wtorek, 2 sierpnia 2016

To już rok! *-*

Dziś obudziłam się z myślą, że dokładnie rok temu dodałam pierwszy wpis na tego bloga ^^. Nie mogę uwierzyć, że to tak szybko minęło! Chcę Wam podziękować, że mimo wszystko czytaliście moje wypociny. Nie pisaliście tego, ale wiem, że czasami się Wam nie podobały bo mi również też.
Napisałam 46 rozdziałów tej opowieści, ale myślę, postaram się napisać jeszcze około 4 rozdziałów chociaż to będzie trudne ze względu na brak weny :/





piątek, 15 lipca 2016

Rozdział 46

Udane małżeństwo 
wymaga wielokrotnego zakochiwania się, 
zawsze w tej samej osobie. 
M. McLaughlin

*Narrator 
Nareszcie nadszedł dzień, na który czekała od zawsze. Dziś przed ołtarzem poślubi mężczyznę swojego życia. Od samego rana świeciło słońce! Lepszej pogody chyba już  nie mogła sobie wymarzyć! Obudziła się wcześnie jak na nią. Nie mogła dalej spać, więc postanowiła zrobić sobie poranny jogging. Suknia ślubna i akcesoria znajdowały się w sypialni. Czekały na odpowiednia chwilę, aby być założone. Ubrała dresy i buty i wybiegła w pośpiechu z domu.
Po około godzinie była z powrotem. Ubrała się za ciepło i po powrocie musiała wziąć prysznic, żeby wyglądać świeżo. Mimo wszystko denerwowała się ślubem. Przecież on zmieni coś w ich życiu. Teraz będą z sobą na dobre i na złe, chociaż już są tak z sobą.
Bała sie, że wydarzy się coś niespodziewanego. 
-Martyna, gdzie się podziewałaś?-zapytała matka widząc ją wychodzącą z łazienki.
-Brałam prysznic. To co, nie mogę?
-Wiesz, że zaraz przyjadą kosmetyczki i fryzjerka?
-Wiem, mamo. Już idę do sypialni.
Skierowała się na górę do sypialni i czekała na przyjazd specjalistek. Niecierpliwiła się na ich przyjazd. Z zdenerwowania trzęsły jej się dłonie. Była trochę zawiedziona, bo Marta nie odpisała na jej maila z zaproszeniem na ślub... Po kilku minutach specjalistki dotarły i przepraszały za spóźnienie. Zabrały się do pracy. 
Po około godzinie jej fryzura i makijaż były gotowe. Oczy miała umalowane delikatnie natomiast usta były podkreślone czerwoną szminką. Włosy zakręcone lekko lokówką i spryskane dużą ilością lakieru. Jedna z kosmetyczek robiła jej hybrydy. Nic szczególnego, był to ślubny róż. Kubicka nie chciała mieć przepychu na ślubie, tylko żeby to była skromna, rodzinna uroczystość. Nie zabraknie na niej oczywiście ich najbliższych przyjaciół..  Za chwilę miała założyć swoją suknię ślubną. Wzięła głęboki wdech i poszła do łazienki ją założyć. Krawcowa z firmy Doroty pomogła założyć Martynie kreację. Po kilku minutach wróciła do sypialni, aby założyć dodatki. Welon wpięła we włosy. Wyglądała świetnie. Wszystko robiła starannie i powoli nie śpiesząc się, bo przecież miała czas. Bukiet ślubny złożony z goździków o różnych odcieniach różu oraz białego i różowych róż stał na ławie w wazonie. Podczas zakładania butów do pomieszczenia weszła Dorota:
-Martyna, masz gościa!
-Kogo?
-panią doktor z Francji czy skądś!
-Niech tu przyjdzie.
Panna młoda wiedziała, kto przyszedł. Szybko założyła drugiego buta i czekała na gościa. Gdy dr. Marta weszła do pokoju to pisnęła z radości. Przyjaciółki serdecznie przytuliły się.
