niedziela, 29 listopada 2015

Rozdział 24

NASTĘPNEGO DNIA
Po przenocowaniu u Basi i Adama Martyna pojechała do domu przebrać się w świeże ciuchy i pojechać na dyżur. Po przyjeździe do domu zastała drzwi otwarte co ja bardzo zdziwiło. Może Piotrek wrócił? Weszła do salonu i zobaczyła Damiana. Rzuciła się do ucieczki. On był szybszy i ją dogonił. Złapał ją za ramię i sprowadził na dół.
-Nie radzę Ci uciekać, bo gdy się wypieprzysz to będziesz cała w benzynie.
-W czym? Coś Ty do cholery zrobił!? Dlaczego jesteś w moim domu?!!
-Siadaj tu na krześle i mnie wku..
Usiadła i nic się odzywała. Związał ją.
-Zapewne nie pamiętasz małego, ciemnowłosego Damiana z liceum. Nosił okulary. Jedna laska zadrwiła z niego. Miała z nim umówić się do kina. W ostatniej chwili odwołała ją. On się bardzo zapalił na tą randkę. Ona potem zachowywała się jakby nic się nie stało.. Na szczęście on nie był tak głupi, żeby to wszystko zapomnieć i nie zemścić się.. Przypominasz sobie, szmato?
-Tak... Bardzo Cię za wtedy przepraszam.
-Twoje "przepraszam" nic tu nie zdziała. Musisz zapłacić za to!
-O co Ci chodzi?
-Zobaczysz.. Na razie sobie tutaj posiedzimy i porozmawiamy...
-O czym?
-O tym, że tym razem Twój Piotruś Ci nie pomoże.
-Co mu zrobiłeś?!
***
Wybiegł na ulicę. Musiał jak najszybciej dostać się do Leśnej Góry. Złapał jakiegoś stopa i jak najszybciej dotrzeć do narzeczonej. Po ok. 20 minutach był u Wiktora.
-Doktorze! Musimy jechać do Martyny.
-A co się stało, Piotr?
-Damian chce coś jej zrobić.. Zaplanował podpalenie naszego domu.
-Dobra, jedziemy! Renata, Adam! Zbieramy się.
Pojechali, lecz czy zdążą na czas?
***
-Już czas na to abyś zakończyła swój nędzny żywot.
-O czym Ty mówisz?-spojrzała z przerażeniem na niego.
-Żartowałem z tym, że tutaj jest benzyna. Po prostu podpale np. dywan i już cały dom stanie razem z Tobą w płomieniach i już nigdy nie zobaczysz swojego Piotrusia. Będzie żył z świadomością, że nie zdążył Cię uratować...
***
Dojechali pod dom. Piotr chciał od razu biec do domu, ale Wiktor go zatrzymał:
-Jaki masz plan? Po prostu tam wbiegniesz?
-Tak. To mój plan.
-Poczekaj na strażaków.
Słyszeli krzyki z domu.
***
-Nie drzyj ryja bo to nic Ci to nie da.-zakneblował jej usta i podpalił dywan.
Ogień zaczął zajmować powoli dom. Martyna była bezradna..
***
-Mam jeszcze czekać?!
Nie czekając na odpowiedź Wiktora zasłonił twarz i wbiegł do płonącego budynku. Wchodził do salonu, gdy znowu dostał od Damiana. Przywalił mu jeszcze mocniej i poszedł do narzeczonej. Gdy go zobaczyła to widział błysk w jej oczach. Był to błysk
szczęścia. Potem zemdlała... Po oswobodzeniu jej rąk i nóg wyniósł ją. Natychmiast podbiegli do nich ratownicy. Chwilę później odzyskała przytomność.
-Piotruś...
-Jestem już przy Tobie. Nie bój się.-przytulił ją.
-Nasz dom-w jej oczach pojawiły się łzy.
-Nie martw się. Coś wymyślimy.
-Tak się bałam..
-Obiecuję, że nic Ci się już nie stanie-mocniej wtuliła się w niego.
-Podamy Ci tlen na maskę i zabierzemy do szpitala-powiedział Wiktor.
-Nie muszę jechać do szpitala-powiedziała kasłając.
-Ale jesteś uparta.
-Tam zostało wszystko... Nie mamy ubrań. Pamiątek. Zdjęć.
-Jadę z Tobą do szpitala i nie ma dyskusji.
Martyna zgodziła się i pojechali do szpitala. Postanowili ją zostawić na obserwacji.
***
Piotrek wszedł do sali narzeczonej z bukietem róż. Usiadł na jej łóżku i powiedział:
-Martynka, w porządku? Wiem, gdzie będziemy tymczasowo mieszkać.
-Tak?
-W moim starym mieszkaniu. Są tam jeszcze jakieś nasze ubrania, których nie wzięliśmy.
-To dobrze. Co jest ze mną że nie potrafię poradzić sobie sama z żadnym mężczyzną?
-Potrafisz sobie poradzić. Ze mną sobie radzisz.
-Nie oto mi chodzi.
-A o co?
-Może powinnam zapisać się kurs samoobrony?
-Pogadamy o tym później?
-Bo?
-Mam pytanie.
-Jakie?
-Możesz chcesz porozmawiać o tym z psychologiem?
-Nie potrzebuję psychologa, tylko porządnie się wyspać i zająć pracą.
-Jesteś pewna?
-Tak. Jeśli będę potrzebowała porady psychologa to sama skorzystam z niej. Przytul mnie-mocno ją przytulił.-Tak bardzo za Tobą tęskniłam. Gdy on zaczął podpalać budynek to chciałam mieć Ciebie obok. Zrozumiałam, że gdy Ciebie nie ma to moje życie traci sens.
-A ja gdy Cię zobaczyłem w tam siedzącą to myślałem, że go normalnie zabiję! Ale teraz wszystko jest dobrze.
-Wiesz, że znowu mnie uratowałeś, mój bohaterski rycerzu? Nie wiem, jak Ci się odwdzięczę.
-Teraz nie myśl o tym. Wypoczywaj.
-Remont pochłonie bardzo dużo naszych pieniędzy... Nie wiem, ile na ślub i przyjęcie zostanie...
-Ej, co Ci mówiłem? Masz na razie o tym nie myśleć. Cieszmy się, że jesteśmy tutaj razem-pocałował ją.  








