czwartek, 31 grudnia 2015

Rozdział 27

Zamiast do psychologa skierowała się na siłownię. Dawno tutaj nie była. Tyle się tutaj zmieniło, a jednak nic. Wie, że powinna za radą narzeczonego iść do psychologa. Zrobiłaby to dla tzw. świętego spokoju. Po co ma iść do psychologa jak uważa, że wszystko jest ok?
Po serii ćwiczeń udała się do mieszkania, żeby wziąć prysznic a potem do stacji na dyżur. Szybko poszła do szatni się przebrać.
-Nie byłaś u psychologa-stwierdził Piotrek.-Dzwoniłem i pytałem.
-Zapomniałam. Przypomniałam sobie dopiero, gdy byłam na siłowni. "Aaa.. przecież miałam iść do psychologa. Nie potrzebuję Jego pomocy, ale miło by było porozmawiać z kimś o moim idealnym życiu.."
-Przestań się nabijać.. To poważna sprawa i nie lekceważ tego.
-Piotrek, po prostu Cię nie poznaję.. Jesteś taki.. poważny jak nigdy.
-Ktoś z naszej dwójki musi być poważny. Pójdź do psychologa.. Proszę.
-Ale ja nie potrzebuję pomocy psychologa. Radzę sobie bez niego..
-Jedziesz na hydroksyzynie. Nie wiem, czy tak rzeczywiście sobie radzisz.
-Mam dość tej żenującej dyskusji. Idę sprawdzić, czy wszystko mamy.
Odeszła. Miała dość dyskusji z ukochanym.
***
Patrzył jak odchodzi. Nie rozumiał jej oporu. Sam poszedł do stacji zrobić sobie kawy.
-Co jest, Piotrek?-zapytał Adam wchodząc do pomieszczenia.
-Kobiety, kobiety.. Za nimi nie nadążysz-westchnął zalewając kubek wrzątkiem.
-Jeśli Ci tak źle z Martyną to dlaczego chcesz się z nią żenić?-zażartował. Piotrek spiorunował go wzrokiem. Nie chciał mu mówić o ich problemach.. To sprawa między nim a Martyną. Niby Adam jest jej kuzynem, ale ..
***
Podczas dyżuru ich relacje były napięte. Cały czas na siebie warczeli.
-Martyna! Porozmawiajmy jak cywilizowani ludzie.
-Okay-stała przy karetce z założonymi rękami i patrzyła na niego z srogą miną.-Mów, co masz mi do powiedzenia. Całego dyżuru nie chcę na to marnować.
-Dlaczego nie chcesz iść do psychologa?
-Tłumaczyłam Ci to już! Nie będę tego samego w kółko powtarzała!
-Może sie boisz, że psycholog uzna, że jesteś niezdolna do pracy?
-A Ty co uważasz?! Że jestem uzależniona od hydroksyzyny?!-Nic nie odpowiedział.-Nie.. po prostu nie wierzę! Myślałam.. Nie ważne co myślałam! Zawiodłam się na Tobie! Teraz zaczynam żałować, że przyjęłam Twoje oświadczyny!-krzyknęła i wybiegła.



wtorek, 29 grudnia 2015

[JEDNORAZÓWKA] Bez Ciebie znikam...

Wszyscy oskarżaja mnie oto, że Piotra nie ma(czytajcie: RENATA). Każdego dnia przeżywam monotonię i powrót do zdarzeń z tamtego dnia. Zastanawiam się, co by było gdyby....? Sama zauważyłam, że tak się nie da żyć i że muszę się pogodzić z jego odejściem. Nie chciał ze mną być najwyraźniej.. Tak to musiało się skończyć. Stałam się od tego momentu osobą aspołeczną.. Nigdy taka nie byłam.

-Nigdy nie spotkałem takiej świetnej, towarzyskiej osobą, jaką Ty-powiedział kładąc dłoń na moim policzku. Zarumieniłam się i spuściłam wzrok. 
-Przestań-uśmiechnęłam się. 

