sobota, 20 lutego 2016

Rozdział 36

-Piotrek, mamy dziś wolne-położyła nogi na jego udach.
-No wiem, kochanie. I co z tym zrobimy?
Usiadła mu na kolanach i szepnęła:
-Może pojedziemy do galerii na drobne zakupy? Choinkę już ubraliśmy.
-Chcesz, żebym się zanudził?
-Jeśli nie chcesz to nie musisz. No, ale chyba nie chcesz, żebym sama plątała po Warszawie. Twój wybór-wstała i poszła do przedpokoju.
-Martynka, zaczekaj. Czy ja powiedziałem, że nie pojadę z tobą?
-To potem zrobimy sobie romantyczny wieczór. Najpierw będę musiała wziąć kąpiel. Po wczorajszym dyżurze nadal nie doszłam do siebie...
-Ale teraz wszystko jest dobrze?
-Tak.. Po prostu mam złe skojarzenia z wszelkiego rodzaju pożarami, ale teraz już jest dobrze. Jedziemy?
-Tak. Martwię się o ciebie.
-Nie musisz. Już więcej nie wezmę leków-uśmiechnęła sie do niego.

W powietrzu było czuć zapach świąt. Już za kilka dni wigilia. Ten czas szybko leci. Po szybko zrobionych zakupach szli w stronę wyjścia z galerii.
-Patrz! Aśka i Tomek tam są.
-Martyna. To wolny kraj i każdy może po galerii z kim chce chodzić.
-Ale..
-Nie ma żadnego ale. Teraz idziemy do domu.
-No okay, okay. Po prostu to co się z nią ostatnio dzieje to jest podejrzane i tyle..
-Nie baw się w detektywa.
-Ja i zabawa w detektywa? Pff...-zobaczyła jak na nią patrzy. Zrezygnowana z swojego przedsięwzięcia.-No dobra. Nie będę się bawić w detektywa.
Po przyjeździe do domu Martyna poszła wziąć gorącą kąpiel a Piotr przygotował kolację.
Po okołu trzydziestu minutach Martyna przyszła do kuchni, gdzie czekała na nią kolacja. Zasiedli do stołu. Martyna nic się nie odzywała. Była głęboko zamyślona. Nie myślała o tym, że za siedem miesięcy wychodzi za mąż tylko o tym, dlaczego Dorota ich porzuciła. Przez tyle lat zadawała sobie to pytanie.
-Kochanie?-z rozmyślenia wyrwał ją głos Piotra.
-Tak. Przepraszam cie ale sie zamyśliłam.
-Coś cię gryzie?
-Tak. Znaczy nie.
-To tak czy nie?
-Oczywiście, że tak.
-Co się dzieje?
-Ostatnio myślałam o świętach, które spędziłam kilka lat temu z ojcem, Aśką i ciotką Celiną. Czytałam tam listy od Doroty.
-Mówiłaś, że ona nie chciała mieć z wami kontaktu.
-Też wtedy tak myślałam.
-Co chcesz zrobić?
-Szczerze z nią porozmawiam. Chcę wiedzieć dlaczego odeszła. To pytanie nurtowało mnie od zawsze.
-To ja pojadę do swoich rodziców, a ty z nią porozmawiasz.
-Masz tam pojechać ze mną. Nie chcę być sama, gdy poznam prawdę.
-Pamiętaj, że zawsze z tobą będę choćby nie wiem, co by się działo.
-Właśnie za to cię kocham. Jesteś ze mną mimo wszystko,a ja nie umiem tego docenić.
-Doceniasz na swój sposób-po fakcie-uśmiechnął się.
-I się ze mnie nie śmiej.
-Nie śmieję się tylko uśmiecham, a to różnica.