Rozdział 23

KILKA DNI PÓŹNIEJ
Siedziała na kanapie w stacji. Pół godziny temu zaczęła dyżur. Właśnie trwała odprawa.
-Martyno, nie wiesz kiedy będzie Piotr?-zapytał Góra.
-Niestety nie, doktorze-odpowiedziała szybko.
-Wiadomo już coś w jego sprawie?
-Niestety nie.
Po skończonej odprawie Martyna, Adam i Wiktor poszli do karetki. Tak bardzo brakowało jej jego uśmiechu, czułości... Tego wszystkiego..
-Dasz radę jechać?-zapytał Banach.
-Oczywiście-odrzekła i wsiadła do karetki. Nie mogła dać po sobie poznać, że nie daje
rady.
***
-I co? Przemyślałeś to?
-Nic się nie zmieniło. Martyna nie jest łatwą kobietą.
***
-Gdzie jest Piotrek?-zapytała Renata wchodząc do szatni. Martyna opowiedziała jej wszystko.-Może telefon mu się rozładował, bo tak mocno mocno zabalował?
Martyna przed wszystkimi zataiła fakt, że dostała tajemniczego SMS-a od narzeczonego. Miała przeczucie, że on już niedługo wróci oraz takie, że coś się stanie. Nie dawało to jej spokoju. Powinna komuś o tym powiedzieć, ale nie wiedziała komu. .. Obiecała, że odwiedzi dziś Adama i Basie, więc po skończonym dyżurem razem z nimi udała się do ich mieszkania. Tak naprawdę nie chciała być sama. Odkąd Piotrek napisał jej, żeby uważała na Damiana, to stara się go unikać. W tej pracy bardzo trudno jest kogoś unikać. Jedli kolację. Prawie się do siebie nie odzywali. Byli przejęci zaginięciem przyjaciela. Nigdy nie robił im takich numerów.
-Przepraszam Was, że nic się nie odzywam, ale nie mam ochoty na rozmowę.
-Nic nie szkodzi-powiedziała Basia.-My też martwimy się o Piotrka, bo jest naszym przyjacielem, a za niedługo będzie rodziną. Macie wyznaczony termin ślubu?
-Sierpień przyszłego roku. Chcemy urządzić skromne przyjęcie z najbliższą rodziną i przyjaciółmi.
-Zastanawialiście się gdzie?
-Zawsze marzyły mi się "Złote Tarasy", ale zobaczymy jak to będzie.. Chcę, żeby Piotrek już tu był-oparłam głowę o ramię Adama.
-Już niedługo będzie, na pewno..-sam chyba zaczął watpić w to.
-Mogę zostać u Was na noc? Nie chcę być sama.
-Pewnie! Zaraz Ci pościelę w salonie.
***
Uwolnił się. Teraz tylko udaje że jest nadal związany. ten doktorzyna myślał, że go przechytrzy! Piotra Strzeleckiego! Dobre sobie. Teraz mówił coś do siebie:
-Dziś nadejdzie czas zemsty! Jeśli jej nie będzie to poczekam na tą s*kę i podpalę ją razem z tym całym jej szczęśliwym domkiem!
-Nie obrażaj mojej narzeczonej, bo dostaniesz w ryj!-krzyknął.
-Nie boję się Ciebie.
-Ani ja Ciebie.
-Za parę godzin nie będziesz miał już swojej narzeczonej!
-Nie wierzę Ci!
-To uwierzysz jak dowiesz się, że zginęła w pożarze w własnym domu, który wybuchł z nieznanych przyczyn...
Wyszedł.
Wstrząsnęły nim jego słowa... 

sobota, 28 listopada 2015

Rozdział 22

Schodził z dyżuru. Miał dzwonić po taksówkę, ale ktoś uderzył go w głowę, zawlókł do auta i odjechał z piskiem opon.

***

Denerwowała się, bo miał przyjechać godzinę temu. Pewnie wziął dodatkowy dyżur-pomyślała i wyszła zamykając dom. Następnie udała się do garażu po samochód. Po około dwudziestu minutach była pod stacją. Wysiadła z samochodu i weszła do budynku. Przebrała się w "robocze" ubranie i postanowiła spróbować skontaktować się z narzeczonym, bo na pewno w stacji go nie było. 
-"Tu Piotrek Strzelecki. Po sygnale zostaw wiadomość"
-"Piotrek odezwij się. Martwię się."
Rozłaczyła sie i poszła do kuchni zrobić sobie mocnej kawy. Chwilę później przyszedł Adam.
-Piotrka nie ma?-zapytał. Ona pokiwała przecząco głową.-To do niego nie podobne. 
-Właśnie. Martwię się o niego. Może mu coś się stało?
-To mocny gość i na pewno nic mu nie będzie i pojawi się w progu stacji.
-Mam nadzieję... 