Wszystko się zmieniło gdy spotkałam Piotrka trzy lata temu. Może teraz byłabym rok po ślubie i planowałabym założenie rodziny.. Ale w pewnym momencie pojawił się On. Teraz dzień jest jak co dzień. Nudny, szary i monotonny.
-Renata, jeśli chcesz mnie kolejny raz zdenerwować to sobie daruj-weszłam do szatni, otworzyłam swoją szafkę, wzięłam swój strój ratownika i poszłam się przebrać.
-Martyna.. Chcę Cię przeprosić za wszystko-musiałam mieć dziwną minę, gdy to usłyszałam.-Nie powinnam między Wami mieszać. Byliście piękną parą.
-Ale dzięki Tobie wszystko się posypało. Dzięki wielkie!
Wyszłam. Miałam się nie wdawać z nią w dyskusje.
Teraz już się pogodziłam z tym wszystkim...
Gdy wróciłam do domu wyciągnęłam z szafki nocnej nasze wspólne zdjęcie.
-I gdzie Ty jesteś?
 Poszłam pobiegać. Włożyłam słuchawki do uszów i pobiegłam w stronę pobliskiego parku.Wydawało mi sie, że widzę Piotrka, ale to przecież niemożliwe...

-Kocham Cię-pocałował mnie-i zrobię wszystko, żebyś była szczęśliwa. 
-Nic nie musisz robić, bo już jestem szczęśliwa-wtuliłam się w Jego mocne ramiona.-Kocham Cię i to nigdy sie nie zmieni... 


KILKA DNI PÓŹNIEJ

Byłam w galerii handlowej ale coś kazało mi przyjść tutaj. Zawsze przesiadywałam tutaj z Piotrkiem. Zza zakrętu wyłonił się On. Był osobą, której najmniej się spodziewałam. Odwróciłam się na pięcie i chciałam odejść,ale on chwycił mnie za dłoń i przyciągnął do siebie. Spojrzałam na Niego oczami pełnymi łez.
-Zostaw mnie! Nie chcę mieć nic wspólnego z Tobą!
-Martyna, proszę.. pogadajmy!
-Nie mamy już o czym.
-Nie potrafisz bez ze mnie żyć!
-Ażebyś wiedział, że potrafię.
Odeszłam wkurzona. Jakim prawem wraca do mojego życia?!
***
Sprawdzałam, czy wszystko wpisałam w papiery zanim pójdę do domu. Złość już trochę minęła, ale nadal mam ochotę udusić Piotrka. Ktoś dotknął mojego ramienia.
-Wiem, że to Ty.. Piotrze.
-Może dasz zaprosić się na kawę po pracy.?
-Jestem zajęta.
Wyszłam z pomieszczenia. Tak naprawdę miałam iść do domu i zajadać smutki jak zawsze.
-To może chociaż Cię podwiozę?
-Nie rozumiesz co znaczy słowo "nie"?
-Daj..
-Nic lepiej do mnie nie mów. ok?
Poszłam na autobus. On chyba został tam.. Nie wiem.. Nie oglądam się zazwyczaj za siebie, gdy gdzieś idę.
***
-Piotruś. Dziś był ciężki dzień, więc zapraszam Cię na piwo, jako Qumpla oczywiście-zaproponowałam. Było mi głupio, że traciłam naszą przyjaźń przez moje ironizowanie.
-Z Tobą zawsze.
Poszliśmy razem do pubu. Bardzo lubiłam to miejsce. Po wypiciu paru piw postanowiłam odwieźć go do domu bo był niezdolny do prowadzenia samochodu jednym słowem.
-Piotrek!-krzyknęłam, gdy uderzyło w niego rozpędzone auto. Po co szedł środkiem ulicy?! Podbiegłam do niego. Oceniłam sytuację i zadzwoniłam po pomoc.-Piotruś! Słyszysz mnie?-wołałam z łzami w oczach. - Masz zaraz wstać i pogadać ze mną, zrozumiano?
Po chwili przyjechał Wiktor z ekipą i zabrali go do szpitala.
-Pożegnaj się z nim.
-Dlaczego go nie ratujecie?!
-Nic nie damy rady zrobić.
Lekarz po prostu odszedł do swoich obowiązków, a ja poszłam do Piotrka.
-Martyna..-był słaby-co ze mną?
-Wszystko będzie dobrze-okłamałam go. Musiałam.
-Martyna. Muszę Ci coś powiedzieć.
-Nic nie mów.
-Jesteś jedyną kobietą, którą kocham.
Postanowiłam się z nim pożegnać:
-Piotruś, posłuchaj mnie. Czas spędzony z Tobą był jedną z najlepszych rzeczy w moim życiu....
***
Nie ma go już prawie pół roku, a ja nadal nie mogę dać sobie z tym rady.
-Przestań się mazać z powodu jednego faceta. Znajdziesz sobie kolejnego.
-Właśnie że nie znajdę. On był jeden na milion.. Bez niego nic już sensu nie ma.