-Dzieciaki, wiem, że kończycie zmianę, ale może zostalibyście i zjedli z nami wieczerze wigilijną?
-Czemu nie? I tak mieliśmy we dwójkę ją spędzić-rzekła Martyna i razem z Piotrkiem usiedli do stołu.
Ratownicy składali sobie życzenia.
-Chodź, tutaj, kochanie-rzekł do Martyny narzeczony. Znajdowali się pod jemioła.
-Piotruś, to oczywiście przypadek że znajdujemy się pod jemiołą?
-Oczywiście... Ja zacznę od składania życzeń.
-Zamieniam się w słuch.
-Życzę ci kochanie dużo zdrowia, miłości i szczęścia oczywiście ze mną, spełnienia najskrytszych marzeń!
-Cóż ja mam ci kochanie życzyć w ten wigilijny wieczór? Powiedziałeś słowo w słowo to co ja chciałam powiedzieć.. No więc życzę ci zdrowia tego psychicznego i fizycznego, miłości oraz szczęścia. Te rzeczy są najważniejsze w życiu-pocałowała go w policzek.
-Teraz powinniśmy się pocałować.
-Pocałowałam cię... w policzek.
-Taki w policzek, to jest bardziej przyjacielski całus a nie...
Pocałował ją nie czekając na odpowiedź..

Byli w drodze do rodzinnego domu Kubickich. Piotrek włączył radio, gdzie leciały świąteczne piosenki oraz kolędy. Całą drogę rozmawiali we trójkę.
-Kiedy wracasz do Krakowa?-zapytała Martyna.
-Zaraz po świętach. Muszę się uczyć do kolokwium.
-Kto cię odwiezie na dworzec?
-Sama pojadę, w końcu sama tutaj przyjechałam.
-Poproszę Tomka, żeby cię chociaż odprowadził na dworzec-wtrącił się Piotrek.
-Nie musisz nikogo prosić o pomoc dla mnie! Jestem samowystarczalna..
-Aśka, ja też byłam kilka lat temu samowystarczalna. Spotkałam kiedyś Marcina, a potem Piotrka. U boku tego gościa już przestałam być samowystarczalna.
Zadzwonił jej telefon. Wyciągnęła go z kieszeni kurtki i odebrała:
-"Halo?"
-"Witam cię, Martynko! Kiedy będziesz w Warszawie?"
-"Adrian! A coś się stało?"
-"Nic, tylko tak pytam.. Są święta, może poszlibyśmy do jakieś knajpy?"
-"W święta tylko szpitale są otwarte itp"
-"Oj tam, oj tam.. To kiedy będziesz Strzelecka?"
-"Za niecałe osiem miesięcy będziesz mógł do mnie mówić Strzelecka! Przez najbliższe dwa dni jestem poza Warszawą. Dziś u moich staruszków, a jutro u teściów"
-"To odezwij się jak będziesz w stolicy. Wesołych świąt!"
-"Dziękujemy i nawzajem"
Po dojechaniu do domu Aśka pierwsza weszła do niego,a narzeczeni zostali jeszcze chwilę na zewnątrz.
-Przedtem byłam pewna, że chcę dziś z nią porozmawiać o tym, ale teraz moja odwaga wyparowała...
-Jeśli nie chcesz nie musisz tego robić.
-Kiedyś się z nią umówię. Teraz nie potrafię się jej o to zapytać..
-Chodźmy już, bo zaczną coś podejrzewać jak za długo nie będziemy przychodzić.
Weszli do domu, ściągnęli buty i weszli do salonu, gdzie reszta rodziny siedziała przy stole. Martyna usiadła na kanapie koło kominka. Koło niej usiadł narzeczony.
-Napijecie się czegoś?-zapytała Dorota.
-Poproszę herbatę z miodem i cytryną-rzekła Martyna.
-A co dla ciebie, Piotrusiu?
-To samo, co dla Martynki.
-Janek! Pójdź zrobić herbaty dzieciom.
Jan poszedł do kuchni. Razem z nim poszła Joanna.
-Widzę, że jak wysłałaś ojca do robienia herbat to masz jakiś interes. Nie mylę się?
-Oczywiście, że nie. Chcę wiedzieć jaki typ domu chcielibyście mieć.
-Mamo! Musimy o tym w święta rozmawiać? Teraz nie mam głowy do myślenia. Mam wszystko związane z ślubem na głowie.
-Kochanie, ja się zajmę wyborem sali-Piotrek niezauważalnie mrugnął do przyszłej teściowej.
-A nie powinniśmy razem tego wybierać?
-Myślisz, że jeśli jestem facetem to nie będę umiał sam ogarnąć wyboru sali?
-Dobra, niech ci będzie. Nie chce się kłócić w świętach.
-Bardzo dobrze myślisz.
Siedzieli i rozmawiali, również wspominali stare czasy...