*** 


Obudził się. Nie wiedział, gdzie się znajduje. Był związany. Nie aż tak mocno, aby mógł się wyswobodzić. Jeśli spotka tego, co go porwał to mu wpie*dol da. Rozejrzał się po pomieszczeniu. Była to jakaś opuszczona rudera. 
-Widzę, że się obudziłeś śpiąca królewno-powiedział porywacz. 
-Czego chcesz?-zapytał. 
-Zostaw Martynę w spokoju. Ona zasługuje na kogoś lepszego niż TY. Niż ratownik medyczny, który nigdy jej nie zapewni tyle pieniędzy na ile zasługuje... 
-Damian! Mogłem się domyślić! Czego chcesz od Martyny?!
-Żeby związała się z kimś takim jak JA. 
-Gdy się dowie w jaki sposób chciałeś nas rozdzielić to będzie z Tobą źle. 
-Nie boję się ani Ciebie ani jej. Mam z nią rachunki z przeszłości do załatwienia. 
Przywalił mu znowu. Tym razem w twarz i wyszedł. 


***

Siedziała w stacji. Prawie cały dzień go nie ma...  Tak się cholernie o niego martwiła. Co jeśli miał wypadek? Albo go ktoś napadł? Dostała SMS-a od narzeczonego: Uważaj na tego Damiana. Wrócę wkrótce i wszystko wyjaśnię. Pamietaj, że Cię kocham! 
Piotrek, gdzie jesteś?-zapytała sama siebie. Szybko wsiadła do samochodu i odjechała do domu. Tam chciała to wszystko na spokojnie przemyśleć. Dlaczego ma uważać na Damiana?... 


_________________________________
Piotrek porwany przez... Damiana. 
Jak myślicie jak akcja potoczy się dalej?


 

Rozdział 21

Ubrała jego koszulę i zeszła w niej na dół. Ledwo zakrywała jej pośladki.Zeszła do kuchni, gdzie on przygotowywał śniadanie. Usiadła na blacie i obserwowała go. Gdy ją zauważył minęło dobre parę minut. Oparł się o blat na którym siedziała i pocałował ją.
-Jak się spało, pani Strzelecka?
-Jaka pani Strzelecka?!
-Przecież to wczoraj uzgodniliśmy-powiedział całując ją w ramię.
-Byłam wtedy pod wpływem alkoholu i Twojego uroku, więc nie wiem,co wtedy mówiłam i robiłam.
-Serio mam taki urok osobisty?-zapytał mrugąjąc do niej.
-Żartowałam. Może miałeś kiedyś ten swój "urok", ale go teraz masz, bo jestem pod moim pantoflem. Spróbuj tylko flirtować z jakąś laską to marny Twój los-pogroziła mu.
-Spokojnie. Pod Twoim pantoflem nie mogę podjąć sam żadnej decyzji, pani Kubicka.
-Zawieziesz mnie do stacji na dwunastą?-zapytała przygryzając dolną wargę.
-Zrobię to pod jednym warunkiem..
-Jakim, kochanie?
-Naprawdę nie pamiętasz co wczoraj ugodniliśmy?
-Oczywiście, że pamiętam. Sierpień przyszłego roku, w naszym kościele parafialnym bierzemy ślub.
-Myślałem, że mam taki urok osobisty że jak mnie widzisz to o wszystkim zapominasz.
-Nie, nie masz. To podwieziesz mnie?
-Oczywiście.
Poszła się ubrać. Postanowiła ubrać jasne jeansy, niebieski T-Shirt i skórzaną kurtkę, którą kupił jej narzeczony. Zbliżała się jesień. Była już końcówka sierpnia. Za rok o tej porze będzie mężatką. Kto by pomyślał? Ona przeciwniczka małżeństwa i narzeczeństwa bierze ślub.  Jeśli on jest obok niej to może zrobić dosłownie wszystko. To się chyba nazywa miłość. Na dole czekał na nią, żeby ja odwieźć do pracy. Potem miała wrócić autobusem albo taksówką.
***
Skończyła dyżur. Był on ciężki. Co chwilę mieli jakieś wezwania. Nareszcie mogła odpocząć. Siedziała z zamkniętymi oczami na ławce. Gdy wstawała przyszedł do niej Damian.
-To może dziś pójdziemy na to piwo?-zaproponował.-Też skończyłem już.
-Może kiedy indziej, bo jestem zmęczona-skłamała.
-Twój narzeczony nie dowie się. Możesz być oto spokojna.
-Ale powiedziałam, że nie chcę dziś nigdzie z Tobą iść!-zareagowała nerwowo.
Piotr widząc jak narzeczona nerwowo rozmawia z doktorzyną podszedł do nich i powiedział:
-Chyba nie trzeba Ci powtarzać dwa razy?!
-O co sie czepiasz?! Nie z Tobą rozmawiam!
-Daj jej spokój, bo jest po ciężkim dyżurze.
-A co jeśli jej nie dam spokoju?
-To inaczej porozmawiamy-patrzyli sobie prosto w oczy i mierzyli się wzrokiem.
Martyna wiedziała, że jeszcze chwila a sie pobiją.
-Piotruś, możemy porozmawiać?-zapytała.
-Pewnie, chodźmy-odeszli kawałek od lekarza i byli za budynkiem stacji.-Kochanie, o co chodzi?
-Poradziłabym sobie.
-Martwię się o Ciebie. I nie pozwolę, żeby ten idiota truł Ci o tym spotkaniu i do niego
zachęcał, gdy Ty tego nie chcesz. Bierz auto i pojedź nim do domu. Ok?
-Ok. Wiesz co?
-Co?
-To słodkie, że tak o mnie się troszczysz... Jesteś moim rycerzem na białym koniu o którym zawsze marzyłam, gdy byłam małą dziewczynką.
-Wiem, bo jesteś moją ukochaną narzeczoną bez której nie wyobrażam sobie mojej dalszej egzystencji na tym świecie.
-Na serio?
-Tak.
-Kocham Cię.
-A ja Ciebie-pocałował ją w czoło.