czwartek, 24 grudnia 2015

Święta!! :D


Na zbliżające się Święta pragniemy złożyć życzenia przeżywania Bożego
Narodzenia w zdrowiu, radości
i ciepłej rodzinnej atmosferze.
Kolejny zaś rok niech będzie
czasem pokoju oraz realizacji
osobistych zamierzeń.
życzy #Veronique <3 




****
Wkrótce na blogu pojawi się jednorazówka... Jak Martyna sobie poradzi po zwolnieniu ukochanego z pracy, jego wyjeździe i nagłym powrocie? Odpowiedź już niedługo !! :* 

niedziela, 13 grudnia 2015

Rozdział 26

Był środek nocy, a ona nie mogła spać.. Znowu. Cały czas śnił jej się ten sam sen... Odkąd zdarzył się ten okropny pożar to każdej nocy jest ten okropny sen... Czasami(często) budzi się z krzykiem w nocy... Tylko jedna osoba potrafi ją uspokoić.
-To był zły sen-przytulił ją.-Wszystko się ułoży i będzie OK.
-To nie jest normalne, że odkąd to się stało to powraca to w kółko i w kółko...
-Może to czas aby udać się do specjalisty?
-Nie. Nie potrzebuję fachowej pomocy. Sama sobie poradzę. Razem ogarniemy to-uśmiechnęła się. Wyszła z sypialni.
-Gdzie idziesz?
-Po tabletkę na ból głowy.-skłamała. Tak naprawdę poszła po kolejną tabletkę uspokajającą. Po paru minutach wróciła. Czuła się lepiej. Przynajmniej tak się jej wydawało...
***
-Doktorze, możemy porozmawiać-zwróciła się do Banacha-ale na osobności-dodała czując na sobie spojrzenie narzeczonego.
-Pewnie, chodź.
Poszli do pokoju socjalnego.
-O co chodzi, Martyna?
-Psycholog przepisał mi na uspokojenie Hydroksyzynę. Wczoraj wieczorem mi się skończyła. Nie mógłby pan przepisać mi kolejnego opakowania?
-Ostatnio też byłaś u mnie w tej sprawie. Czy Ty nie zażywasz jej czasem... za dużo?
-Doktorze, ja... Ona mi pomaga dojść do siebie po tym wszystkim.
-Radzę Ci iść do psychologa-powiedział wypisując receptę.
-Dobrze, dobrze-zbyła go i na wychodnym rzekła:-Może pan nie mówić o tym Piotrkowi?
-On martwi się o Ciebie.
-Wiem, wiem. Dlatego nie chcę żeby sobie głowę nie potrzebnie zaprzątał. Mamy dość na głowie..
-Nie mogę Ci tego obiecać.
-"Doktorze, wezwanie mamy"-powiedział Piotr przez radio.
-"Już idziemy."
Martyna po skończonym dyżurze poszła do apteki po lek, a Piotr, kiedy czekał na nią rozmawiał z Wiktorem:
-Po co Martyna rozmawiała z panem?
-Jak będzie chciała to sama Ci powie.
Piotrek chciał dalej wyciągać informacje od lekarza, ale przyszła Martyna i pojechali do domu.
-Martyna, o czym rozmawiałaś z Wiktorem?
-Nieważne. Nie musisz wszystkiego wiedzieć.
-Obiecaliśmy sobie, że będziemy wobec siebie szczerzy.
