzekł Piotr.-Na razie mamy gdzie mieszkać, a gdy znudzi nam się mieszkanie w bloku, to kupimy dom i będzie po problemie.

Martyna udawała, że wszystko jest OK, ale Piotrek wiedział swoje. Chciał z nią porozmawiać po tym jak wrócą do domu. Po powrocie do siebie Martyna poszła wziąć kąpiel. Ale zamiast tego siedziała na wannie i zastanawiała się na tym, czy wziąć kolejną porcję leków uspokajających. Wydarzenia, które miały miejsce ostatnio bardzo nią wstrząsnęły. Prawie zgineła w własnym domu i to przez jakiegoś szaleńca! Powinna porozmawiać z psychologiem, a truć się chemią! Hydroksyzyna. Gdy miała wziąć lek do drzwi zapukał Piotr:
-Idę na zakupy.-szybko schowała opakowanie z lekiem do kieszeni spodni i szybko otworzyła drzwi.
-Ok, to kup sok pomarańczowy-powiedziała stając w drzwiach łazienki w samym ręczniku.
 -Szkoda, że muszę iść na te zakupy bo.. chętnie bym się z Tobą wykąpał.
-Kochanie, Ty lepiej idź do tego sklepu! Dobrze Ci to zrobi na mózg!
-To myślisz, że mój mózg źle pracuje?
-Będziesz lepiej myślał, gdy będziemy planować nasz ślub-pocałowała go i zamknęła się z powrotem i łazience.
Wyszedł. Pogoda jak na jesień była znośna. Wiedział, że narzeczona nie jest całkiem sobą przez ostatnie wydarzenia.On też to przeżył, bo gdyby jej nie uratował z płonącego domu to straciłby część siebie...
Po zrobieniu zakupów powoli wracał do domu. Widział zakochane pary i myślał o szczęściu, które go spotkało dzięki Martynie. Tyle dobroci i wyrozumiałości, które otrzymał od niej nie otrzymał od żadnej innej kobiety oprócz swojej matki.
-Jestem!-powiedział rozpakowując zakupy.
-To dobrze, bo głodna jestem-usiadła na krześle barowym. Była przygaszona i miała spuszczony wzrok. 
-Co jest?-zapytał podnosząc jej podbródek tak by mogła na niego spojrzeć.
-Nic.
-Kochanie, znam Cię na wylot i takie teksty u mnie nie przejdą.
-Może gdybym nie odmówiła Damianowi w liceum to by się nic nie wydarzyło.. Nasz dom by stał i wszystko by było dobrze.
-Kochanie, czasu nie cofniesz-powiedział przytulając ją-a my możemy mieć cudowny dom. Zaczniemy w nim wszystko od nowa. Taki nowy start będziemy mieć w nim.
-Ale ja nie chcę w nim zaczynać naszego małżeństwa! To co mnie w nim spotkało odbiło się piętnem na mojej psychice i nie wiem, czy kiedykolwiek będę chciała w nim zamieszkać! A powiedziałam to co powiedziałam rodzicom, żeby nie robić im przykrości..
-Nie martw się, Kochanie. Wszystko będzie dobrze-szeptał jej do ucha.
______________________________________
Oto kolejna część! Następna będzie pewnie w weekend ;D
Chcę Was zaprosić na mojego kolejnego bloga ;D ------>Dark Creatures 
Jest to historia pewnej wampirzycy, która nie cierpi płci przeciwnej, ale po pojawieniu się jej "dawnego" ukochanego, którego nadal darzy jakimiś uczuciami.... Zapraszam do czytania!!!!
Jak myślicie: Martyna poradzi sobie z swoim problemem?
Odpowiedź w kolejnym opowiadaniu :D

niedziela, 29 listopada 2015

Rozdział 24

NASTĘPNEGO DNIA
Po przenocowaniu u Basi i Adama Martyna pojechała do domu przebrać się w świeże ciuchy i pojechać na dyżur. Po przyjeździe do domu zastała drzwi otwarte co ja bardzo zdziwiło. Może Piotrek wrócił? Weszła do salonu i zobaczyła Damiana. Rzuciła się do ucieczki. On był szybszy i ją dogonił. Złapał ją za ramię i sprowadził na dół.
-Nie radzę Ci uciekać, bo gdy się wypieprzysz to będziesz cała w benzynie.
-W czym? Coś Ty do cholery zrobił!? Dlaczego jesteś w moim domu?!!
-Siadaj tu na krześle i mnie wku..
Usiadła i nic się odzywała. Związał ją.
-Zapewne nie pamiętasz małego, ciemnowłosego Damiana z liceum. Nosił okulary. Jedna laska zadrwiła z niego. Miała z nim umówić się do kina. W ostatniej chwili odwołała ją. On się bardzo zapalił na tą randkę. Ona potem zachowywała się jakby nic się nie stało.. Na szczęście on nie był tak głupi, żeby to wszystko zapomnieć i nie zemścić się.. Przypominasz sobie, szmato?
-Tak... Bardzo Cię za wtedy przepraszam.
-Twoje "przepraszam" nic tu nie zdziała. Musisz zapłacić za to!
-O co Ci chodzi?
-Zobaczysz.. Na razie sobie tutaj posiedzimy i porozmawiamy...
-O czym?
-O tym, że tym razem Twój Piotruś Ci nie pomoże.
-Co mu zrobiłeś?!
***
Wybiegł na ulicę. Musiał jak najszybciej dostać się do Leśnej Góry. Złapał jakiegoś stopa i jak najszybciej dotrzeć do narzeczonej. Po ok. 20 minutach był u Wiktora.
-Doktorze! Musimy jechać do Martyny.
-A co się stało, Piotr?
-Damian chce coś jej zrobić.. Zaplanował podpalenie naszego domu.
-Dobra, jedziemy! Renata, Adam! Zbieramy się.
Pojechali, lecz czy zdążą na czas?
***
-Już czas na to abyś zakończyła swój nędzny żywot.
-O czym Ty mówisz?-spojrzała z przerażeniem na niego.
-Żartowałem z tym, że tutaj jest benzyna. Po prostu podpale np. dywan i już cały dom stanie razem z Tobą w płomieniach i już nigdy nie zobaczysz swojego Piotrusia. Będzie żył z świadomością, że nie zdążył Cię uratować...
***
Dojechali pod dom. Piotr chciał od razu biec do domu, ale Wiktor go zatrzymał:
-Jaki masz plan? Po prostu tam wbiegniesz?
-Tak. To mój plan.
-Poczekaj na strażaków.
Słyszeli krzyki z domu.
***
-Nie drzyj ryja bo to nic Ci to nie da.-zakneblował jej usta i podpalił dywan.
Ogień zaczął zajmować powoli dom. Martyna była bezradna..
***
-Mam jeszcze czekać?!
Nie czekając na odpowiedź Wiktora zasłonił twarz i wbiegł do płonącego budynku. Wchodził do salonu, gdy znowu dostał od Damiana. Przywalił mu jeszcze mocniej i poszedł do narzeczonej. Gdy go zobaczyła to widział błysk w jej oczach. Był to błysk
szczęścia. Potem zemdlała... Po oswobodzeniu jej rąk i nóg wyniósł ją. Natychmiast podbiegli do nich ratownicy. Chwilę później odzyskała przytomność.
-Piotruś...
-Jestem już przy Tobie. Nie bój się.-przytulił ją.
-Nasz dom-w jej oczach pojawiły się łzy.
-Nie martw się. Coś wymyślimy.
-Tak się bałam..
-Obiecuję, że nic Ci się już nie stanie-mocniej wtuliła się w niego.
-Podamy Ci tlen na maskę i zabierzemy do szpitala-powiedział Wiktor.
-Nie muszę jechać do szpitala-powiedziała kasłając.
-Ale jesteś uparta.
-Tam zostało wszystko... Nie mamy ubrań. Pamiątek. Zdjęć.
-Jadę z Tobą do szpitala i nie ma dyskusji.
Martyna zgodziła się i pojechali do szpitala. Postanowili ją zostawić na obserwacji.
***
Piotrek wszedł do sali narzeczonej z bukietem róż. Usiadł na jej łóżku i powiedział:
-Martynka, w porządku? Wiem, gdzie będziemy tymczasowo mieszkać.
-Tak?
-W moim starym mieszkaniu. Są tam jeszcze jakieś nasze ubrania, których nie wzięliśmy.
-To dobrze. Co jest ze mną że nie potrafię poradzić sobie sama z żadnym mężczyzną?
-Potrafisz sobie poradzić. Ze mną sobie radzisz.
-Nie oto mi chodzi.
-A o co?
-Może powinnam zapisać się kurs samoobrony?
-Pogadamy o tym później?
-Bo?
-Mam pytanie.
-Jakie?
-Możesz chcesz porozmawiać o tym z psychologiem?
-Nie potrzebuję psychologa, tylko porządnie się wyspać i zająć pracą.
-Jesteś pewna?
-Tak. Jeśli będę potrzebowała porady psychologa to sama skorzystam z niej. Przytul mnie-mocno ją przytulił.-Tak bardzo za Tobą tęskniłam. Gdy on zaczął podpalać budynek to chciałam mieć Ciebie obok. Zrozumiałam, że gdy Ciebie nie ma to moje życie traci sens.
-A ja gdy Cię zobaczyłem w tam siedzącą to myślałem, że go normalnie zabiję! Ale teraz wszystko jest dobrze.
-Wiesz, że znowu mnie uratowałeś, mój bohaterski rycerzu? Nie wiem, jak Ci się odwdzięczę.
-Teraz nie myśl o tym. Wypoczywaj.
-Remont pochłonie bardzo dużo naszych pieniędzy... Nie wiem, ile na ślub i przyjęcie zostanie...
-Ej, co Ci mówiłem? Masz na razie o tym nie myśleć. Cieszmy się, że jesteśmy tutaj razem-pocałował ją.  