-Marta! Nie odpisałaś na mojego maila i z Piotrkiem byliśmy pewni, że nie przyjdziesz na nasz ślub.
-Postanowiłam zrobić nam niespodziankę! I oto jestem!
-Zrobiłaś nam mega niespodziankę!
-Wyglądasz cudownie, kochana! To twoja ostatnia godzina jako panna! Pamiętam, jak Piotrek chodził za tobą, a już tyle czasu minęło i stajecie na ślubnym kobiercu! Nie mogę w to uwierzyć!
-Powiedzieć ci coś w sekrecie?
-Pewnie!
-Ja też nie mogę w to uwierzyć!!-opadła na łoże.
-Uważaj, żeby sukni nie pomięła.
-A co u ciebie słychać w Saint-Tropez?
-Dobrze, pogoda zawsze jest świetna. Domek mam nad samym morzem.
-Masz kogoś?
-Nie. Byłam z jednym kilka miesięcy, ale nic z tego nie wyszło-posmutniała.
-Przykro mi, ale na pewno znajdziesz kogoś, z kim spędzisz życie-przytuliła ją.
-A co u Wiktora?
Martyna nie wiedziała, co jej odpowiedzieć, bo widać było po lekarce, że liczy, że Wiktor nadal jest wolny i się z nią zwiąże, ale przecież on jest z Anią. Zosia nawet ją zaakceptowała. Brunetka myślała, że dłużej zejdzie im z tym. Ale cieszyła się z ich szczęścia.
-Wiktor...
Do pokoju weszła Dorota i kazała im się zbierać, bo nie zdążą do kościoła.
***
Stała przed kościołem i czekała na moment, w którym będzie mogła wejść do niego. W dłoniach trzymała bukiet. Welon założyła na twarz i czekała. 
-Widzę, że jesteś gotowa-rzekł ojciec. 
-Tak. 
-Wchodzimy?
Pokiwała na znak zgody. Jan wziął ją pod rękę i ruszyli wgłąb świątyni. Szli powoli. Martyna rozglądała się. Uśmiechała się do każdego z gości. Szkoda jej było, że nie dokończyła rozmowy  z Martą. 
Jej spojrzenie spotkało się z spojrzeniem Piotra. Uśmiechnęli się do siebie. Spuściła wzrok zawstydzona. Nawet nie wiedziała dlaczego. Przecież Piotr widział ją gdy była smutna i szczęśliwa, gdy miała doła i gdy skakała z radości. Znał ją na wylot.
 Zawsze był z nią. 
Na dobre i na złe. 
W radości i smutku.  
A teraz w ten dzień ich miłość miała zostać zapieczętowana. 
Ojciec przekazał ją przyszłemu mężowi. Już można powiedzieć, że mężowi. 
Rozpoczęły się zaślubiny. Ksiądz wygłosił piękne kazanie. Kubickiej już na kazaniu zaczęły płynąć łzy z oczu. Oczywiście to były łzy szczęścia. Szybko je ocierała. 
-Ja, Piotr, biorę sobie ciebie Martyno za żonę i ślubuję ci miłość, wierność i uczciwość małżeńską oraz że cię nie opuszczę aż do śmierci-brunetka miała łzy w oczach. 
Z łamiącym się ze szczęścia głosem powtórzyła słowa przysięgi małżeńskiej:
-Ja, Martyna, biorę sobie ciebie Piotrze za męża i ślubuję ci miłość, wierność i uczciwość małżeńską oraz że cię nie opuszczę aż do śmierci. 
Potem nałożyli sobie nawzajem obrączki. To była najszczęśliwsza chwila w jej życiu. Nie wiedziała jednak, jakie niespodzianki przygotował dla niej mąż na dzisiejszy dzień i noc.... 
-A teraz możesz pocałować swoją żonę-rzekł ksiądz. 
Piotr złożył na jej ustach namiętny pocałunek. Nie trwał on długo. Dla nich trwał bardzo długo. Nie zważali na to, że wszyscy goście skierowali swoje spojrzenia na nich. 