-Jesteśmy szczerzy. No chyba, że Ty coś znowu wykombinowałeś-zawadiacko się uśmiechnęła i zniknęła w sypialni.
KILKA DNI PÓŹNIEJ
Martyna coraz częściej sięga nie tylko po Hydroksyzynę. Piotrek w małej części jest świadomy problemów narzeczonej.
-Piotrek, musimy porozmawiać o... Martynie-rzekł Banach. Martyna miała dziś wolne, więc mogli spokojnie porozmawiać.
-Coś się stało?
-Pytałeś mnie kilka dni temu i chciałeś wiedzieć po co Martyna chciała ze mną rozmawiać na osobności.
- W domu zbyła mnie że to nieważne.
-Uważam, że Martyna ma problem. Chodzi oto, że poprosiła mnie już o którąś receptę na leki uspokające..
-Niech zgadnę: HYDROKSYZYNA.
-Tak. Powinieneś z nią o tym poważne porozmawiać i zaprowadzić ją do psychologa.
-Porozmawiam z nią jak tylko wrócę z dyżuru.
Po skończonym dyżurze Piotr szybko udał się do ich mieszkania.
-Martyna!!-krzyknął.-Musimy porozmawiać!!
-Co tak krzyczysz?
-Okłamałaś mnie! Bierzesz Hydroksyzynę!
-Kończę z tym!
-Potrzebujesz pomocy psychologa! Dlaczego mi nie powiedziałaś?!
-Nie chciałam Cię martwić! Jutro pójdę do psychologa!
-Jeśli do niego sama nie pójdziesz to...
-To co?
-To sam Cię do niego zaprowadzę!
-Dobrze, niedoszły panie doktorze!-powiedziała uśmiechając się.

niedziela, 6 grudnia 2015

Rozdział 25

KILKA DNI PÓŹNIEJ
-Jeśli nie chcesz, to nie musimy tam jechać.
-Musimy. Chcę zobaczyć jak to wszystko wygląda..
Wyszli z mieszkania i pojechali na pogorzelisko. Byli tam już fachowcy i rodzice pary. Przywitali się z obecnymi i stanęli pod drzewem.
-Ile będzie kosztował remont domu?-zapytał Piotr.
-Musimy ekspertyzy sporządzić. Nie wiadomo, czy w ogóle da sie wyremontować ten dom. Możecie państwo równie dobrze wybudować nowy na tym miejscu. Zmieści się na tej działce 2-razy większy dom niż ten.
Do skończonym zapoznawaniu się z stanem rzeczy Martyna, Piotr i rodzice pojechali na obiad do restauracji. Podczas obiadu rozmawiali:
-Nie wiem, czy nie będziemy musieli przełożyć ślubu na inny termin, bo przecież odbudowa domu jest ważna-powiedziała brunetka.
-Martynka, nie martw się o dom. My w prezencie ślubnym odremontujemy Wam dom-powiedziała Dorota.
-Nie, nie możecie wziąć na siebie takiego wydatku..
-Szczerze mówiac, to nie macie w tej kwestii nic do gadania.Wprowadzicie się do niego po ślubie. Jeśli trzeba będzie zburzymy zgliszcza i na ich miejscu wybudujemy piękny dom.
-To za duży koszt-odrzekł Piotr.-Na razie mamy gdzie mieszkać, a gdy znudzi nam się mieszkanie w bloku, to kupimy dom i będzie po problemie.