Rozdział 23

KILKA DNI PÓŹNIEJ
Siedziała na kanapie w stacji. Pół godziny temu zaczęła dyżur. Właśnie trwała odprawa.
-Martyno, nie wiesz kiedy będzie Piotr?-zapytał Góra.
-Niestety nie, doktorze-odpowiedziała szybko.
-Wiadomo już coś w jego sprawie?
-Niestety nie.
Po skończonej odprawie Martyna, Adam i Wiktor poszli do karetki. Tak bardzo brakowało jej jego uśmiechu, czułości... Tego wszystkiego..
-Dasz radę jechać?-zapytał Banach.
-Oczywiście-odrzekła i wsiadła do karetki. Nie mogła dać po sobie poznać, że nie daje
rady.
***
-I co? Przemyślałeś to?
-Nic się nie zmieniło. Martyna nie jest łatwą kobietą.
***
-Gdzie jest Piotrek?-zapytała Renata wchodząc do szatni. Martyna opowiedziała jej wszystko.-Może telefon mu się rozładował, bo tak mocno mocno zabalował?
Martyna przed wszystkimi zataiła fakt, że dostała tajemniczego SMS-a od narzeczonego. Miała przeczucie, że on już niedługo wróci oraz takie, że coś się stanie. Nie dawało to jej spokoju. Powinna komuś o tym powiedzieć, ale nie wiedziała komu. .. Obiecała, że odwiedzi dziś Adama i Basie, więc po skończonym dyżurem razem z nimi udała się do ich mieszkania. Tak naprawdę nie chciała być sama. Odkąd Piotrek napisał jej, żeby uważała na Damiana, to stara się go unikać. W tej pracy bardzo trudno jest kogoś unikać. Jedli kolację. Prawie się do siebie nie odzywali. Byli przejęci zaginięciem przyjaciela. Nigdy nie robił im takich numerów.
-Przepraszam Was, że nic się nie odzywam, ale nie mam ochoty na rozmowę.
-Nic nie szkodzi-powiedziała Basia.-My też martwimy się o Piotrka, bo jest naszym przyjacielem, a za niedługo będzie rodziną. Macie wyznaczony termin ślubu?
-Sierpień przyszłego roku. Chcemy urządzić skromne przyjęcie z najbliższą rodziną i przyjaciółmi.
-Zastanawialiście się gdzie?
-Zawsze marzyły mi się "Złote Tarasy", ale zobaczymy jak to będzie.. Chcę, żeby Piotrek już tu był-oparłam głowę o ramię Adama.
-Już niedługo będzie, na pewno..-sam chyba zaczął watpić w to.
-Mogę zostać u Was na noc? Nie chcę być sama.
-Pewnie! Zaraz Ci pościelę w salonie.
***
Uwolnił się. Teraz tylko udaje że jest nadal związany. ten doktorzyna myślał, że go przechytrzy! Piotra Strzeleckiego! Dobre sobie. Teraz mówił coś do siebie:
-Dziś nadejdzie czas zemsty! Jeśli jej nie będzie to poczekam na tą s*kę i podpalę ją razem z tym całym jej szczęśliwym domkiem!
-Nie obrażaj mojej narzeczonej, bo dostaniesz w ryj!-krzyknął.
-Nie boję się Ciebie.
-Ani ja Ciebie.
-Za parę godzin nie będziesz miał już swojej narzeczonej!
-Nie wierzę Ci!
-To uwierzysz jak dowiesz się, że zginęła w pożarze w własnym domu, który wybuchł z nieznanych przyczyn...
Wyszedł.
Wstrząsnęły nim jego słowa... 

sobota, 28 listopada 2015

Rozdział 22

Schodził z dyżuru. Miał dzwonić po taksówkę, ale ktoś uderzył go w głowę, zawlókł do auta i odjechał z piskiem opon.

***

Denerwowała się, bo miał przyjechać godzinę temu. Pewnie wziął dodatkowy dyżur-pomyślała i wyszła zamykając dom. Następnie udała się do garażu po samochód. Po około dwudziestu minutach była pod stacją. Wysiadła z samochodu i weszła do budynku. Przebrała się w "robocze" ubranie i postanowiła spróbować skontaktować się z narzeczonym, bo na pewno w stacji go nie było. 
-"Tu Piotrek Strzelecki. Po sygnale zostaw wiadomość"
-"Piotrek odezwij się. Martwię się."
Rozłaczyła sie i poszła do kuchni zrobić sobie mocnej kawy. Chwilę później przyszedł Adam.
-Piotrka nie ma?-zapytał. Ona pokiwała przecząco głową.-To do niego nie podobne. 
-Właśnie. Martwię się o niego. Może mu coś się stało?
-To mocny gość i na pewno nic mu nie będzie i pojawi się w progu stacji.
-Mam nadzieję... 

*** 


Obudził się. Nie wiedział, gdzie się znajduje. Był związany. Nie aż tak mocno, aby mógł się wyswobodzić. Jeśli spotka tego, co go porwał to mu wpie*dol da. Rozejrzał się po pomieszczeniu. Była to jakaś opuszczona rudera. 
-Widzę, że się obudziłeś śpiąca królewno-powiedział porywacz. 
-Czego chcesz?-zapytał. 
-Zostaw Martynę w spokoju. Ona zasługuje na kogoś lepszego niż TY. Niż ratownik medyczny, który nigdy jej nie zapewni tyle pieniędzy na ile zasługuje... 
-Damian! Mogłem się domyślić! Czego chcesz od Martyny?!
-Żeby związała się z kimś takim jak JA. 
-Gdy się dowie w jaki sposób chciałeś nas rozdzielić to będzie z Tobą źle. 
-Nie boję się ani Ciebie ani jej. Mam z nią rachunki z przeszłości do załatwienia. 
Przywalił mu znowu. Tym razem w twarz i wyszedł. 


***

Siedziała w stacji. Prawie cały dzień go nie ma...  Tak się cholernie o niego martwiła. Co jeśli miał wypadek? Albo go ktoś napadł? Dostała SMS-a od narzeczonego: Uważaj na tego Damiana. Wrócę wkrótce i wszystko wyjaśnię. Pamietaj, że Cię kocham! 
Piotrek, gdzie jesteś?-zapytała sama siebie. Szybko wsiadła do samochodu i odjechała do domu. Tam chciała to wszystko na spokojnie przemyśleć. Dlaczego ma uważać na Damiana?... 


_________________________________
Piotrek porwany przez... Damiana. 
Jak myślicie jak akcja potoczy się dalej?


 