________________________________
To opowiadanie jest skończone. :) 
Jak Wam się podoba? 
Nie wiem dlaczego, ale zawsze mi czegoś w tych opowiadaniach brakuje. Taka głupia Ja :') 
W kolejnym opowiadaniu zacznie się komplikować(chyba). Zobaczę jak to mi wyjdzie w mojej cudownej mózgownicy.. 
Next chyba jeszcze w tym tygodniu, ale niczego nie obiecuję :) 
Piszcie opinie w komentarzach! Bardzo zależy mi na Waszej opinii jako czytelników... :)


sobota, 21 listopada 2015

Rozdział 20

DWA TYGODNIE PÓŹNIEJ
Na razie tylko o naszych zaręczynach wiedzą nasi najbliżsi przyjaciele: Adam, Basia i Wiktor i nasze rodziny.  Przebieraliśmy się na dyżur.
-Nie wiem, czy chować pierścionek tak jak do tej pory, czy mieć go na palcu?
-Miej go na palcu. Niech ten Damian zobaczy, że masz narzeczonego i da Ci spokój.
Do pomieszczenia weszła Renata.
-Cześć, jak po urlopie?-zapytałam.
-Cześć, świetnie! Musicie koniecznie polecieć na Kretę. Było cudownie i poznałam kogoś.
-To cudownie!
-A co u Was?-Chciałam schować dłoń do kieszonki spodni, ale ona zauważyła mój pierścionek.-Kiedy się zaręczyliście?
-Niedawno-zbyłam ją.
-Niedawno?
-Co to dwa tygodnie..
-Gratulacje-przytuliła nas.-Musimy to koniecznie dziś uczcić. Ktoś z stacji wie?
-Tylko Adam i Basia.
-To dziś po dyżurze?
-Ok.
-O której kończycie?
-O 17:00.
-Ja też. Idealna pora na uczczenie Waszych zaręczyn. Nie chcecie by ktoś jeszcze się dowiedział.?
-Jak na razie nie chcemy aby ktoś więcej o nich wiedział.
-Spokojnie. Macie to u mnie jak w banku-uśmiechnęła się i wyszła.
Skończyliśmy się przebierać i poszliśmy przygotować karetkę.  Mieliśmy dyżur z Górą.
***
Wieczorem po skończonym dyżurze ratownicy poszli do baru.
-Wiedziałam, że Piotrek to porządny gość i w końcu kiedyś Ci się oświadczy-powiedziała Renata.
-Muszę Ci się przyznać, że ja nie sądziłam, że kiedyś to nastąpi...
-Kochanie, nie wierzysz we mnie?-zapytał.
-No wiesz...
-Co?
-Oczywiście, że w Ciebie wierzę!-pocałowała go w policzek.
-Już myślałem...-uśmiechnął sie.
-to jeszcze po jednym piwie?-zaproponowała Renata.
-Ok i do domu.
Po wypiciu piw rozeszli się pod lokalem. Martyna i Piotr na nogach poszli do domu a Renata pojechała taksówką . Nie wiedzieli, że w barze obserwował ich Damian.Mężczyzna pomyślał: Jeszcze mnie popamiętasz... Zraniłaś mnie wtedy to ja Cię teraz zranię. Nie będziesz miała cholernego happy endu...
Szli powoli nie spiesząc się.
-Ustalamy datę ślubu?-zapytał.
-Jeszcze nie. Po co ten pośpiech? Mamy czas przecież.
Doszli do domu. Martyna szukała w torebce kluczy i je znalazła. Otworzyła dom i weszli do niego.
-Nie chodzi mi oto, że nie chcę tego ślubu, tylko oto, że jeszcze nie myślałam nad datą ani miejscem. Szczerze mówiąc to jeszcze nad niczym w tej kwestii nie myślałam.
-Ok-pocałował ją.-Jak będziesz chciała pogadać o ślubie to mi powiedz.
-Będziesz pierwszą osobą, która się o moich ślubnych planach dowie.
-Cieszę się niezmiernie.
-Ja również.
NASTĘPNEGO DNIA
Przyszli wcześniej na dyżur. Siedzieli przed stacją i rozmawiali. Nagle przed budynek pojawił Wiktor. Przyjechał na rowerze.
-Doktorze!-powiedziała Martyna
-cześć dzieciaki!
-Doktorze, już po wypoczynku?-zapytał Piotr podając mu dłoń witając się.
-Nareszcie chyba chciałeś powiedzieć.
-Oczywiście-zaśmiał się.
-Co tam u Was?
-Auto się zepsuło i jedno i drugie, więc skazani jesteśmy na komunikację miejską lub spacery-rzekła Martyna.
-Albo przerzućcie się na rowery.
-Słyszysz, Piotruś?
-Pomyślę.
-Yhm.
Martyna szepnęła Piotrkowi na ucho:
-Wszystko zaczyna się układać-uśmiechnęli się do siebie.
_________________________________
No więc oto kolejna część opowiadania.
Co myślicie o Damianie?
Zdradzę Wam, że on dużo namiesza. Będą to przykre sprawy, że się tak wyrażę.
Jak myślicie co będzie w kolejnej części? ;*
Do następnego ;D