Wychodząc z kościoła zostali obsypani ryżem, a potem goście składali im życzenia i wręczali prezenty ślubne. Niektóre były naprawdę duże. Świadkowie -  czyli Basia i Tomek  - odbierali je od państwa młodych.
-Wszystkiego najlepszego na nowej drodze życia-rzekła Nowakowska i przytuliła parę.-Żebyście zawsze byli razem, dużej rodziny i mniej kłótni!
-Dziękujemy-odrzekli. Otrzymany prezent Piotrek oddał Tomkowi.
***
-A teraz kochanie zamknij oczy-rzekł do żony, gdy odjeżdżali spod kościoła. Ich auto było udekorowane jak typowy samochód ślubny. Na przedniej tablicy rejestracyjnej był napis: Mrs&Mr Strzeleccy. Natomiast na tylnej: Mr&Mrs Strzeleccy. 
-Dlaczego?-zapytała zamykając oczy.
-To niespodzianka!
-Przecież jedziemy na nasze przyjęcie weselne. Gdzie właściwie jedziemy?
-Za kilkanaście minut się przekonasz!
Po kilkunastu minutach byli na miejscu. Strzelecka mając nadal zamknięte oczy wysiadła z samochodu z pomocą męża. Obejmując ją w talii prowadził ją do parku.
-Możesz otworzyć oczy!
Gdy otworzyła oczy nie mogła uwierzyć własnym oczom! Przecież ich przyjęcie miało być w wynajętej sali a nie w parku. Wszystko było udekorowane tak jak sobie tego życzyła. Stoliki było 4-5 osobowe, każdy znajdował się w namiocie w razie pogorszenia się warunków pogodowych. Po pięciu minutach nadal była zdumiona.
-Jak ci się podoba?
-Tu jest cudownie! Kocham cię-pocałowała go.-Sam to wszystko zrobiłeś?
-Oczywiście, że nie. To dzięki naszej specjalistce od ślubów!
Po wzniesieniu toastu wszyscy zasiedli na swoich miejscach. Kelnerzy zaczęli podawać obiad.
-Piotruś-mówiła podczas posiłku-nadal nie mogę w to uwierzyć, że wzięliśmy ślub i nasze przyjęcie odbywa się w tym parku, moim ulubionym w każdym bądź razie...
-A ja kochanie nie mogę uwierzyć w to, że taka cudowna kobieta jak ty zgodziła się zostać moją żoną-pocałował ją delikatnie w dłoń.
-Och Piotruś...-uśmiechnęła się.
Po kilku godzinach szampańskiej zabawy pojechali z fotografem na sesję zdjęciową.
-A teraz wypuszczacie balony!-krzyknął fotograf i w tym momencie zrobił im jedno z wielu zdjęć.
Po jakimś czasie wrócili na przyjęcie i para młoda podchodziła do każdego z gości i z nim robiła sobie zdjęcie bądź rozmawiała. Na dłużej zatrzymali się przy stoliku Marty, Wiktora, Anny oraz Zosi.
-Marta, przepraszam, że nie powiedziałam ci o Wiktorze i Ani..
-Martynka, to wasze święto i się tym nie przejmujcie.
Para postanowiła iść potańczyć, bo w końcu to ich święto. Najbardziej z wszystkich gości, to chyba oni szaleli na parkiecie. Podczas którejś z rzędu piosenki zostali ściągnieci z parkietu przez rodziców Piotrka.
-Zapomnieliśmy o prezencie dla was. Teraz to chyba odpowiedni czas na niego-rzekła Strzelecka.
-Nie musieliście niczego nam kupować-odrzekła Martyna.
Matka Piotrka podała im kopertę. Piotrek szybko otworzył jej zawartość. Znajdowały się w niej dwa bilety lotnicze.
Około północy Martyna rzuciła welonem, który złapała...Renata. Po tym wydarzeniu para młoda pojechała do podwarszawskiego hotelu na wymarzoną noc poślubną...