Rozdział 21

Ubrała jego koszulę i zeszła w niej na dół. Ledwo zakrywała jej pośladki.Zeszła do kuchni, gdzie on przygotowywał śniadanie. Usiadła na blacie i obserwowała go. Gdy ją zauważył minęło dobre parę minut. Oparł się o blat na którym siedziała i pocałował ją.
-Jak się spało, pani Strzelecka?
-Jaka pani Strzelecka?!
-Przecież to wczoraj uzgodniliśmy-powiedział całując ją w ramię.
-Byłam wtedy pod wpływem alkoholu i Twojego uroku, więc nie wiem,co wtedy mówiłam i robiłam.
-Serio mam taki urok osobisty?-zapytał mrugąjąc do niej.
-Żartowałam. Może miałeś kiedyś ten swój "urok", ale go teraz masz, bo jestem pod moim pantoflem. Spróbuj tylko flirtować z jakąś laską to marny Twój los-pogroziła mu.
-Spokojnie. Pod Twoim pantoflem nie mogę podjąć sam żadnej decyzji, pani Kubicka.
-Zawieziesz mnie do stacji na dwunastą?-zapytała przygryzając dolną wargę.
-Zrobię to pod jednym warunkiem..
-Jakim, kochanie?
-Naprawdę nie pamiętasz co wczoraj ugodniliśmy?
-Oczywiście, że pamiętam. Sierpień przyszłego roku, w naszym kościele parafialnym bierzemy ślub.
-Myślałem, że mam taki urok osobisty że jak mnie widzisz to o wszystkim zapominasz.
-Nie, nie masz. To podwieziesz mnie?
-Oczywiście.
Poszła się ubrać. Postanowiła ubrać jasne jeansy, niebieski T-Shirt i skórzaną kurtkę, którą kupił jej narzeczony. Zbliżała się jesień. Była już końcówka sierpnia. Za rok o tej porze będzie mężatką. Kto by pomyślał? Ona przeciwniczka małżeństwa i narzeczeństwa bierze ślub.  Jeśli on jest obok niej to może zrobić dosłownie wszystko. To się chyba nazywa miłość. Na dole czekał na nią, żeby ja odwieźć do pracy. Potem miała wrócić autobusem albo taksówką.
***
Skończyła dyżur. Był on ciężki. Co chwilę mieli jakieś wezwania. Nareszcie mogła odpocząć. Siedziała z zamkniętymi oczami na ławce. Gdy wstawała przyszedł do niej Damian.
-To może dziś pójdziemy na to piwo?-zaproponował.-Też skończyłem już.
-Może kiedy indziej, bo jestem zmęczona-skłamała.
-Twój narzeczony nie dowie się. Możesz być oto spokojna.
-Ale powiedziałam, że nie chcę dziś nigdzie z Tobą iść!-zareagowała nerwowo.
Piotr widząc jak narzeczona nerwowo rozmawia z doktorzyną podszedł do nich i powiedział:
-Chyba nie trzeba Ci powtarzać dwa razy?!
-O co sie czepiasz?! Nie z Tobą rozmawiam!
-Daj jej spokój, bo jest po ciężkim dyżurze.
-A co jeśli jej nie dam spokoju?
-To inaczej porozmawiamy-patrzyli sobie prosto w oczy i mierzyli się wzrokiem.
Martyna wiedziała, że jeszcze chwila a sie pobiją.
-Piotruś, możemy porozmawiać?-zapytała.
-Pewnie, chodźmy-odeszli kawałek od lekarza i byli za budynkiem stacji.-Kochanie, o co chodzi?
-Poradziłabym sobie.
-Martwię się o Ciebie. I nie pozwolę, żeby ten idiota truł Ci o tym spotkaniu i do niego
zachęcał, gdy Ty tego nie chcesz. Bierz auto i pojedź nim do domu. Ok?
-Ok. Wiesz co?
-Co?
-To słodkie, że tak o mnie się troszczysz... Jesteś moim rycerzem na białym koniu o którym zawsze marzyłam, gdy byłam małą dziewczynką.
-Wiem, bo jesteś moją ukochaną narzeczoną bez której nie wyobrażam sobie mojej dalszej egzystencji na tym świecie.
-Na serio?
-Tak.
-Kocham Cię.
-A ja Ciebie-pocałował ją w czoło.

________________________________
To opowiadanie jest skończone. :) 
Jak Wam się podoba? 
Nie wiem dlaczego, ale zawsze mi czegoś w tych opowiadaniach brakuje. Taka głupia Ja :') 
W kolejnym opowiadaniu zacznie się komplikować(chyba). Zobaczę jak to mi wyjdzie w mojej cudownej mózgownicy.. 
Next chyba jeszcze w tym tygodniu, ale niczego nie obiecuję :) 
Piszcie opinie w komentarzach! Bardzo zależy mi na Waszej opinii jako czytelników... :)


sobota, 21 listopada 2015

Rozdział 20

DWA TYGODNIE PÓŹNIEJ
Na razie tylko o naszych zaręczynach wiedzą nasi najbliżsi przyjaciele: Adam, Basia i Wiktor i nasze rodziny.  Przebieraliśmy się na dyżur.
-Nie wiem, czy chować pierścionek tak jak do tej pory, czy mieć go na palcu?
-Miej go na palcu. Niech ten Damian zobaczy, że masz narzeczonego i da Ci spokój.
Do pomieszczenia weszła Renata.
-Cześć, jak po urlopie?-zapytałam.
-Cześć, świetnie! Musicie koniecznie polecieć na Kretę. Było cudownie i poznałam kogoś.
-To cudownie!
-A co u Was?-Chciałam schować dłoń do kieszonki spodni, ale ona zauważyła mój pierścionek.-Kiedy się zaręczyliście?
-Niedawno-zbyłam ją.
-Niedawno?
-Co to dwa tygodnie..
-Gratulacje-przytuliła nas.-Musimy to koniecznie dziś uczcić. Ktoś z stacji wie?
-Tylko Adam i Basia.
-To dziś po dyżurze?
-Ok.
-O której kończycie?
-O 17:00.
-Ja też. Idealna pora na uczczenie Waszych zaręczyn. Nie chcecie by ktoś jeszcze się dowiedział.?
-Jak na razie nie chcemy aby ktoś więcej o nich wiedział.
-Spokojnie. Macie to u mnie jak w banku-uśmiechnęła się i wyszła.
Skończyliśmy się przebierać i poszliśmy przygotować karetkę.  Mieliśmy dyżur z Górą.
***
Wieczorem po skończonym dyżurze ratownicy poszli do baru.
-Wiedziałam, że Piotrek to porządny gość i w końcu kiedyś Ci się oświadczy-powiedziała Renata.
-Muszę Ci się przyznać, że ja nie sądziłam, że kiedyś to nastąpi...
-Kochanie, nie wierzysz we mnie?-zapytał.
-No wiesz...
-Co?
-Oczywiście, że w Ciebie wierzę!-pocałowała go w policzek.
-Już myślałem...-uśmiechnął sie.
-to jeszcze po jednym piwie?-zaproponowała Renata.
-Ok i do domu.
Po wypiciu piw rozeszli się pod lokalem. Martyna i Piotr na nogach poszli do domu a Renata pojechała taksówką . Nie wiedzieli, że w barze obserwował ich Damian.Mężczyzna pomyślał: Jeszcze mnie popamiętasz... Zraniłaś mnie wtedy to ja Cię teraz zranię. Nie będziesz miała cholernego happy endu...
Szli powoli nie spiesząc się.
-Ustalamy datę ślubu?-zapytał.
-Jeszcze nie. Po co ten pośpiech? Mamy czas przecież.
Doszli do domu. Martyna szukała w torebce kluczy i je znalazła. Otworzyła dom i weszli do niego.
-Nie chodzi mi oto, że nie chcę tego ślubu, tylko oto, że jeszcze nie myślałam nad datą ani miejscem. Szczerze mówiąc to jeszcze nad niczym w tej kwestii nie myślałam.
-Ok-pocałował ją.-Jak będziesz chciała pogadać o ślubie to mi powiedz.
-Będziesz pierwszą osobą, która się o moich ślubnych planach dowie.
-Cieszę się niezmiernie.
-Ja również.
NASTĘPNEGO DNIA
Przyszli wcześniej na dyżur. Siedzieli przed stacją i rozmawiali. Nagle przed budynek pojawił Wiktor. Przyjechał na rowerze.
-Doktorze!-powiedziała Martyna
-cześć dzieciaki!
-Doktorze, już po wypoczynku?-zapytał Piotr podając mu dłoń witając się.
-Nareszcie chyba chciałeś powiedzieć.
-Oczywiście-zaśmiał się.
-Co tam u Was?
-Auto się zepsuło i jedno i drugie, więc skazani jesteśmy na komunikację miejską lub spacery-rzekła Martyna.
-Albo przerzućcie się na rowery.
-Słyszysz, Piotruś?
-Pomyślę.
-Yhm.
Martyna szepnęła Piotrkowi na ucho:
-Wszystko zaczyna się układać-uśmiechnęli się do siebie.
_________________________________
No więc oto kolejna część opowiadania.
Co myślicie o Damianie?
Zdradzę Wam, że on dużo namiesza. Będą to przykre sprawy, że się tak wyrażę.
Jak myślicie co będzie w kolejnej części? ;*
Do następnego ;D