sobota, 14 listopada 2015

Rozdział 19

-Tomek, zawieś wyżej te lampiony!-krzyknąłem do brata.
-Już się robi!
Martyna jest w pracy, a my robimy ostatnie rzeczy, aby jutrzejszy dzień wypadł jak najlepiej.
-A co jeśli Martyna odrzuci Twoje oświadczyny, bo na przykład nie jest gotowa na kolejny etap Waszego związku?-zapytał Romek.
-Po tym, co przeszliśmy odkąd sie znamy, wierz mi nic nie może nas już zaskoczyć.Przecież nie musimy brać od razu ślubu.
-A co z dziećmi?-zapytała mama. Spodziewałem się tego pytania z jej ust.
-Na dzieci mamy czas, spokojnie.
***
Po skończonym dekorowaniu pojechałem do stacji. Martyna kończyła dyżur. Zastałem ją w szatni, gdy się przebierała. Zasłoniłem jej oczy dłońmi i zapytałem:
-Zgadnij, kim jestem?
-No nie wiem... Muszę się zastanowić zanim Ci odpowiem, Piotrusiu. 
Odwróciła się i obdarzyła mnie uśmiechem.
-Hej, słonko-powiedziałem i pocałowałem ją. 
-No hej-przytuliła mnie. 
-Pamiętasz, że jutro jedziemy?
-Pamiętam, pamiętam. Ja bym nie pamiętała? Nie jestem Tobą. Co mam ze sobą wziąć? 
-Ładną sukienkę. 
-A po co?
-Zobaczysz jutro. Muszę się przebrać i przygotować do dyżuru z Góra.. 
-Dasz radę-poklepała mnie po ramieniu i wyszła. 
***
Nie wiedziałam po co Piotrek kazał mi wziąć ze sobą ładną sukienkę. Ale wzięłam. Obiecałam mu, że będę mu wierzyć, ale czasami baardzo trudno jest to zrobić. Z tego co wiem to jego rodzice nigdy nigdzie nie wyjeżdżali. O gustach się nie dyskutuje aczkolwiek wyczuwam spisek. Ja nie mam teraz urodzin, Piotrek również. Gdy dojechaliśmy chciałam iść do salonu, ale Piotrek mnie zatrzymał:
-Pójdź się odświeżyć i przebrać. 
-Taka Ci już nie wystarczam?
-Wystarczasz, ale to niezwykła chwila w naszym życiu. Zawołam Cię, gdy wszystko będzie gotowe. 
Poszłam do łazienki na górę i wzięłam gorącą kąpiel, chociaż było upalne lato. Dzisiaj jakoś duszno jest, pewnie potem będzie burza. Następnie zaczęłam się malować i ubierać. Na koniec zostało mi wykonanie fryzury. Wyprostowałam włosy i stwierdziłam, że je tak zostawię. Ubrałam buty i zaczęłam schodzić na dół. .. Przy ostatnim schodzie czekał Piotr. Pewnie słyszał jak schodzę. Nie mógł oderwać ode mnie wzroku. Czułam jak "rozbiera" mnie wzrokiem. 
-Aż tak źle wyglądam?-zapytałam, chociaż znałam odpowiedź. Chciałam ją usłyszeć z jego ust.  
-Wyglądasz...-szukał odpowiedniego słowa, żeby wyraźić zachwyt moją osobą-cudownie. Chodźmy do ogrodu-poszliśmy pod ramię do ogrodu. 
Gdy weszłam do niego to ujrzałam niezwykły widok: cały ogród był udekorowany lampionami! Na tarasie  stół  był nakryty. Stało na nim czerwone wino i róże w wazonie. W tle leciały nasze piosenki, m.in. 'Thousand Years' czy 'Say something'. Zaniemówiłam z wrażenia. 
-Jak Ci się podoba?
Rzuciłam mu się na szyję i powiedziałam:
-Jest cudownie!
-To jeszcze nie koniec niespodzianek-spojrzałam na Niego pytająco i usiadłam na krześle, które On mi odsunął. Ukleknął przede mną i zaczął mówić:
-Długo zastanawiałem się jak i gdzie poprosić Cię o rękę. Chciałem to zrobić wszędzie, ale po głębszym zastanowieniu wybrałem to miejsce, ponieważ tutaj wszystko się zaczęło... Gdy się spotkaliśmy przed dwoma laty nic nie zapowiadało tego, że w tej chwili będziemy tutaj jedli kolację i zaręczali się. Martyno Kubicka, czy  uczynisz mi ten zaszczyt  i  zostaniesz moją żoną?- z kieszonki marynarki wyjął malutkie pudełeczko i je otworzył.
 Po chwili wstałam i odpowiedziałam z uśmiechem na ustach:
-Tak! 
Na serdweczny palec u mojej prawej dłoni włożył mi złoty pierścionek, a następnie podniósł mnie i zakręcił wkoło. Pocałowaliśmy się namiętnie. 
-Kocham Cię-powiedziałam i mocno go przytuliłam. 
Piotr usiadł na przeciw mnie i zaczęliśmy jeść kolację. Cały czas patrzyłam na pierścionek. Po zjedzeniu kolacji siedzieliśmy przytuleni na huśtawce. 
-Nie spodziewałaś się tego, że Ci się oświadczę? 
-Nie. 
Nagle zaczęło grzmieć,czemu się dziwiłam, bo w końcu lato jest. 
-Pójdę odłączyć korki, bo wydaje mi się, że to będzie ulewa. 
-A ja po świeczki. 
Gdy Piotrek wrócił świeczki były zapalone, a ja siedziałam przy kominku. On usiadł koło mnie. 
-Gdzie będzie wesele, bo zapewne myślisz o naszym ślubie?-zapytał. Wiedział co mi po głowie chodzi. 
-Może w plenerze? Zależy od tego kiedy weźmiemy ślub. 
-Na razie nie myślmy o tym.  
Zaczął mnie całować. 
-Co Ty robisz? Przecież jesteśmy w domu Twoich rodziców. .. 
-Ale ich tu nie ma. 
Wziął mnie na ręce i zaniósł do sypialni...