Byli w domu Strzeleckich. Tam panowała bardziej milsza atmosfera niż u Kubickich. Martyna nie dusiła w sobie tego co w swoim rodzinnym domu.
-Tomek-Martyna zwróciła się do młodszego Strzeleckiego.
-Tak, bratowo?
-Aśka po świętach jedzie do Krakowa i mam prośbę.
-Mam z nią jechać?
-Tylko na dworzec ją odwieź. Tylko nie mów, że wiesz o tym od nas. Nie chciała, żeby ktokolwiek z nią jechał.
-Bardzo ją lubię, więc gdybyś nawet mi nie mówiła, to odwiózłbym ją.
-Dzięki. Chcę mieć pewność, że dotrze do pociągu.
-Będziesz mieć pewność. Zadbam, żeby wsiadła. Jak nie będzie chciała to siłą ją wsadzę.
-Tomek..
-Stary, żartowałem. Nie bierz zawsze to co mówię na poważnie.
Usiedli w salonie. Byli prawie wszyscy z wyjątkiem Grześka, który miał przylecieć na święta...
Piotrek odebrał telefon z szpitala...



piątek, 19 lutego 2016

Rozdział 35

Były rodzinne święta. Mieli je spędzić całą rodziną jak nigdy.. No.. prawie całą rodziną.
-Tato, kiedy mama przyjedzie?-zapytała blondynka siadając koło ojca na kanapie w salonie.
-Pracuje-odrzekł.
Do pokoju wparowała brunetka słysząc ściemę ojca:
-Tato! Przestań jej opowiadać, że matka pracuje! Przecież ona nie wróci! Wyjechała z swoim kochankiem, a jej władza rodzicielska ogranicza się do przysyłania nam prezentów na gwiazdkę, urodziny i dzień dziecka! Nie martwi się o nas ani nami nie interesuje. Dla niej pewnie mogłybyśmy przestać istnieć! Aśka ma już trzynaście lat i powinna wiedzieć, że nie ma szans, że ona kiedykolwiek wróci!
-Martyna! Uspokój się i przestań rozmawiać ze mną w ten sposób! Mi też jest ciężko z tym, że Dorota nas zostawiła.
-Ale nie zostawiła dla byle kogo przecież... Jakieś nadzianego gościa.. I proszę cię, żebyś nie wypowiadał przy mnie jej imienia.
-Martyna. Nasze relacje nie powinny tak wyglądać. Wiem, że masz szesnaście lat i się buntujesz, ale zwolnij trochę, ok? Może w tym roku pojedziemy gdzieś na święta? Może do Zakopanego albo pod Warszawę, na przykład do ciotki Celiny? Nie będzie żadnej rodziny, ani bliskiej, ani dalszej.. Tylko nasza trójka plus ewentualnie ciocia Celina. Co wy na to?
-Bez ciotki Ewy, której masz szczerze mówiąc po dziurki w nosie?-zapytała Martyna.
-Ani stryjenki Amelii?-dopytywała się Asia.
-Taaak!-odpowiedziały równocześnie.-Kochamy ją!
-Ona też was kocha tak jakbyście były jej rodzonymi córami! Pomimo tego, że jest siostrą waszej matki i też nie rozumie dlaczego Dorota wyjechała. To ubieramy choinkę?
-Pewnie-rzekła Martyna.
Poszedł po drzewko na strych, a Martyna po bombki.
W powietrzu było czuć zapach świąt... 

Święta w jego rodzinie wyglądały tak samo.. To nie znaczy, że były nudne. Nic  z tych rzeczy.