sobota, 14 listopada 2015

Rozdział 19

-Tomek, zawieś wyżej te lampiony!-krzyknąłem do brata.
-Już się robi!
Martyna jest w pracy, a my robimy ostatnie rzeczy, aby jutrzejszy dzień wypadł jak najlepiej.
-A co jeśli Martyna odrzuci Twoje oświadczyny, bo na przykład nie jest gotowa na kolejny etap Waszego związku?-zapytał Romek.
-Po tym, co przeszliśmy odkąd sie znamy, wierz mi nic nie może nas już zaskoczyć.Przecież nie musimy brać od razu ślubu.
-A co z dziećmi?-zapytała mama. Spodziewałem się tego pytania z jej ust.
-Na dzieci mamy czas, spokojnie.
***
Po skończonym dekorowaniu pojechałem do stacji. Martyna kończyła dyżur. Zastałem ją w szatni, gdy się przebierała. Zasłoniłem jej oczy dłońmi i zapytałem:
-Zgadnij, kim jestem?
-No nie wiem... Muszę się zastanowić zanim Ci odpowiem, Piotrusiu. 
Odwróciła się i obdarzyła mnie uśmiechem.
-Hej, słonko-powiedziałem i pocałowałem ją. 
-No hej-przytuliła mnie. 
-Pamiętasz, że jutro jedziemy?
-Pamiętam, pamiętam. Ja bym nie pamiętała? Nie jestem Tobą. Co mam ze sobą wziąć? 
-Ładną sukienkę. 
-A po co?
-Zobaczysz jutro. Muszę się przebrać i przygotować do dyżuru z Góra.. 
-Dasz radę-poklepała mnie po ramieniu i wyszła. 
***
Nie wiedziałam po co Piotrek kazał mi wziąć ze sobą ładną sukienkę. Ale wzięłam. Obiecałam mu, że będę mu wierzyć, ale czasami baardzo trudno jest to zrobić. Z tego co wiem to jego rodzice nigdy nigdzie nie wyjeżdżali. O gustach się nie dyskutuje aczkolwiek wyczuwam spisek. Ja nie mam teraz urodzin, Piotrek również. Gdy dojechaliśmy chciałam iść do salonu, ale Piotrek mnie zatrzymał:
-Pójdź się odświeżyć i przebrać. 
-Taka Ci już nie wystarczam?
-Wystarczasz, ale to niezwykła chwila w naszym życiu. Zawołam Cię, gdy wszystko będzie gotowe. 
Poszłam do łazienki na górę i wzięłam gorącą kąpiel, chociaż było upalne lato. Dzisiaj jakoś duszno jest, pewnie potem będzie burza. Następnie zaczęłam się malować i ubierać. Na koniec zostało mi wykonanie fryzury. Wyprostowałam włosy i stwierdziłam, że je tak zostawię. Ubrałam buty i zaczęłam schodzić na dół. .. Przy ostatnim schodzie czekał Piotr. Pewnie słyszał jak schodzę. Nie mógł oderwać ode mnie wzroku. Czułam jak "rozbiera" mnie wzrokiem. 
-Aż tak źle wyglądam?-zapytałam, chociaż znałam odpowiedź. Chciałam ją usłyszeć z jego ust.  
-Wyglądasz...-szukał odpowiedniego słowa, żeby wyraźić zachwyt moją osobą-cudownie. Chodźmy do ogrodu-poszliśmy pod ramię do ogrodu. 
Gdy weszłam do niego to ujrzałam niezwykły widok: cały ogród był udekorowany lampionami! Na tarasie  stół  był nakryty. Stało na nim czerwone wino i róże w wazonie. W tle leciały nasze piosenki, m.in. 'Thousand Years' czy 'Say something'. Zaniemówiłam z wrażenia. 
-Jak Ci się podoba?
Rzuciłam mu się na szyję i powiedziałam:
-Jest cudownie!
-To jeszcze nie koniec niespodzianek-spojrzałam na Niego pytająco i usiadłam na krześle, które On mi odsunął. Ukleknął przede mną i zaczął mówić:
-Długo zastanawiałem się jak i gdzie poprosić Cię o rękę. Chciałem to zrobić wszędzie, ale po głębszym zastanowieniu wybrałem to miejsce, ponieważ tutaj wszystko się zaczęło... Gdy się spotkaliśmy przed dwoma laty nic nie zapowiadało tego, że w tej chwili będziemy tutaj jedli kolację i zaręczali się. Martyno Kubicka, czy  uczynisz mi ten zaszczyt  i  zostaniesz moją żoną?- z kieszonki marynarki wyjął malutkie pudełeczko i je otworzył.
 Po chwili wstałam i odpowiedziałam z uśmiechem na ustach:
-Tak! 
Na serdweczny palec u mojej prawej dłoni włożył mi złoty pierścionek, a następnie podniósł mnie i zakręcił wkoło. Pocałowaliśmy się namiętnie. 
-Kocham Cię-powiedziałam i mocno go przytuliłam. 
Piotr usiadł na przeciw mnie i zaczęliśmy jeść kolację. Cały czas patrzyłam na pierścionek. Po zjedzeniu kolacji siedzieliśmy przytuleni na huśtawce. 
-Nie spodziewałaś się tego, że Ci się oświadczę? 
-Nie. 
Nagle zaczęło grzmieć,czemu się dziwiłam, bo w końcu lato jest. 
-Pójdę odłączyć korki, bo wydaje mi się, że to będzie ulewa. 
-A ja po świeczki. 
Gdy Piotrek wrócił świeczki były zapalone, a ja siedziałam przy kominku. On usiadł koło mnie. 
-Gdzie będzie wesele, bo zapewne myślisz o naszym ślubie?-zapytał. Wiedział co mi po głowie chodzi. 
-Może w plenerze? Zależy od tego kiedy weźmiemy ślub. 
-Na razie nie myślmy o tym.  
Zaczął mnie całować. 
-Co Ty robisz? Przecież jesteśmy w domu Twoich rodziców. .. 
-Ale ich tu nie ma. 
Wziął mnie na ręce i zaniósł do sypialni...




niedziela, 8 listopada 2015

Rozdział 18

KILKA TYGODNI PÓŹNIEJ
Tym razem to ja wstałem wcześnie i pojechałem do Centrum. Miałem do załatwienia parę spraw. Postanowiłem podjąć męską decyzje. Zamierzam oświadczyć się Martynie. Gdy widziałem jak ten doktorzyna z nią flirtuje to myślałem, że mu coś tam na miejscu zrobię. Czułem się zagrożony.. Oświadczynami chcę dać Martynie znać, że traktuję nasz związek bardzo poważnie. Spotkam się z Baśka u jubilera.
Mam dużo pierścionków do wyboru. Nie moge się zdecydować.
-Piotrek. To Twoja decyzja, jaki pierścionek wybierzesz. Ten jest piękny-pokazała mi złoty pierścionek z szafirem.
-Ten pierścionek, który wybiorę musi być oryginalny, a zarazem taki delikatny jak Ona. Kiedy indziej podjadę po ten pierścionek. Muszę podjechać jeszcze w kilka miejsc po resztę rzeczy. A wieczorem mam dyżur.
-To leć. Pa.
Wyszedłem z sklepu i pojechałem dalej.
***
Wstałam i poszłam do łazienki się ogarnąć. Piotrka oczywiście nie było. Czuję, że oddalamy się od siebie.. Po kilkunastu minutach byłam już gotowa, aby pójść do pracy. Zeszłam na dół i udałam się do kuchni. Myślałam, że będzie w kuchni lub na tarasie.. Zastałam tylko kartkę: 
Miałem coś meeega ważnego do załatwienia. Pogadamy jak wrócę albo jak będę wchodził na dyżur. Kocham Cię :-) 
-Taaa, jasne-powiedziałam do siebie na głos. Jeśli tak ma wyglądać nasze życie to dziękuję bardzo za to. Zjadłam kanapki, które przygotował Piotrek i pojechałam na dyżur. Co miałam zrobić? Po kilkunastu minutach byłam pod stacją. Zaparkowałam samochód i weszłam do środka. Skierowałam się do szatni. Szybko się przebrałam i poszłam sobie zrobić kawy. Do dyżur zostało mi ponad pół godziny.  Na szczęście była już Basia. Przywitałyśmy się przytuleniem się i usiadłyśmy w kącie. 
-Co jest?-zapytała.
-Myślę, że Piotrek kogoś ma. 
-Coś Ty! On nie widzi świata poza Tobą!
-Od kilku tygodni prawie się nie widujemy. Jak On przychodzi to ja śpię i na odwrót. Tak się nie da żyć. Brakuje mi tej Jego bliskości.
-To weźcie wolne i pojedźcie gdzieś.
-Góra nam  nie da.
-Zobaczysz, za niedługo wszystko się wyjaśni.

Podczas dyżuru miotałam wobec tego wszystkiego. Jeździłam z Renatą i Damianem. Chyba gorzej nie mogłam trafić. Gdy wróciliśmy z ostatniego wezwania spotkałam Piotrka.
-Hej-powiedział.
-Cześć-odpowiedziałam obojętnie.
-Co jest?
-Musimy pogadać. I to zaraz.-pociągnęłam go za rękę i wyszliśmy przed stację.
-Kochanie, w porządku?-położył dłoń na moim policzku.
-Pojadę dziś do rodziców i wrócę prosto na dyżur.
-Coś się stało?
-Może Ty mi odpowiesz na to pytanie? Od kilki tygodniu nie masz dla nas czasu... Masz kogoś?
-Nie mam! Co powiesz, gdybyśmy pojechali do moich rodziców?
-Po co?
-Jadą na weekend do Paryża i chcą abyśmy zajęli się ich domem. Co Ty na to?
-Możemy jechać. Niech zgadnę: załatwiłeś to u Góry?
-Taak. Muszę lecieć na dyżur. Zadzwoń jak dojedziesz i jedź ostrożnie-pocałował mnie w policzek i poszedł do karetki. Pomachałam mu i pojechałam do moich rodziców.
***
O mało i by Martyna przejrzała mój plan. Zaproponowałem jej wspólny wyjazd do moich rodziców, bo tam chcę jej się oświadczyć. Tam, gdzie to wszystko się zaczęło. Dziś wszystko kupiłem. Pozostało mi tylko udekorowanie ogrodu u rodziców. To zrobię, gdy Martyna będzie mieć dyżur po południu. Podeszła do mnie Renata, która kończyła dyżur:
-Chyba coś Wam z Martyną ostatnio się nie układa.
-Dlaczego tak wnioskujesz?
-Bo widziałam, że cały dyżur była małomówna i smutna.
-To nie Twoja sprawa.