niedziela, 8 listopada 2015

Rozdział 18

KILKA TYGODNI PÓŹNIEJ
Tym razem to ja wstałem wcześnie i pojechałem do Centrum. Miałem do załatwienia parę spraw. Postanowiłem podjąć męską decyzje. Zamierzam oświadczyć się Martynie. Gdy widziałem jak ten doktorzyna z nią flirtuje to myślałem, że mu coś tam na miejscu zrobię. Czułem się zagrożony.. Oświadczynami chcę dać Martynie znać, że traktuję nasz związek bardzo poważnie. Spotkam się z Baśka u jubilera.
Mam dużo pierścionków do wyboru. Nie moge się zdecydować.
-Piotrek. To Twoja decyzja, jaki pierścionek wybierzesz. Ten jest piękny-pokazała mi złoty pierścionek z szafirem.
-Ten pierścionek, który wybiorę musi być oryginalny, a zarazem taki delikatny jak Ona. Kiedy indziej podjadę po ten pierścionek. Muszę podjechać jeszcze w kilka miejsc po resztę rzeczy. A wieczorem mam dyżur.
-To leć. Pa.
Wyszedłem z sklepu i pojechałem dalej.
***
Wstałam i poszłam do łazienki się ogarnąć. Piotrka oczywiście nie było. Czuję, że oddalamy się od siebie.. Po kilkunastu minutach byłam już gotowa, aby pójść do pracy. Zeszłam na dół i udałam się do kuchni. Myślałam, że będzie w kuchni lub na tarasie.. Zastałam tylko kartkę: 
Miałem coś meeega ważnego do załatwienia. Pogadamy jak wrócę albo jak będę wchodził na dyżur. Kocham Cię :-) 
-Taaa, jasne-powiedziałam do siebie na głos. Jeśli tak ma wyglądać nasze życie to dziękuję bardzo za to. Zjadłam kanapki, które przygotował Piotrek i pojechałam na dyżur. Co miałam zrobić? Po kilkunastu minutach byłam pod stacją. Zaparkowałam samochód i weszłam do środka. Skierowałam się do szatni. Szybko się przebrałam i poszłam sobie zrobić kawy. Do dyżur zostało mi ponad pół godziny.  Na szczęście była już Basia. Przywitałyśmy się przytuleniem się i usiadłyśmy w kącie. 
-Co jest?-zapytała.
-Myślę, że Piotrek kogoś ma. 
-Coś Ty! On nie widzi świata poza Tobą!
-Od kilku tygodni prawie się nie widujemy. Jak On przychodzi to ja śpię i na odwrót. Tak się nie da żyć. Brakuje mi tej Jego bliskości.
-To weźcie wolne i pojedźcie gdzieś.
-Góra nam  nie da.
-Zobaczysz, za niedługo wszystko się wyjaśni.

Podczas dyżuru miotałam wobec tego wszystkiego. Jeździłam z Renatą i Damianem. Chyba gorzej nie mogłam trafić. Gdy wróciliśmy z ostatniego wezwania spotkałam Piotrka.
-Hej-powiedział.
-Cześć-odpowiedziałam obojętnie.
-Co jest?
-Musimy pogadać. I to zaraz.-pociągnęłam go za rękę i wyszliśmy przed stację.
-Kochanie, w porządku?-położył dłoń na moim policzku.
-Pojadę dziś do rodziców i wrócę prosto na dyżur.
-Coś się stało?
-Może Ty mi odpowiesz na to pytanie? Od kilki tygodniu nie masz dla nas czasu... Masz kogoś?
-Nie mam! Co powiesz, gdybyśmy pojechali do moich rodziców?
-Po co?
-Jadą na weekend do Paryża i chcą abyśmy zajęli się ich domem. Co Ty na to?
-Możemy jechać. Niech zgadnę: załatwiłeś to u Góry?
-Taak. Muszę lecieć na dyżur. Zadzwoń jak dojedziesz i jedź ostrożnie-pocałował mnie w policzek i poszedł do karetki. Pomachałam mu i pojechałam do moich rodziców.
***
O mało i by Martyna przejrzała mój plan. Zaproponowałem jej wspólny wyjazd do moich rodziców, bo tam chcę jej się oświadczyć. Tam, gdzie to wszystko się zaczęło. Dziś wszystko kupiłem. Pozostało mi tylko udekorowanie ogrodu u rodziców. To zrobię, gdy Martyna będzie mieć dyżur po południu. Podeszła do mnie Renata, która kończyła dyżur:
-Chyba coś Wam z Martyną ostatnio się nie układa.
-Dlaczego tak wnioskujesz?
-Bo widziałam, że cały dyżur była małomówna i smutna.
-To nie Twoja sprawa.