Mama przygotowywała wigilijne potrawy potrawy oraz te, które będą spożywać przez kolejne dwa dni świąt przez nich i krewnych. Chłopaki zawsze tłukli się, jak to chłopaki. Mieli tak przez cały rok, więc państwo Strzeleccy martwiliby się gdyby się tłukli.
Wyglądali na bardzo szczęśliwą i kochającą się rodzinę. Taką rodziną byli.
Piotrek był najstarszy  i coraz bardziej myślał o przyszłości.. O tym, że jeśli będzie  miał rodzinę, to będzie starał się być dla swoich dzieci taki jak jego ojciec. Mimo tego, że miał dziewiętnaście lat to zachowywał się czasami jak ktoś bardzo dorosły i odpowiedzialny.
Później ta jego dorosłość i odpowiedzialność wyparowały, żeby potem znowu wrócić.
Z ojcem mógł pogadać o wszystkim.. jego bracia też mieli wparcie w ojcu.
-Piotruś, idź pomóc ojcu przy samochodzie-powiedziała Strzelecka.-No bo jak pojedziemy na pasterkę?
-Już idę-odrzekł jej.
-A wy-wskazała na młodszych Strzeleckich-marsz do swoich pokoi i macie je wysprzątać, a potem choinkę ubierzecie.
-Ja to bym zamienił się z Piterem-powiedział Tomek.
Piotrek i mama zaśmiali się. Młodzieniec poszedł pomóc ojcu przy samochodzie.
-Tato, jak auto?-wszedł do garażu.
-Tak ja co roku-dławi sie przed wigilią. Nadszedł czas, aby wymienić je na lepszy model.
-Ja tam lubię stare samochody. Kiedyś kupię sobie Forda z siedemdziesiątego piątego roku.
-Takie samochody są najlepsze. Lepiej weźmy się do roboty, bo zaraz mama przyjdzie i dopiero wtedy będzie.

Pojechali do podwarszawskiego Ciechanowa, gdzie mieszkała Celina. Dziewczyny rozpakowywały się, a ona i Jan rozmawiali w salonie.
-Bardzo się cieszę, że przyjechaliście. Nie miałam ochoty jechać na ten cały zjazd rodzinny-rzekła.-Odkąd Dorota odeszła to już nic nie jest takie jak było.
-Celino przestań. To nie czas ani miejsce na rozstrzyganie tej sprawy. Porozmawiamy o tym kiedy indziej-położył dłoń na jej ramieniu.-Mi i dziewczynom i tak jest trudno. Martyna się buntuje.
-Kilka dni temu znowu przelała swoją złość na mnie za to, że Dorota wyjechała i nas zostawiła.
-Ma prawo być wściekła. Od ośmiu lat walczy z złością. Dorota przysłała listy dla nich.
-Oddaj mi je. Nie mogą się dowiedzieć że Dorota pisze do nich.
Do pokoju weszła Martyna.
Od dłuższej chwili... no dobra.. od początku się przysłuchiwała rozmowie dorosłych.
Była zszokowana tym, co usłyszała! Jej ojciec i ciotka ukrywali przed nimi fakt, że Dorota pragnęła kontaktu z nimi a oni jej to utrudniali. Może chciała się częściej kontaktować niż trzy razy do roku.
To nie zmienia faktu, że porzuciła je wtedy, kiedy jej najbardziej potrzebowały. Teraz już potrafią żyć bez niej. Martyna potrafi. A Aśka? Nadal za nią tęskni...
Nigdy nie będzie w stanie jej tego wybaczyć.
-O co tutaj do cholery chodzi?-zapytała.-Dlaczego ukrywaliście listy od niej? Okłamywaliście nas, że ona jest zła... że nas opuściła... a sami kłamaliście. Przez osiem lat.
-Kiedyś zrozumiesz jak będziesz miała własne dzieci.
-Tsaak.. najlepiej tak tłumaczyć kłamstwo: zrozumiesz jak będziesz miała własne dzieci. 
-Może kiedyś sama ci się wytłumaczy z swojego postępowania.
-Jeśli będę miała dzieci to nigdy ich nie zostawie!
W progu stanęła Joanna.
-Dlaczego znowu się kłócicie? Miał być fajny wypoczynek, a zaczyna się to samo co jest w domu....
-Aśka, chodź na spacer. Wytłumaczę ci wszystko.
Wyszły z domu. Podczas tych świąt nie było nic czuć.. Żadnej świątecznej atmosfery ani nic... Tylko kłótnie, sprzeczki..
-Dlaczego tak jest?
-Jak?
-Ty masz szesnaście lat i jesteś już taka dorosła. Zachowujesz się jak osoba, która jest starsza..
-Kiedy matka odeszła musiałam szybciej odnaleźć się w tej całej sytuacji niż ty. Musiałam się skoncentrować na nauce, pomocy tobie i ogranięciu tego wszystkiego. Nie było i nie jest to proste, bo ojciec zajmuje się kancelarią.
-Chcę być taka jak ty.
-Najważniejsze, żebyś była sobą. Każdy sam kształtuje swoją osobowość. Nie kopiuj nikogo, bo jesteś wspaniałą dziewczyną! A tak wracając to zwykłych problemów typowych nastolatek, to masz nadal kłopot z matmą?
-Niestety.
-Ciotka Celina ci pomoże. W końcu wykłada na uniwerku.
-Nie cierpię matmy.
-Ale ona jest na egzaminie gimnazjalnym i obowiązkowa na maturze.
Poszły do domu.
Jednak może jeszcze da się uratować te święta przed kompletną klapą?