NASTĘPNEGO DNIA
Wracałam do domu. Miałam prosto na dyżur, ale muszę się przecież przebrać. Zapomniałam kluczy. Mam je, ale przecież mogę zadzwonić do drzwi. Chwilę poczekałam. Chyba się pomyliłam.. co do Piotrka.. Jak On mógł mi to zrobić?! Po tym wszystkim, co razem przeszliśmy? Wybiegłam z domu. On pobiegł za mną.
-Martyna! Posłuchaj mnie!
-Słucham! Zraniłeś mnie! Historia lubi się powtarzać, co nie? Znowu Renata, Ty i Ja! To już się nudne robi, wiesz?!
-Dasz mi dojść do słowa?
-A po co?
-Chcę to wszystko wyjaśnić.
-To wyjaśniaj!
-Byłam tylko poradzić się Piotrka w jednej sprawie-wyjaśniła Renata.
-W czym?
-Nie wiedziałam do jakiego mechanika iść  z zepsutym autem.
-Nie mogłaś pójść do kogoś innego?-zapytałam z sarkazmem.
-Piotrek tak szaleje za Tobą, że normalnie szok. Za mną nigdy tak nie szalał. To się chyba nazywa prawdziwa miłość. Wyjaśnijcie sobie wszystko, a ja lecę. Pa.
Poszła a my zostaliśmy sami.
-Dlaczego Ty myślisz, że kogoś mam. Przecież tyle razy Cię zapewniałem, że Cię kocham i nigdy, ale to przenigdy bym Cię nie zostawił...
-Przepraszam-przytuliłam się do niego mocno.-Jestem głupia.
-Obiecaj mi jedno..
-Co tylko chcesz..
-Obiecaj, że we mnie nie zwątpisz, bo gdy to zrobisz, to.. to wszystko nie będzie miało sensu...
-Obiecuję.-pocałowaliśmy się namiętnie.-Brakowało mi tego.
Spletliśmy nasze dłonie i tak siedzieliśmy patrząc sobie w oczy. To milczenie wyrażało więcej niż tysiąc słów..

________________________________________________
Wybiło ponad 20 tysiecy wyświetleń! Wielkie dzięki. Dzięki tym wyświetleniom mam wenę żeby pisać dalej i dalej.
A co do opowiadania. Piszcie co o nim sądzicie w komentarzach ;D
Kolejny next chyba w  weekend.
Jak zauważyliście Piotrek planuje oświadczyny. Może ukażą się one w kolejnym rozdziale. Zobaczymy ;D
Do następnego <3


sobota, 7 listopada 2015

Rozdział 17

-Piotrek, masuj!
-Martyna, analiza!
-Asystoria- odpowiedziała.
-Strzał 150 J.
Po 20 minutach ciągłe reanimacji lekarz stwierdził:
-Zgon godzina 19:56.
Zawiadomił dyspozytornię, że mamy zgon. Pojechaliśmy  z powrotem do stacji. Z naszej trójki najbardziej przybita była Martyna. Zawsze bardzo przeżywa się śmierć pacjenta. Zwykle dajemy radę odratować pacjentów. A ten nowy doktorzyna myśli, że zjadł wszystkie rozumy świata.. Doktor Góra parę dni temu zatrudnił nowego lekarza, Damiana, który jest dopiero po studiach. Najbardziej denerwuje mnie to, że kokietuje Martynę. Najchętniej wygarnąłbym mu to i owo, ale on nie wie, że jesteśmy razem. Mieliśmy teraz skończyć dyżur, ale musieliśmy zostać, bo Góra dorabia sobie w klinice piękności. Mam nadzieję, że nie będziemy mieć dużo wezwań. Usiadłem koło Martyny na kanapie.  Czytała książkę.
-Co czytasz?-zapytałem.
-Książkę.
-Widzę, że książkę.
-Kryminał.
-To możesz na chwilę przerwać?
-Bo...?
-Twoja mama do mnie dzwoniła.
-Dlaczego do Ciebie a nie do mnie?
-Twój telefon jest w naprawie.
-A no tak. Po co dzwoniła?
-Pamiętasz, gdzie mieszkaliście w czasie Twojego dzieciństwa?
-No tak. Jak mogłabym zapomnieć miejsca w którym spędziłam najwspanialsze lata mojego dzieciństwa?
-Przeprowadzają się tam z powrotem.
-Chyba żartujesz?
-Nie żartuję. Chodźmy na zewnątrz, a nie siedźmy tutaj.
-Ok.
Wyszliśmy na zewnątrz i usiedliśmy przed stacją.
-kiedy się przeprowadzają?
-za dwa tygodnie robią taka mini-parapetówkę. Będziemy na niej chyba my, Adam, Basia i kilka osób.
-może być, tylko, co jesli nie dostaniemy wolnego?
-coś sie wymyśli.
***
Siedziałam w stacji i nadal czytałam ten kryminał. Był niesamowicie wciągający. Dosiadł sie do mnie Damian i powiedział:
-Chyba to bardzo ciekawa ksiażka.
-Tak-zbyłam go.
Nie chciałam kontynuować tej rozmowy. On cały czas mnie kokietuje a mnie to drażni i jak widzę Piotrka też. Chłopak przygląda nam się z ukrycia.
-Co byś powiedziała, żebyśmy poszli może po pracy na małe piwko?
-Raczej nie.
-Dlaczego? Rozumiem że możesz mieć plany..
-Tak, mam plany. Spędzam ten wieczór i każdy w towarzystwie mojego narzeczonego.
-To szkoda.
Widziałam, że Piotrek się uśmiechnął, a Damian zrezygnowany poszedł w stronę podjazdu do karetek. Uśmiechnęłam się do niego.
Pół godziny później nasz dyżur dobiegł końca. Czesałam włosy a Piotrek zapytał:
-Od kiedy jestem Twoim narzeczonym?
-Od... kiedyś tam. Widziałam jak zieleniejesz  z zazdrości, gdy Damian się do mnie dosiadł na kanapie i chciał zaprosić na piwo..
-Od kiedy jesteś z nim na "ty"?
-Od pierwszego dnia naszej znajomości. Z Tobą też byłam, więc nie wiem o co Ci chodzi.
-To co innego.
-No, ciekawe..


niedziela, 1 listopada 2015

Rozdział 16

Dzisiaj postanowiłam wstać dość wcześnie, bo o szóstej, by pobiegać jeszcze, gdy będzie chłodno.  Chociaż powinnam jeszcze długo spać, bo mam wolne. Piotrek niestety odsypia nockę, którą miał z Renatą i Adamem. Wiktor nadal jest w szpitalu, ale za niedługo wychodzi i wróci z nami do karetki. Po około godzinie wróciłam do domu i wzięłam szybki prysznic i się ogólnie ogarnęłam. Zeszłam do kuchni i zrobiłam sobie kawę. Podeszłam do okna z kubkiem w dłoni i patrzyłam w dal. 
-Nad czym tak myślisz?-szepnął mi na ucho Piotrek w efekcie podskoczyłam i o mało nie wylałam na siebie kawy.
-Piotrek!-krzyknęłam. 
-Co ?
-Zawału prawie dostałam i bym na siebie kawę wylała.
-Przepraszam-pocałował mnie w policzek.-Gdzie byłaś?
-Biegałam.
-I tyle?
-Tyle. A co myślałeś?
-Myślałem, że gdy się obudzę to będziesz przy mnie, a tu patrzę nie ma Ciebie.
-Muszę biegać, Piotruś, żeby z formy nie wyjść.
-Ty nigdy z formy nie wyjdziesz.
-Taa jasne. Co chcesz na śniadanie? Niech stracę i Ci je zrobię.
-Jajecznicę z bekonem.
-Ok. Z trzech jajek, jak zwykle?
-Taak.
Podeszłam do kuchenki i zaczęłam robić jajecznicę. Zanim patelnia się rozgrzała to zdążyłam pokroić bekon i przygotować nakrycie stołu. Po około dziesięciu minutach jajecznica była na naszych talerzach. Wycisnęłam sok z świeżych pomarańczy(ta czynność wymagała ode mnie dużego wysiłku fizycznego, ale się opłaciła) i nalałam go do szklanek. Zaniosłam wszystko na taras i zawołałam Piotrka. Siedziałam na krześle i delektowałam się chwilą.  Ktoś położył dłonie na jej oczach.
-Zgadnij, kim jestem?
-No nie wiem. Chyba ktoś mi się do domu włamał.
-No wiesz, co?
-Co?-odwróciłam głowę i spojrzałam na niego.
-Kocham Cię-pocałował mnie.
-Ja Ciebie też.
Piotrek usiadł na przeciwko mnie i zaczęliśmy jeść śniadanie. Po pól godzinie sprzątałam po śniadaniu, a Piotr siedział na tarasie. Gdy kończyłam sprzątać dołączyłam do niego. Usiadłam koło niego na fotelu i położyłam moje nogi na jego udach. Zadzwonił mój telefon. Gdy zobaczyłam kto dzwoni, to nie chciało mi się odbierać, ale odebrałam:
-"Słucham, doktorze?"
-"Czy mogłabyś przyjechać dziś na dyżur i zwerbowała ze sobą Strzeleckiego?"
-"Ok. Przecież On ma chyba dziś dyżur?"
-"Co z tego, że ma! Brakuje ratowników i ma przyjechać! Chyba za to mu płacę!"
Rozłączyłam się i westchnęłam.
-Strzelecki, zbieramy się do pracy-powiedziałam i wstałam.
-Po co?
-Przecież słyszałeś co mówił Góra. Rusz się, bo nam jeszcze z pensji pociagnie.
-Miałem załątwiać u niego wolne, żebyśmy sobie gdzieś na weekend pojechali, ale nawet nie będę zaczynał z nim tego tematu, bo się gość wścieknie i dopiero będzie-podłożył ramię na moich plecach i tak poszliśmy do samochodu.
-Piotruś, takie życie.
-No, niestety.

sobota, 31 października 2015

[JEDNORAZÓWKA] Stara miłość nie rdzewieje...