NASTĘPNEGO DNIA
Wracałam do domu. Miałam prosto na dyżur, ale muszę się przecież przebrać. Zapomniałam kluczy. Mam je, ale przecież mogę zadzwonić do drzwi. Chwilę poczekałam. Chyba się pomyliłam.. co do Piotrka.. Jak On mógł mi to zrobić?! Po tym wszystkim, co razem przeszliśmy? Wybiegłam z domu. On pobiegł za mną.
-Martyna! Posłuchaj mnie!
-Słucham! Zraniłeś mnie! Historia lubi się powtarzać, co nie? Znowu Renata, Ty i Ja! To już się nudne robi, wiesz?!
-Dasz mi dojść do słowa?
-A po co?
-Chcę to wszystko wyjaśnić.
-To wyjaśniaj!
-Byłam tylko poradzić się Piotrka w jednej sprawie-wyjaśniła Renata.
-W czym?
-Nie wiedziałam do jakiego mechanika iść  z zepsutym autem.
-Nie mogłaś pójść do kogoś innego?-zapytałam z sarkazmem.
-Piotrek tak szaleje za Tobą, że normalnie szok. Za mną nigdy tak nie szalał. To się chyba nazywa prawdziwa miłość. Wyjaśnijcie sobie wszystko, a ja lecę. Pa.
Poszła a my zostaliśmy sami.
-Dlaczego Ty myślisz, że kogoś mam. Przecież tyle razy Cię zapewniałem, że Cię kocham i nigdy, ale to przenigdy bym Cię nie zostawił...
-Przepraszam-przytuliłam się do niego mocno.-Jestem głupia.
-Obiecaj mi jedno..
-Co tylko chcesz..
-Obiecaj, że we mnie nie zwątpisz, bo gdy to zrobisz, to.. to wszystko nie będzie miało sensu...
-Obiecuję.-pocałowaliśmy się namiętnie.-Brakowało mi tego.
Spletliśmy nasze dłonie i tak siedzieliśmy patrząc sobie w oczy. To milczenie wyrażało więcej niż tysiąc słów..

________________________________________________
Wybiło ponad 20 tysiecy wyświetleń! Wielkie dzięki. Dzięki tym wyświetleniom mam wenę żeby pisać dalej i dalej.
A co do opowiadania. Piszcie co o nim sądzicie w komentarzach ;D
Kolejny next chyba w  weekend.
Jak zauważyliście Piotrek planuje oświadczyny. Może ukażą się one w kolejnym rozdziale. Zobaczymy ;D
Do następnego <3


sobota, 7 listopada 2015

Rozdział 17

-Piotrek, masuj!
-Martyna, analiza!
-Asystoria- odpowiedziała.
-Strzał 150 J.
Po 20 minutach ciągłe reanimacji lekarz stwierdził:
-Zgon godzina 19:56.
Zawiadomił dyspozytornię, że mamy zgon. Pojechaliśmy  z powrotem do stacji. Z naszej trójki najbardziej przybita była Martyna. Zawsze bardzo przeżywa się śmierć pacjenta. Zwykle dajemy radę odratować pacjentów. A ten nowy doktorzyna myśli, że zjadł wszystkie rozumy świata.. Doktor Góra parę dni temu zatrudnił nowego lekarza, Damiana, który jest dopiero po studiach. Najbardziej denerwuje mnie to, że kokietuje Martynę. Najchętniej wygarnąłbym mu to i owo, ale on nie wie, że jesteśmy razem. Mieliśmy teraz skończyć dyżur, ale musieliśmy zostać, bo Góra dorabia sobie w klinice piękności. Mam nadzieję, że nie będziemy mieć dużo wezwań. Usiadłem koło Martyny na kanapie.  Czytała książkę.
-Co czytasz?-zapytałem.
-Książkę.
-Widzę, że książkę.
-Kryminał.
-To możesz na chwilę przerwać?
-Bo...?
-Twoja mama do mnie dzwoniła.
-Dlaczego do Ciebie a nie do mnie?
-Twój telefon jest w naprawie.
-A no tak. Po co dzwoniła?
-Pamiętasz, gdzie mieszkaliście w czasie Twojego dzieciństwa?
-No tak. Jak mogłabym zapomnieć miejsca w którym spędziłam najwspanialsze lata mojego dzieciństwa?
-Przeprowadzają się tam z powrotem.
-Chyba żartujesz?
-Nie żartuję. Chodźmy na zewnątrz, a nie siedźmy tutaj.
-Ok.
Wyszliśmy na zewnątrz i usiedliśmy przed stacją.
-kiedy się przeprowadzają?
-za dwa tygodnie robią taka mini-parapetówkę. Będziemy na niej chyba my, Adam, Basia i kilka osób.
-może być, tylko, co jesli nie dostaniemy wolnego?
-coś sie wymyśli.
***
Siedziałam w stacji i nadal czytałam ten kryminał. Był niesamowicie wciągający. Dosiadł sie do mnie Damian i powiedział:
-Chyba to bardzo ciekawa ksiażka.
-Tak-zbyłam go.
Nie chciałam kontynuować tej rozmowy. On cały czas mnie kokietuje a mnie to drażni i jak widzę Piotrka też. Chłopak przygląda nam się z ukrycia.
-Co byś powiedziała, żebyśmy poszli może po pracy na małe piwko?
-Raczej nie.
-Dlaczego? Rozumiem że możesz mieć plany..
-Tak, mam plany. Spędzam ten wieczór i każdy w towarzystwie mojego narzeczonego.
-To szkoda.
Widziałam, że Piotrek się uśmiechnął, a Damian zrezygnowany poszedł w stronę podjazdu do karetek. Uśmiechnęłam się do niego.
Pół godziny później nasz dyżur dobiegł końca. Czesałam włosy a Piotrek zapytał:
-Od kiedy jestem Twoim narzeczonym?
-Od... kiedyś tam. Widziałam jak zieleniejesz  z zazdrości, gdy Damian się do mnie dosiadł na kanapie i chciał zaprosić na piwo..
-Od kiedy jesteś z nim na "ty"?
-Od pierwszego dnia naszej znajomości. Z Tobą też byłam, więc nie wiem o co Ci chodzi.
-To co innego.
-No, ciekawe..