sobota, 6 lutego 2016

[JEDNORAZÓWKA] Czasem nawet sny mogą się ziścić...

Stała w białej sukni. Krawcowa robiła ostatnie poprawki jej sukni. Za dwa tygodnie mają się pobrać. Na ten dzień czekali prawie od czterech lat. Napotykali dużo przeszkód na swojej drodze. Ale pokonali je i teraz są szczęśliwi. Nie wie, czy on, ale ona czekała na ten moment całe życie.. Chce spędzić z nim całe swoje życie. 
-Pani Martyno, suknia gotowa. Proszę się w niej przejść. Jakby miała pani jakieś zastrzeżenia to proszę mi je złościć. 
-Może mnie pani na chwilę zostawić?
-Oczywiście-wyszła z pokoju. 
Przeglądała się w lustrze. Suknia leżała idealnie. Była idealna dla niej. Już od dawna wyobraża sobie ten wielki dzień. Tyle na niego czekała, że nie może uwierzyć, że to już za dwa tygodnie. Już niedługo. 
Zadzwonił jej telefon. Odebrała go zwinnym ruchem. 
-"Kochanie, jesteś już gotowa?"
-"Oczywiście, tylko muszę się przebrać"
-"Może jest szansa, że zobaczę cię wcześniej niż za dwa tygodnie w tej sukni?
-"Sorry, ale nie ma takiej opcji. Tyle czekałeś, to chyba jeszcze te dwa tygodnie poczekasz?"
-"No, nie wiem"
-"Ale ja wiem, że poczekasz. Do kilkunastu minut będę gotowa i przyjdę na dół"
-"No dobrze. Czekam."
Rozłączyła się i zaczęła ściągać suknię. Po paru minutach zdjęła ją z trudem. Założyła swoje ubrania. Chwilę później przyszła krawcowa. 
-Mogła pani zawołać, to bym pani pomogła. 
-Pani Krysiu, nie trzeba było, bo sobie sama poradziłam. Nie trzeba w niej nic poprawiać. Jak dla mnie to jest idealna! 
-Cieszę sie bardzo i polecam na przyszłość! Odbierze pani suknię za półtora tygodnia?
-Tak będzie idealnie. Do widzenia. 
-Do zobaczenia. 
Zeszła na dół. Przed samochodem czekał na nią narzeczony. 
-Przymiarka skończona?
-Tak, skończona i nie trzeba nic poprawiać, bo ta suknia jest idealna. 
-Tak?
-Przekonasz się za dwa tygodnie. 
-Już nie mogę sie doczekać-namiętnie  ją pocałował. 
Wsiedli do auta. 
-Jedziemy?-zapytała zapinając pasy. 
-A gdzie by pani chciała? 
-Wiesz.. najpierw do pracy, a potem może do dyskoteki? 
-Czy mi się wydaje czy ty z własnej, nieprzymuszonej woli chcesz iść do dyskoteki? 
-Dobrze słyszałeś. Chcę iść z tobą do dyskoteki. Samej byś mnie nie puścił. 
-Przecież to wiadomo, że takiej atrakcyjnej kobiety na żadne imprezy się nie wypuszcza. 
-Bo?
-Bo ktoś mógłby mi ciebie odebrać. 
-Wierz mi, żeby ktoś ewentualnie mógłby mnie odebrać tobie to musiałby co najmniej dwa razy tyle co ty się starałeś postarać, więc się nie martw. 
-To dobrze. 
-Przeszło ci?
-Tak, już jestem spokojny. 
-Cieszę się bardzo z tego faktu. 