Z Piotrkiem znamy się prawie dwa lata. Ale ile się podczas tych dwóch lat wydarzyło.. Byliśmy świadkami zarówno narodzin, kłótni, ślubów jak i śmierci. Śmierć jest nieodłączną częścią naszej pracy. To ostatnie za każdym razem bardzo przeżywam, bo jestem cholernym wrażliwcem. Ale teraz powinnam zapomnieć o pracy, a skupić się na wakacjach. Mam dwa tygodnie urlopu i zamierzam je wykorzystać relaksując się na plaży z moim... przyjacielem, Piotrkiem. Właśnie się pakuję. Może zmieszczę się z ubraniami w jedną walizkę. Zadzwonił mój telefon. Zwinnym ruchem odebrałam:
-"Halo, Piotruś?"
-"Gotowa?"
-"Prawie, ale wejdź na górę. Zaraz Ci otworzę".
Poszłam do przedpokoju i on zadzwonił domofonem.
-"Wejdź"-powiedziałam do słuchawki i otowrzyłam drzwi.-Hej!-przytuliłam go na powitanie.
-Pomóc Ci w czymś?-zapytał.
-Prawie skończyłam się pakować. Tylko zapakuję kosmetyki i buty i możemy jechać. Napijesz się czegoś?
-Może kawy na drogę zrobisz?
-Kawę mam w górnej szafce nad kuchenką, a termos w szafce obok lodówki.
Szybko zapakowałam walizkę i poszłam z nią do kuchni, gdzie Piotrek sam się obsłużył i zrobił kawę na drogę.
-Ale masz dużą walizkę-rzekł.
-Przecież na cały urlop jedziemy. Bierz walizkę do auta, a ja wszystko pozamykam i powyłączam i dojdę.
Wyszedł, a ja wszystko sprawdziłam i poszłam do niego. Wyruszyliśmy w drogę.

Po paru godzinach dotarliśmy na miejsce. Przynajmniej tak mi się wydaje, bo musiałam usnąć i nawet nie wiem, kiedy przyjechaliśmy. Wysiadłam z auta i przeszłam się brzegiem morza.
-Martyna!-odwróciłam się i w jednym z piękniejszych domów na tarasie zobaczylam Piotrka. Bardzo się zdziwiłam, gdy go tam zobaczyłam.
-Tak?
-Jak Ci się tutaj podoba?
-Tutaj jest pięknie!
-Tam jest fajne miejsce do siedzienia wieczorami-wskazał pole biwakowe po mojej prawej stronie.
-Pójdziemy tam?
-Ok.
Zaczekałam na niego i poszliśmy razem na miejsce. Myślałam, jak wyglądałoby moje, znaczy nasze życie gdybym go wtedy nie odrzuciła... Potajemnie przed wszystkimi spotykaliśmy się. Ja byłam wtedy i związku i On też. Gdy dowiedziałam się o zdradzie narzeczonego to nie byłam  w formie. To muszę przyznać. Doszliśmy do tego miejsca. Usiadłam na ławce i nadal rozmyślałam. Wydaje mi się, że nadal go kocham. Ale co jeśli On do mnie nic nie czuje poza przyjaźnią i gdybym wyznała mu swoje uczucia i to tym razem On by mnie odrzucił?

Siedziała i nic się nie odzywała. Mimo tego, że wtedy mnie odrzuciła to nadal mi na Niej cholernie zależy i ją kocham.
-O czym myślisz?-zapytałem.
-Co by było gdybym wtedy nie postąpiła jak egoistka, która myśli tylko o sobie. Na pewno tak sobie o mnie pomyślałeś.
-Wtedy miałaś prawo zachowywać się jak egoistka, bo to był trudny dla Ciebie okres.
-Wiesz o co mi chodzi?-spojrzała na mnie.
-Wiem. Chodź-pociągnąłem ją do siebie.
-Gdzie i po co? Tutaj jest fajnie.
-To nie chcesz wiedzieć, gdzie będziesz nocowała? Ok, jak nie to... ok.-odchodziłem powoli tak by gdyby się namyśliła to dogoniła mnie.
-Piotrek! Czekaj na mnie!
-Nie chciałaś stąd odchodzić, więc poszedłem sam.
-Jak ja Ciebie niecierpię!
-Przyznaj że czujesz do mnie jakieś wyższe uczucia!
-Ciekawe, jakie wyższe uczucia miałabym do Ciebie czuć?

Kilka dni później kąpaliśmy się w morzu. Nagle Piotrek znikł mi z pola wrażenia.
-Piotrek!-nerwowo szukałam go wzrokiem i go nie znajdowałam. Postanowiłam zanurkować i go poszukać. W wodzie nie mogłam go znaleźć i co chwilę wynurzałam się by sprawdzić czy go nie ma na powierzchni.
-Szukasz kogoś?-zapytał.
-Boże! Myślałam, że zawału dostanę przez Ciebie!
-Czyli troszeczkę Ci na mnie zależy?-po prostu śmiał się ze mnie. Jak ja Go nienawidzę! Ale go kocham!
-Może. Ale to nie zmienia faktu, że wystraszyłam się, gdy zniknąłeś i nie pojawiałeś się!!
-Spokojnie, mała-przytulił mnie. Mocno wtuliłam się w Niego. W tym momencie czułam się szczęśliwa..
-Kocham Cię-szepnęłam pod wpływem poczucia bezpieczeństwa.
-Ja też Cię kocham-pocałował mnie namiętnie.  






niedziela, 25 października 2015

Rozdział 15

Siedzieliśmy u Wiktora. Rozmawiamy o ostatnich  wydarzeniach. Po paru godzinach wychodzimy.
-Mam propozycję dla Ciebie-powiedziałem, gdy byliśmy przy samochodzie.
-Jaką?-spytała patrząc na mnie pytająco.
-Pójdziemy do kina może, a potem coś upichcimy w domu?
-Możemy pójść, ale ja wybieram film.
-Tylko mi nie mów, że komedię romantyczną.
-To że jestem kobietą to nie znaczy, że zawsze gdy idziemy do kina wybieram komedię romantyczną, nieprawdaż, Piotrusiu?-położyła swoje dłonie ma moich ramionach.
-To na co idziemy?
-Komedię akcji bądź sensacyjną.
Chciałem ją pocałować, ale ona wsiadła do samochodu. Pojechaliśmy do kina. Po około dwóch godzinach seansu wyszliśmy z kina.
-Martynka, w porządku?-zapytałem cały czas sie śmiejąc.
-Myślę, że tak-mówiła przez śmiech.-To była najlepsza komedia jaką oglądałam.
-To teraz jedziemy do domu?
-Taaak!-objąłem ją ramieniem i pojechaliśmy do domu.
***
Przyrządzaliśmy wspólnie kolację. Martyna kroiła sałatę i opowiedziała mi o tym co Renata jej powiedziała.
-Nie wydaje Ci się to dziwne, Piotruś?
-Co ma mi się dziwne wydawać?
-To że Twoja była chce się ze mną zaprzyjaźnić?
-No wiesz...
-Co?
-Myślę, że to dobry pomysł..
Dotknęła mojego czoła i powiedziała:
-Może się rozchorowałeś z tych emocji.
-Martyna, nie jestem chory-pocałowałem ją w czoło-ale Ty chyba jesteś?
-Nie jestem!-oburzyła.
-Chyba jesteś.. ale z zadrości!
-Ja i zazdrość? Pff... chyba oszalałeś! Nie miałabym co robić, tylko być zazdrosną o Ciebie. Coś Ci się chyba pomyliło!
Wyszła na taras i oparła się o barierkę. Kumulowała wszystkie myśli.  Postanowiłem jej dać czas na przemyślenie. Wróciłem do robienia kolacji. Ale z niej zazdrośnica...