niedziela, 1 listopada 2015

Rozdział 16

Dzisiaj postanowiłam wstać dość wcześnie, bo o szóstej, by pobiegać jeszcze, gdy będzie chłodno.  Chociaż powinnam jeszcze długo spać, bo mam wolne. Piotrek niestety odsypia nockę, którą miał z Renatą i Adamem. Wiktor nadal jest w szpitalu, ale za niedługo wychodzi i wróci z nami do karetki. Po około godzinie wróciłam do domu i wzięłam szybki prysznic i się ogólnie ogarnęłam. Zeszłam do kuchni i zrobiłam sobie kawę. Podeszłam do okna z kubkiem w dłoni i patrzyłam w dal. 
-Nad czym tak myślisz?-szepnął mi na ucho Piotrek w efekcie podskoczyłam i o mało nie wylałam na siebie kawy.
-Piotrek!-krzyknęłam. 
-Co ?
-Zawału prawie dostałam i bym na siebie kawę wylała.
-Przepraszam-pocałował mnie w policzek.-Gdzie byłaś?
-Biegałam.
-I tyle?
-Tyle. A co myślałeś?
-Myślałem, że gdy się obudzę to będziesz przy mnie, a tu patrzę nie ma Ciebie.
-Muszę biegać, Piotruś, żeby z formy nie wyjść.
-Ty nigdy z formy nie wyjdziesz.
-Taa jasne. Co chcesz na śniadanie? Niech stracę i Ci je zrobię.
-Jajecznicę z bekonem.
-Ok. Z trzech jajek, jak zwykle?
-Taak.
Podeszłam do kuchenki i zaczęłam robić jajecznicę. Zanim patelnia się rozgrzała to zdążyłam pokroić bekon i przygotować nakrycie stołu. Po około dziesięciu minutach jajecznica była na naszych talerzach. Wycisnęłam sok z świeżych pomarańczy(ta czynność wymagała ode mnie dużego wysiłku fizycznego, ale się opłaciła) i nalałam go do szklanek. Zaniosłam wszystko na taras i zawołałam Piotrka. Siedziałam na krześle i delektowałam się chwilą.  Ktoś położył dłonie na jej oczach.
-Zgadnij, kim jestem?
-No nie wiem. Chyba ktoś mi się do domu włamał.
-No wiesz, co?
-Co?-odwróciłam głowę i spojrzałam na niego.
-Kocham Cię-pocałował mnie.
-Ja Ciebie też.
Piotrek usiadł na przeciwko mnie i zaczęliśmy jeść śniadanie. Po pól godzinie sprzątałam po śniadaniu, a Piotr siedział na tarasie. Gdy kończyłam sprzątać dołączyłam do niego. Usiadłam koło niego na fotelu i położyłam moje nogi na jego udach. Zadzwonił mój telefon. Gdy zobaczyłam kto dzwoni, to nie chciało mi się odbierać, ale odebrałam:
-"Słucham, doktorze?"
-"Czy mogłabyś przyjechać dziś na dyżur i zwerbowała ze sobą Strzeleckiego?"
-"Ok. Przecież On ma chyba dziś dyżur?"
-"Co z tego, że ma! Brakuje ratowników i ma przyjechać! Chyba za to mu płacę!"
Rozłączyłam się i westchnęłam.
-Strzelecki, zbieramy się do pracy-powiedziałam i wstałam.
-Po co?
-Przecież słyszałeś co mówił Góra. Rusz się, bo nam jeszcze z pensji pociagnie.
-Miałem załątwiać u niego wolne, żebyśmy sobie gdzieś na weekend pojechali, ale nawet nie będę zaczynał z nim tego tematu, bo się gość wścieknie i dopiero będzie-podłożył ramię na moich plecach i tak poszliśmy do samochodu.
-Piotruś, takie życie.
-No, niestety.

Rozdział 47 cz. 1

Tuż po tym jak kamerzysta odjechał para postanowiła nareszcie udać sie do hotelu na noc poślubną. Mimo, że juz mieszkali razem to i tak nie ...