Po przyjechaniu pod stację Martyna poszła się przebrać, a Piotrek-oglądnąć nową karetkę, która od razu rzuciła mu się w oczy i porozmawiać z Renatą. 
-Hej-podszedł do niej. 
-Cześć-odrzekła obojętnie.-Czego chcesz? Bo jak widzę, to bez powodu  nie przyszedłbyś.. zwłaszcza do mnie. 
-Chciałem obejrzeć karetkę. 
-Góra kazał mi ją przetestować. 
-Ja kiedyś każdą karetkę testowałem. 
-Widać, że ktoś zrozumiał, że jest ktoś lepszy od ciebie. Artur nie jest taki zły. 
-Stałaś się jego pupilką. A tak w ogóle to chciałem zakopać topór wojenny pomiędzy nami. To że byliśmy kiedyś razem to nie znaczy, że teraz musimy być tacy dla siebie.
-Jacy?
-Tacy jak teraz. 
-Przyjaźni raczej nie będzie. 
-Chodzi mi o to,żebyś nie dogryzała Martynie, a ona w zamian nie będzie dogryzać tobie. 
-Czyli tobie mogę dogryzać? 
-Też raczej nie. Zgoda?
-No dobrze-podali sobie dłonie.-Pasujecie do siebie z Martyną. Wiedziałam, że nigdy nie będę miała z nią szans i się nie pomyliłam. 
-Strzelecki!-usłyszał głos Góry.-Dlaczego ty jeszcze nie przebrany? Zaraz dyżur zaczynamy!
-Już idę.

Po skończonym dyżurze poszła odwiedzić byłą rywalkę. Postanowiła zakopać topór wojenny. Mimo, że Piotrek go zakopał, ona też chciała to zrobić, bo.. tak uważała. Nie umiała tego wytłumaczyć, ale wiedziała, że musi to zrobić. Nie dawała jej spokoju myśl o tym, co łączyło Piotrka z rudą. Po prostu.  
-Jak się czujesz?-zapytała wchodząc do jej sali. 
-Dobrze, czekam na wyniki badań. Anna zaraz powinna przyjść z nimi. 
-To ja pójdę, żeby ci nie przeszkadzać. 
-Nie.. zostań. Nie chcę być sama. 
-No dobrze..-usiadła na krześle koło jej łóżka. 
-Musimy wykonać USG, ponieważ z krwi wyszło, że spodziewasz się dziecka-rzekła Anna. 
-Przecież to niemożliwe!
-Czasami rzeczy niemożliwe stają się możliwe. 
Wyszła z szpitala. Raczej wybiegła. 
-Kochanie, co się stało?
-Renata jest w ciąży. 
-Co? O cholera.. 
-Co jest? 
-Nie, nic. 
-Gdzie idziesz?
-Muszę się przejść i przemyśleć wszystko. 
-Iść z tobą?
-Nie trzeba. 
Przebrał się i poszedł odwiedzić Renatę. 
Jeśli Martyna dowiedziałaby się o tym, że on przespał się z Renatą-chociaż tego nie pamięta-to zabiłaby go na miejscu i załamałaby się. Wszystko może szlag trafić. Jedno szkolenie przez które może zniszczyć swoje szczęście. 

Siedzieli w salonie, pili wino i oglądali jakiś film. Rozmowę o podróży poślubnej przerwał im dzwonek do drzwi. Piotr poszedł je otworzyć. Do mieszkania wyszła Renata, która powinna jeszcze leżeć w szpitalu. 
-Przemyślałeś to co ci powiedziałam w szpitalu?
-Myślałem nad tym i nie pozwolę, żeby nasze dziecko wychowywało się bez ojca. Wiem, co to znaczy. 
Martyna, gdy usłyszała "nasze dziecko" zdębiała. 
-Wasze dziecko?-wydukała. 
-Dobrze usłyszałaś. Będziemy mieć dziecko. 
Upuściła kieliszek z winem. Rozlało się po białym dywanie w salonie. Założyła buty i wybiegła z mieszkając roniąc łzy. Pobiegła do parku i usiadła na krawężniku. Myślała, że co teraz zrobić. Wszystko legło w gruzach. Po co z nią był jak cały czas zdradzał ją pewnie z Renatą. Miała złe przeczucia, które niestety się spełniły. Nic go nie usprawiedliwiało. 
-Co taka piękna kobieta jak pani robi tutaj sama o tej godzinie?-zapytał przechodzień. 
-To chyba nie pana sprawa-odrzekła ocierając łzę. 
-Pomóc pani w czymś?
-Nie. Najlepiej jak zajmie się pan sobą i swoim życiem, a nie wtrącaniem do czyjegoś!
Wstała i odeszła. Pojechała do swojego mieszkania. 
Nie mogła wrócić do Piotrka. 