-Kolacja gotowa!-zawołałem Martynę.
Nic nie odpowiedziała.
-Tynka! Gdzie jesteś?-zapytałem wychodząc na taras. Nie było jej. Na stole znalazłem kartkę: Poszłam pobiegać. 
Dobrze, że chociaż kartkę zostawiła.
Znowu się na mnie wkurzyła, bo powiedziałem coś nieodpowiedniego..
Jaki ze mnie kretyn.
Powinienem wtedy podczas naszej rozmowy powiedzieć jej to co tak naprawdę uważałem.
Wyszedłem z domu jej poszukać. Po kilku godzinach poszukiwań zobaczyłem siedzącą na ławce w parku postać. Wiedziałem, kto tam siedzi..  Zdecydowanym krokiem podszedłem do
niej.. Siedziała sama. Nikt o tej porze nie chodzi do parku. No chyba, że jacyś zboczeńce. Usiadłem koło  niej .
-Czego chcesz?-zapytała.
-Porozmawiać.
-Możesz sobie darować.
Wstała, ale złapałem ją za rękę i pociągnąłem do siebie.
-Nie zachowujmy się jak dzieci-nasze usta dzieliło parę milimetrów-i porozmawiajmy jak dorośli ludzie.
Usiadła koło mnie i powiedziała:
-Nie wiem o czym chcesz rozmawiać.
-Ale ja wiem-uśmiechnąłem się.-Miałaś prawo się wkurzyć, bo zachowałem się palant..
-To fakt.
-Mi też się dziwne wydaje, że Renata chce się z Tobą zaprzyjaźnić.
-Naprawdę?
-Taak.
Uśmiechnęła się.
-Powiesz mi o co się wkurzyłaś?
-Ale ty mnie denerwujesz! Czasami mam ochotę Cię udusić gołymi rękami.
-Ale mnie kochasz, więc długo nie umiesz się gniewać.
-Niestety-teraz to już droczyła się ze mną.
Poszliśmy do domu i zjedliśmy kolację moje autorstwa.







sobota, 17 października 2015

Rozdział 14

MARTYNA
Dziś mamy zacząć malowanie. Piotrek pojechał po farby, a ja szykuję pokój. Po południu mają przyjechać meble. Za dwa dni wracamy do pracy.Zadzwonił mój telefon.
-Halo. No cześć, Adrian.
-Cześć, mała.
-Nie mów do mnie mała. Co się stało, że dzwonisz?
-Przyjeżdżam do Warszawy.
-To super!-Piotrek przyjechał z farbami i pocałował mnie w policzek.-To kiedy przyjeżdżasz?
-Jutro. Mogę do Ciebie wpaść pogadać?
-Jutro to mamy ostatni dzień wolnego!
-Jacy "my"? Czy coś mnie ominęło?
-Wiele rzeczy. Przyjedź jutro i pogadamy. Na ile przyjechałeś?
-Na parę dni przyjechałem dla mojej przyjaciółki.
-Zadzwonię wieczorem i wszystko ugadamy. Pa.
Rozłączyłam się.
-Kto to dzwonił?
-Adrian. Przyjechał do Warszawy i jutro odwiedzi nas. Co Ty na to?
-Ok. Zabierzmy się za malowanie, ok?
-No ok.
Zaczęliśmy malowanie. Ja malowałam ściany, a Piotrek sufit. Dobrze, że zaczęliśmy to robić bardzo wcześnie, bo pewnie nie wyrobilibyśmy się. Na obiad zamówiliśmy pizzę z najbliższej pizzerii.
-Jesteś tu brudna-powiedział Piotrek z pełnymi ustami.
-Ciekawe gdzie!
-Tutaj-pocałował mnie.
-Yhm. Rozumiem-próbowałam być poważna, ale nie mogłam i wybuchłam śmiechem.-Kocham Cię-pocałowałam go.
-A ja Ciebie.
-Co?
-Kocham, lubię, szanuję-uśmiechnął się szczerze.
-Wiesz, że za dwie godziny meble przyjeżdżają?
-Przecież pomalowaliśmy wszystko.. 
Pocałował mnie. Za niedługo przyjechali z sklepu meblowego i pomogli nam poukładać meble. Zmęczona po mini remoncie padłam na łóżko.
-Taka brudna kładziesz sie na łóżku?-śmiał się ze mnie.
-Piotruś, radzę Ci mnie nie denerwować, bo może być z Tobą kiepsko.
-Doprawdy?
-Tak. Ide się kąpać.


NASTĘPNEGO DNIA
-Piotrek!-krzyknęłam z kuchni.
-Co kotek?
-Podjedziesz do sklepu i kupisz te produkty? Proszę-pocałowałam go.
-Ok. 
-Dzięki.
Piotrek pojechał do sklepu, a ja poszłam przygotować jadalnie na przyjście gościa. Gdy Piotrek wrócił z zakupów wzięliśmy się przygotowanie obiadu.
Po paru godzinach przygotowań przyjechał Adrian. Usiedliśmy w jadalni i jedliśmy obiad opowiadając mu wszystko. On nie był dłużny i też opowiedział co nieco o sobie.
-Martyna, muszę Cię porwać do tańca, bo tak świetnie wyglądasz!-powiedział Adrian.
-Piotruś?
-Tańczcie do woli-albo mi się wydawało albo On był zazdrosny o  mojego przyjaciela. W jego głosie czuć było nutę zazdrości. Ej, Piotruś, Piotruś.
-Adrian opowiedz mi o Twojej nowej dziewczynie. Znam ją?
-Jest z Warszawy.
-A jak się nazywa?
-Julita Strzelecka. Twoja kuzynka Piotrek.
-Jowita?-zapytał Piotrek.-Przecież ona chyba nie ma 18-stki?
-Ma 23 lata.
-To ona tak wyrosła?-zaśmiał się.-Muszę ją odwiedzić i sobie z nią pogadać.
-Sorry, mała, ale muszę lecieć. Umówiłem się  z Julą.
Odprowadziłam go do drzwi, a następnie poszłam do Piotrka do salonu.
-Chyba nie byłeś zazdrosny o Adriana?
-Wydawało Ci się .
Położyłam dłonie na jego barkach i zaczęłam masować.
-Ej, Piotruś, Piotruś-westchnęłam.
-Co?-odwrócił twarz w moją stronę.
-Nic. Zrelaksuj się. Pomyśl o czymś przyjemnym.
-Ok, pomyślałem. I co dalej?
-Odpoczywaj. Nie badź zazdrosny o Adriana, bo traktuję go jak brata.
-A ja Julitę jak siostrę.
-Nie wiesz, ile ma lat.
-Jowita z swoimi rodzicami parę lat spędziła na emigracji, więc co się dziwisz.
-Spokojnie, Piotruś-uśmiechnęłam się, co on odwzajemnił.

***
Gdy przyjechaliśmy do pracy w stacji panowała jakaś dziwna atmosfera. Nie wiedziałam, o co chodzi. Zobaczyłam Basię i podeszłam do niej. Zapytałam jej się na ucho:
-Co się dziś dzieje?
-Góra zwolnił kolejnego ratownika, bo przyszedł skacowany na dyżur.
-Serio?-zdziwiłam się bardzo, gdyż przedtem nic takiego nigdy się u nas nie zdarzało.  
-Zatrudnił nową ratowniczkę-Renatę.
-Piotrek!-zawołałam i pokazałam głową, żeby przyszedł do nas.
-Co się dzieje?-zapytał.
-Góra zwolnił kolejnego ratownika i na jego miejsce przyjął Renatę.
-Chyba sobie żartujesz?!
-Czy Ja wyglądam, jakbym żartowała?
-No, nie. Ale pamietaj, że mnie z nią nic już nie łączy-położył dłoń na moim policzku.
-Wiem, Piotruś-uśmiechnełam się.
W tym momencie do pomieszczenia wszedł Góra z Renatą. Przedstawił nam ją jako nową ratowniczkę i kierowce karetki. Oczywiście przydzielił ją do naszej ekip-znaczy mojej i Piotrka.
-23 P zgłoś się!
-23 P zgłaszam się-odpowiedziałam.
-Złamana noga na Kościuszki.
-Przecież to duża ulica-wtrącił się Piotr.-W jakim rejonie jest?
-Na początku ulicy.
-Przyjąłem, jedziemy.
Pojechaliśmy do wezwania. Z Renatą miałyśmy drobny konfikt, która ma z przodu usiąść.
-Martyna zawsze, gdy jeździmy w podstawie siedzi z przodu. Ma wiecej doświadczenia niż Ty i jest mi potrzebna.
-Ciekawe do czego!
-W drodze powtornej i tak będziemy obie z tyłu siedzieć, wiec co to za różnicę Ci robi?
Zrezygnowana usiadła z tyłu. Po 20 minutach byliśmy na miejscu. Zabraliśmy pacjentkę do Leśnej Góry. Nie mogłam się doczekać aż ten dyżur dobiegnie końca...  Niestety mieliśmy tylko parę wyjazdów, więc siedzieliśmy w stacji. Zadzwoniła do mnie Zosia:
-Cześć, Martyna!
-Cześć, Zosiu! Coś się stało?
-Tata się wybudził!!
-To super! Przyjedziemy z Piotrkiem, jak tylko będziemy mogli się wyrwać na chwilę z dyżuru.
-Dobrze, to pa!
-Pa, Zosiu!
Rozłączyłam się szczęśliwa.
-Co się stało, Martynka?-zapytał Piotrek.
-Wiktor się wybudził z śpiączki!
-To cudownie!
-Wiem. Musimy go jak najszybciej odwiedzić! Iść powiedzieć Górze?
-Może Ja pójdę?
-Ok.
Piotrek zniknął u Góry w gabinecie, a ja z Renatą siedziałyśmy w kuchni.
-Kto to Wiktor?
-Nasz były kierownik stacji. Świetny lekarz i przyjaciel. Traktujemy go jak ojca.
-Aha. Może zakopiemy ten topór wojenny?
-Czy my mamy jakiś topór wojenny?
-Dobrze wiesz, o co mi chodzi. Wiem, że źle postąpiłam zapraszając wtedy Piotrka do siebie. Myślałam, że nikogo nie ma i chce wrócić do starych, dobrych czasów. .
-Ale nie jest sam jak widzisz -  ma mnie.
-Widzę, że się bardzo kochacie i nie chcę was już rozdzielać.
-Ale nas rozdzieliłaś.
Góra pozwolił nam wcześniej zejść z dyżuru, więc od razu poszliśmy do szpitala.










sobota, 10 października 2015

[JEDNORAZÓWKA] Nad życie...