Martyna udawała, że wszystko jest OK, ale Piotrek wiedział swoje. Chciał z nią porozmawiać po tym jak wrócą do domu. Po powrocie do siebie Martyna poszła wziąć kąpiel. Ale zamiast tego siedziała na wannie i zastanawiała się na tym, czy wziąć kolejną porcję leków uspokajających. Wydarzenia, które miały miejsce ostatnio bardzo nią wstrząsnęły. Prawie zgineła w własnym domu i to przez jakiegoś szaleńca! Powinna porozmawiać z psychologiem, a truć się chemią! Hydroksyzyna. Gdy miała wziąć lek do drzwi zapukał Piotr:
-Idę na zakupy.-szybko schowała opakowanie z lekiem do kieszeni spodni i szybko otworzyła drzwi.
-Ok, to kup sok pomarańczowy-powiedziała stając w drzwiach łazienki w samym ręczniku.
 -Szkoda, że muszę iść na te zakupy bo.. chętnie bym się z Tobą wykąpał.
-Kochanie, Ty lepiej idź do tego sklepu! Dobrze Ci to zrobi na mózg!
-To myślisz, że mój mózg źle pracuje?
-Będziesz lepiej myślał, gdy będziemy planować nasz ślub-pocałowała go i zamknęła się z powrotem i łazience.
Wyszedł. Pogoda jak na jesień była znośna. Wiedział, że narzeczona nie jest całkiem sobą przez ostatnie wydarzenia.On też to przeżył, bo gdyby jej nie uratował z płonącego domu to straciłby część siebie...
Po zrobieniu zakupów powoli wracał do domu. Widział zakochane pary i myślał o szczęściu, które go spotkało dzięki Martynie. Tyle dobroci i wyrozumiałości, które otrzymał od niej nie otrzymał od żadnej innej kobiety oprócz swojej matki.
-Jestem!-powiedział rozpakowując zakupy.
-To dobrze, bo głodna jestem-usiadła na krześle barowym. Była przygaszona i miała spuszczony wzrok. 
-Co jest?-zapytał podnosząc jej podbródek tak by mogła na niego spojrzeć.
-Nic.
-Kochanie, znam Cię na wylot i takie teksty u mnie nie przejdą.
-Może gdybym nie odmówiła Damianowi w liceum to by się nic nie wydarzyło.. Nasz dom by stał i wszystko by było dobrze.
-Kochanie, czasu nie cofniesz-powiedział przytulając ją-a my możemy mieć cudowny dom. Zaczniemy w nim wszystko od nowa. Taki nowy start będziemy mieć w nim.
-Ale ja nie chcę w nim zaczynać naszego małżeństwa! To co mnie w nim spotkało odbiło się piętnem na mojej psychice i nie wiem, czy kiedykolwiek będę chciała w nim zamieszkać! A powiedziałam to co powiedziałam rodzicom, żeby nie robić im przykrości..
-Nie martw się, Kochanie. Wszystko będzie dobrze-szeptał jej do ucha.
______________________________________
Oto kolejna część! Następna będzie pewnie w weekend ;D
Chcę Was zaprosić na mojego kolejnego bloga ;D ------>Dark Creatures 
Jest to historia pewnej wampirzycy, która nie cierpi płci przeciwnej, ale po pojawieniu się jej "dawnego" ukochanego, którego nadal darzy jakimiś uczuciami.... Zapraszam do czytania!!!!
Jak myślicie: Martyna poradzi sobie z swoim problemem?
Odpowiedź w kolejnym opowiadaniu :D

Rozdział 47 cz. 1

Tuż po tym jak kamerzysta odjechał para postanowiła nareszcie udać sie do hotelu na noc poślubną. Mimo, że juz mieszkali razem to i tak nie ...