-Chcę ci wszystko wytłumaczyć!
-Ale tu nie ma nic do tłumaczenia! Będziesz miał dziecko z inną kobietą. Dla mnie jest jasne: zdradziłeś mnie! 
-Nie zdradziłem cię nigdy! 
-To dlaczego ona mówi, że jest z tobą w ciąży?! Nie chce z tobą rozmawiać, nie rozumiesz?
-Nie rozumiem. 
-Mam cię dość! 
-Hormony ci skaczą?
-Daj mi święty spokój! 
-Ja ci udowodnię, że to nie moje dziecko, bo pomiędzy nami niczego nie było. Ona chce się odegrać za to, że jestem z tobą, a nie z nią! Nie widzisz tego?! Kocham cię mimo wszystko! 
Wyszła z pomieszczenia. Zatrzymał ją Adam:
-Mam coś, co pomoże wyjaśnić tą sprawę z ciążą Renaty. 
-Nie rozumiem. 
-Chodź-weszli z powrotem do budynku.-To nagranie, na którym Renata przyznaje się do wszystkiego. 
-Do wszystkiego?
-Sami obejrzyjcie. 
Martyna odtworzyła filmik:
-"Piotrek nie jest ojcem mojego dziecka. Nawet nic wtedy między nami nie zaszło. On cały wieczór gadał o tym jak Martyna jest dla niego ważna. Przepraszam was za wszystko. Za całe to zamieszanie. Żałuję, tego, co zrobiłam... "
Wyłączyła go. Była w szoku.... 

Wchodziła do kościoła prowadzona przez ojca.  Suknia była idealnie dopasowana. Już za kilkanaście minut zostaną oficjalnie małżeństwem. Tyle czekała na ten moment.   
Przekazał ją narzeczonemu.
Składali przysięgę. 
Była wzruszona tą chwilą, że ledwo hamowała łzy.
Po wymienieniu się obrączkami nareszcie nastał moment, w którym stali się małżeństwem i mógł pocałować swoją piękną żonę. 
Czuli, jakby świat zatrzymał się w miejscu na tą, jedną, jedyną chwilę... 


Obudziła się. Szybko zapaliła lampkę nocną. 
Sprawdziła czy nie ma obrączki na palcu. 
Jeszcze nie miała. 
Druga w nocy. 
Za dwanaście godzin stanie na ślubnym kobiercu, ale nie z Piotrkiem, tak jak w jej śnie. Będzie dzielić życie z Rafałem..
Ale czy tego chce?
Będzie skazana wyłacznie na przyjaźń z Strzeleckim, z którym od jakiegoś roku nie łączy ją tylko "przyjaźń". 
Nic poza tym.
Poszła do kuchni napić się wody. W przedpokoju zobaczyła jakąś postać.
-Rafał?-zapytała.
-Obudziłem cię?
-Nie, nie spałam. Wybierasz się gdzieś?
-Klarze zalało mieszkanie i...
Przerwała mu.
-I ty jako najlepszy przyjaciel ever musisz jej pomóc. To co mówisz to żenada. Nikt normalny nie dzwoni do faceta, który następnego dnia bierze ślub, żeby pomógł jej przy zalanym mieszkaniu. To się przecież kupy nie trzyma!
-Nie rób mi wyrzutów, bo pamiętam jak raz wróciłem wcześniej to ten idiota spał w salonie, a ty opierałaś się o jego ramię i też spałaś!
-Dobrze wiesz, że wtedy ten psychol krążył po osiedlu i sama bałam się zostać! Nie odwracaj kota ogonem!
-Ja idę.
-Tylko wróć na ślub!