MARTYNA

Czasem bardzo trudno pogodzić sie z rzeczywistością.. Ja tak właśnie mam. Od pół roku choruję na białaczkę. Oczywiście mam wsparcie ze strony Piotrka, Basi, Adama, Wiktora, Zosi... Po prostu wszystkich ratowników z stacji. I mojej siostry, Kaśki. Codziennie Piotrek mnie odwiedza w klinice onkologii. Już nie mogę się doczekać aż wyjdę  stąd. I oto  właśnie przyszedł mój ulubiony ratownik z Leśnej Góry. Oczywiście jest ich wielu, a On jako chyba jedyny codziennie przed i po dyżurze do mnie przyjeżdża. 
-Cześć, mała-powiedział siadając na moim łóżku. 
-Nie mów do mnie  per "mała". 
-No okej, będę mówił: Martynka. 
-Tak możesz-uśmiechnęłam się. 
-A teraz tak na serio: jak się czujesz?
-Dobrze-wzruszyłam ramionami i się sztucznie uśmiechnęłam. 
 -Kiedy Cię wypuszczają? 
-Za parę dni. 
-Wiesz, że załatwię Ci transport z Leśnej Góry?
-Tylko nie mów, że karetką przyjedziecie! 
-Oczywiście, że karetką! Jak wyzdrowiejesz-moja mina zmarkotniała- to będziesz miała jej dość! Co się dzieje?
-Co jeśli nie wyzdrowieję?!-moje oczy zaszkliły się od łez. 
-Martyna..-wbiłam wzrok w ziemię.-Popatrz na mnie!-podniósł mój podbródek tak, bym mogła na Niego spojrzeć.-Wyzdrowiejesz i będziesz miała wspaniałego męża, gromadkę dzieciaków i piękny dom z ogrodem. Musisz w to wierzyć! 
-Wiesz, jakie są szanse... 
-U Ciebie wcześnie wykryli białaczkę i są duże szanse, że z tego wyjdziesz. 
-Idź już, bo jutro masz pewnie dyżur. Renata będzie się denerwować, że strasznie długo u mnie siedzisz, a do domu masz ponad pół godziny drogi stąd. 
-Martyna, masz się trzymać, bo jutro może przed dyżurem wpad-przytulił mnie na pożegnanie i wyszedł. 
Gdy wyszedł znowu powróciłam myślami do tego, że pewnie nie dożyję moich kolejnych urodzin. Ojciec załatwił mi miejsce w najlepszej warszawskiej klinice onkologicznej. Trzymam się dzięki Piotrkowi. Tylko szkoda, że nie mogę mu powiedzieć, co do niego czuje przez wzglad na naszą przyjaźń i że On jest z Renatą. Żałuję, że wcześniej nie wyznałam mu swoich uczuć.. Pewnie zapytacie: "jakich uczuć?" Otóż mojej miłości do Niego. Teraz padło w Waszych głowach: "dlaczego?" Sama nie wiem, czego chcę. Taka prawda. Byłam zaręczona jeszcze parę miesięcy temu, ale Rafał wystraszył się mojej choroby i odszedł. 
 ***
Parę dni później wyszłam z szpitala. Jak obiecał przyjechali po mnie karetką. 
-Przyjechaliście!-krzyknęłam, gdy wysiedli z pojazdu. 
-Przecież mówiłem-powiedział Piotr i spojrzał mi w oczy.-Jak się czujesz?
-Okej. 
-Mówisz tak zawsze. 
-Bo tak jest. 
-Wieczorem zapraszam Cię na kolację. 
-Co z Renatą?
-Na ten wieczór o niej zapomnimy. Rozstaliśmy się. Nie mogła znieść tego, że wspieram Cię w walce z chorobą. 
 ***
Nie mogłam uwierzyć, że zerwali.. Kolacja z Piotrkiem brzmi interesująco. Powinnam ubrać się jakoś ładnie, ale ubrałam jeansy i bluzkę. Nie miałam siły na wybieranie jakiegoś cudownego stroju. 
Przyjechał po mnie punktualnie  o 20:00. Przynajmniej na chwilę mogłam przestać myśleć o chorobie. Pojechaliśmy do niego.  Przygotował świetną kolację, to fakt. Szpitalne jedzenie mi nie odpowiada, ale muszę coś jeść.. 
-Masz mi coś do powiedzenia?-zapytałam popijając sok. Nie mogłam pić alkoholu, niestety. Białaczka zniszczyła moje plany życiowe. 
-Właściwie to tak. Kocham Cię Martyna! Nieważne czy jesteś zdrowa czy chora! Będę z Tobą do końca.-czekał na moją reakcję.       
-Też Cię kocham!-pocałowaliśmy się. 
 ***
Moja choroba jest w bardziej zaawansowanym stadium. Czekam na przeszczep.  Ale dowiedziałam się, że jestem w ciąży. Zamierzam urodzić to dziecko. Dzisiaj zamierzam powiedzieć Piotrkowi o ciąży.. Właśnie przyszedł z pracy
-Piotruś, mam Ci coś do powiedzenia.. 
-Znalazł się dawca?
-Nie. Jestem w ciąży. 
-Co?! Jakim cudem?!
-To cud. Będziemy mieli dziecko.. Nie cieszysz się? 
-Jak mogłaś podjąć sama tą decyzję?! Jesteśmy małżeństwem i powinnyśmy oboje o takich rzeczach decydować. Wiesz, że będziesz musiała przerwać chemię? I narazie o przeszczepie mowy nie będzie? 
-Czy ty możesz mnie posłuchać?! 
-Słucham. 
-Chcę coś po sobie pozostawić, a ty tego nie rozumiesz
- Nie rozumiem! 
Wyszedł z mieszkania trzaskając drzwiami. 
***
Poród odbył się przez cesarskie cięcie. Czuję, że to już koniec... Mała urodziła się zdrowa i śliczna... Nazwaliśmy ją Oliwka. Lekarze może wypuszczą mnie na parę dni do domu.. Chciałabym ostatnie tygodnie spędzić z bliskimi.. 
Aktualnie jesteśmy we trójkę w domu. Na głowie mam ubraną chustkę, bo moje włosy prawie wypadły. Nie są już takie jak dawniej.. Jędrne, zdrowe... Tylko słabe i rzadkie. 
Wzięłam Oliwkę i szeptałam do niej:
-Zaopiekuj się tatusiem, gdy mnie z Wami już nie będzie..-łzy cisnęły mi się do oczu.-Macie dbać o siebie nawzajem. Pamiętaj, że kocham Cię najbardziej na świecie. Nie zapomnij o mnie...
***
PIOTR
Martyna zmarła kilka tygodni temu. Nadal nie mogę się z tym pogodzić. Muszę być silny dla Małej. Ale nie potrafię.. Nie wiem, czy z kimś się zwiąże. Za bardzo ją kochałem... Żałuję, że o wiele wcześniej się nie związaliśmy.. Może by wtedy nie zachorowała i wszystko potoczyłoby się inaczej? Pamiętam jej ostatnie słowa: Zaopiekuj się naszą córeczką.. Zwiąż się z jakąś kobietą. Nie musisz być sam do końca życia. Musisz wiedzieć, że nie żałuję tego, że Ją urodziłam. Dzięki temu zawsze z Tobą będzie cząstka mnie... Kocham Cię... 
I tak bym nigdy Cię nie zapomniał. Jestem na cmentarzu. Przychodzę tu codziennie. Składam czerwoną róże na jej nagrobku. 
"MARTYNA STRZELECKA z domu Kubicka
1989-2015
Na zawsze w naszych sercach. 
Kochająca żona i matka"
Tak głosi jej nagrobek. Tak bardzo mi jej brakuje...           
   
 
   
      

Rozdział 47 cz. 1

Tuż po tym jak kamerzysta odjechał para postanowiła nareszcie udać sie do hotelu na noc poślubną. Mimo, że juz mieszkali razem to i tak nie ...