Zaraz ma zacząć się uroczystość. Wśród zebranych brakuje dwóch osób: Piotrka i Rafała.
-Może wejdziesz do środka?-zaproponował Wiktor.
-Nie, nie. Czekam na Rafała. Ile do uroczystości?
-Jakieś pięć minut.
Zaczęła wątpić w to, że ten ślub się odbędzie. Ślub z rozsądku? Od kiedy się po to bierze ślub? Żeby zaspokoić potrzeby innych?

Był załamany tym, że ukochana bierze ślub z innym. Wczoraj miał pójść do niej i odwieść ją od tego zamiaru, ale nie zrobił tego. Myślał, że jest szczęśliwa.
Może uda mu się jeszcze powstrzymać ją przed ślubem?

-Rafał! Nareszcie! Ile można na ciebie czekać?!
-Kochanie, telefon mi się rozładował i straciłem rachubę czasu.  Wchodzimy?
-Tak.. tak.
Odwróciła się i sprawdziła czy nie ma Piotrka.
Nie było go.

Przyjechał pod kościół. Nie było nikogo na placu. Pewnie są w kościele. Otworzył drzwi i zobaczył, że zmierza do ołtarza razem z Rafałem. Natychmiast wyszedł z świątyni.

Usłyszała trzask drzwiami. Odwróciła się. Skojarzyła fakty.. Te wszystkie nagłe telefony od Klary.. Przecież to było jasne, że jej nie kocha. A ona zamiast być z osobą, którą kocha to dusiła się w tym związku.
-Rafał, nie mogę wyjść za ciebie.
Wybiegła z kościoła. Wypięła welon z włosów i pobiegła.
Musiała go znaleźć.

Siedział na ławce w parku niedaleko kościoła.
Stracił ją na zawsze.
Wszystko przez swoja niedojrzałość.
Nie potrafił wyznać swoich uczuć.
Mógł to dawno zrobić.
Był wściekły na siebie.
Poczuł, że ktoś zakrywa mu twarz dłońmi. Tak jak robiła to Martyna.
-Zgadnij kto?-usłyszał.
Nie wzięła ślubu.
Inaczej nie mógł sobie tego wytłumaczyć.
No chyba, że miała sobowtóra.
Ściągnął jej dłonie z swojej twarzy. Obszedł ławkę i podszedł do niej. Pocałował jej dłoń jak gentleman.  Uśmiech nie schodził z jej twarzy.
-Nic nie powiesz? Zrywam się z własnego ślubu, żeby być z tobą a ty nic nie mówisz.
-Chcę się cieszyć chwilą w twoim towarzystwie.
Zbliżyła się do niego i obdarzyła go pocałunkiem.
-Musiałam to zrobić, bo nie wiem, czy ty zrobiłbyś to. Nie wiedziałam czy się ogarniesz czy nadal będziemy patrzeć sobie w oczy i na tym się skończy.
-Gdybyś poczekała to bym cię pocałował- namiętnie ją pocałował. -Chodź!
-Gdzie?
-To niespodzianka.
Obdarzył ją szybkim pocałunkiem. Splótł ich palce i poszli w głąb parku...

 ilość słów: 1647

_____________________
Oto najdłuższe opowiadanie jakie napisałam :D 
Długo je pisałam. Postanowiłam ją napisać w oparciu o to, co aktualnie dzieje się w serialu. Bardzo się cieszę, że nasz MaPi nareszcie jest razem, ale.. Renata niestety czy stety będzie w ciąży. Nie chcę wam tutaj spojlerować :D 
We wtorek minęło pół roku od założenia tego bloga!! Dziękuję za to, że jesteście ze mną ;* 
Następne opowiadanie planowane jest na przyszły weekend :) 
Ostatnio coś trochę wenę straciłam, ale ją odzyskam. 
Do następnego! :* 




Rozdział 47 cz. 1

Tuż po tym jak kamerzysta odjechał para postanowiła nareszcie udać sie do hotelu na noc poślubną. Mimo, że juz mieszkali razem to i tak nie ...