sobota, 9 lipca 2016

Rozdział 45

*Martyna 
Po dyżurze chciałam jak najszybciej dostać sie do Centrum, bo byłam umówiona z Dorotą i zaprzyjaźnionym projektantem na wybór sukni ślubnej. Po dotarciu na miejsce byłam spóźniona. Nie mogłam być szybciej. Mam nadzieję, że mi Pshemko wybaczy to opóźnienie.
-Witaj, bellissima(tł.piękna) -pocałował mnie w policzek na przywitanie, ja tez to uczyniłam.
-Przepraszam Pshemko za spóźnienie, ale nie mogłam wcześniej wyrwać się z pracy. Mieliśmy ciężką akcję.
-Powiedzmy, że ci wybaczę-klasnął w dłonie.-A teraz do przymierzalni! Wybrałem kilka sukni dla ciebie, kochana.
Spojrzałam na Dorotę. Jej dom mody był znany wszędzie, więc dlatego chciałam, żeby jej projektant zaprojektował suknie dla mnie.
Przymierzyłam kilka sukni. Żadna z przedstawionych mi się nie podobała.
-Masz jeszcze jakąś? Żadna mi się nie podoba..
-Tak myślałem, że jeśli masz gust do matce to na pewno będziesz chciała zobaczyć jakąś dodatkową suknię. Zaraz ją zobaczysz-wyszedł do innego pomieszczenia.
-Co on kombinuje?-zapytałam.
-Zobaczysz za chwilę. Jestem pewna, że ci się spodoba! Specjalny projekt. Nikt jeszcze jej nie widział.
Uśmiechnięta czekałam aż projektant wróci z suknią. Gdy ją zobaczyłam... była po prostu przepiękna. Założyłam ją. Wyglądałam w niej cudownie.
-Jest.... cudowna!
Zanim ją zdjęłam to jeszcze kilka razy przejrzałam się w niej w lustrze. Najbardziej podobał mi się fason i odcień bieli. Od tej chwili czułam, że jestem pewna tego, że chcę zostać żoną Piotra.... Teraz mogę się do tego przyznać z całą odwagą: nie byłam pewna, czy chcę zostać Ms. Strzelecka. Miałam wątpliwości od czasu zaręczyn, ale teraz te wątpliwości odeszły ode mnie na zawsze!
Po skończeniu rozmyślania poszłam się ubrać w normalne ubrania, zapakowałam suknię i czekałam na Piotrka przed budynkiem.
-Widzę córeczko, że nareszcie jesteś szczęśliwa-Dorota przytuliła mnie wychodząc z pracy.-Widać to po tobie!
-No jestem szczęśliwa-szczerze się uśmiechnęłam i odwzajemniłam uścisk.
Gdyby nie Piotrek, to nie pogodziłabym się z nią. 
Na parking właśnie przyjechał Piotrek. Był kwintesencją mojego szczęścia. Jednak do całości mojego szczęścia brakowało dzieci. Czułam że to niedługo się zmieni...
Dwa tygodnie później 
Jutro jest ten wielki dzień! Trochę się nim denerwuję, a kto by się nie denerwował? Właśnie pakujemy ostatnie pudła z rzeczami z mieszkania. Zaraz po ślubie jedziemy w tajemniczą podróż poślubną, którą zaplanowali dla nas rodzice Piotrka. Jestem ciekawa, gdzie nas wyślą....

______________________________________________
Tak jak pewnie czytaliście w komentarzu pod poprzednim rozdziałem, to tak-postanawiam skończyć tą historię, bo po pierwsze skończyły mi sie pomysły a po drugie to mam jeszcze 3 historie do pisania. Jeszcze napiszę co najmniej jeden rozdział! Więc pewnie pod koniec lipca zakończę tą ksiażkę! 
Nie martwcie się! Mam jeszcze dużo pomysłów co do MaPi, więc w 2 książkach o nich na pewno nie będziecie narzekać na brak nudy!!!! 

Komentarz odnośnie zakończenia :c

Moje książki:

If someone loves you will accept you as you are
And it's so hard to say goodbye

(Nie)Nowy blog:
MaPi na Blog.pl

niedziela, 26 czerwca 2016

Rozdział 44

Następnego dnia
*Martyna
Jeszcze nigdy nie byłam taka zła na Piotrka. Jak mógł mi nie uwierzyć? Zawiodłam się na nim. Jak na nikim. Postanowiłam się spakować i wprowadzić się do naszego domu. Niech sobie zostanie w tym mieszkaniu. Nie mam ochoty z nim gadać ale no cóż muszę, bo jeżdżę z nim i Anną dziś. Przyjechałam do stacji i skierowałam się do szatni. Nie chciałam dziś tu być, ale musiałam. Adam wziął miesiąc wolnego, żeby zająć się Basią i Lizą. Po przebraniu się zrobiłam sobie kawy. Gdy czytałam gazetę do stacji wszedł Piotrek. Nie wiem, gdzie był całą noc i mnie to nie interesuje.
-Możemy porozmawiać?-zapytał siadając na przeciw mnie.
-Chyba już sobie wszystko wyjaśniliśmy-udawałam, że nie interesuje mnie rozmowa z nim, a miałam dylemat, w jakim kolorze powinna być kuchnia... A konkretnie jaki odcień białego ma być...
-Chcę cię przeprosić, bo wiem, że źle postąpiłem... Wiem, że jestem głupim kretynem...
-Wyprowadziłam się i zostanę w naszym domu do dnia ślubu.
-Jeśli chcesz to możemy przełożyć uroczystość.
-Nie trzeba. Myślę, że przerwa w wspólnym mieszkaniu dobrze nam zrobi.
-Przecież w naszym domu trwa remont i nie będziesz miała jak odpocząć.
-Dam radę. Sypialnia i łazienka jest już zrobiona.
-A kuchnia?
Pokazałam mu tabliczkę z odcieniami białego.
-Jaki kolor wybrać na ściany  w kuchni?
-Przecież to jest biały...
-Ale są różne odcienie!
-No to wybierz jakiś, który tobie odpowiada. Mi też będzie odpowiadał.
Wyszłam z stacji i poszłam przygotować karetkę na wyjazd. Jeszcze dziś muszę iść wybrać suknię ślubną i iść na pocztę wysłać wszystkie zaproszenia, no chyba że to Piotrek zrobi chociaż w to wątpie. Na facetach nie zawsze można polegać. Kobieta musi sobie radzić ze wszystkim sama.
Anna siedziała w karetce i uzupełniała dokumentację.
-Cześć-przywitałam się z nią i poszlam sprawdzać czy wszystko jest na swoim miejscu.
-Cześć, Martyna. Nie musisz wszystkiego sprawdzać, bo Piotr zrobił to wcześniej.
-Chcę po prostu sprawdzić, czy on wszystko tak jak należy sprawdził... Bo z nim to nigdy nic nie wiadomo.
-Długo jesteście razem?
-W sierpniu będą 3 lata, a za kilka tygodni ślub.
-To długo. Ja się właśnie rozwodzę z moim mężem.
-Przykro mi.
-Czuję, że zmarnowałam sobie życie wychodząc za niego za mąż. A mogłam być szczęśliwa. Dobra, koniec użalania się nad sobą.
Podszedł do nas Wiktor i Adam.
-Gdzie zgubiłyście Piotrka?
-Gdzieś w stacji się plączę-odrzekłam Banachowi.
-Pokłóciliście się ?
-Mieliśmy drobne nie porozumienie, ale już wszystko jest  w porządku.. Kończą remont domu i już za dwa albo trzy tygodnie się wprowadzimy. Dziś jadę po suknię ślubną.


niedziela, 19 czerwca 2016

Rozdział 43

*Martyna
Zdziwiłam się, gdy usłyszałam wyznanie Adriana. Nie wiedziałam kompletnie, co mam mu odpowiedzieć przecież on jest moim przyjacielem. Zawsze traktowałam go jak brata-nigdy jak faceta, z którym mogłabym mieć dzieci i żyć.
-Adrian... Nie rozumiem cię.. Od zawsze się przyjaźniliśmy i miałam nadzieję, że tak zostanie do końca. Kocham Piotrka i to się nigdy nie zmieni.
-Wiedziałem, że tak odpowiesz. Ale miałem nadzieję, że go zostawisz i będziemy szczęśliwi.
-Kocham cię jak brata. Zawsze byłeś dla mnie jak brat i mam nadzieję, że tak pozostanie-z torebki wyciągnęłam zaproszenie na ślub.-Mam nadzieję, że przyjdziesz.
Chciałam już odejść, ale on mnie zatrzymał i.... pocałował. To wszystko widział Piotrek.
*Piotrek 
Załatwiłem to co miałem załatwić i postanowiłem przyjechać po Martynę. Gdy miałem wejść do restauracji zobaczyłem, jak całuje się z tym pajacem! Szybko wyszedłem z budynku. Skierowałem się na parking i kopnąłem nogą w oponę samochodu. Byłem wściekły. Jak nigdy wcześniej. Powinienem mu przywalić.. Wiedziałem, że jest coś nie tak z Martyną.. To teraz się dowiedziałem! Zdradza mnie i tyle, a ja jej głupi wierzyłem, że mnie kocha...
Nagle za mną pojawiła się właśnie ona. Była ostatnią osobą, którą chciałem w tej chwili widzieć.
-Piotruś, kochanie, to nie tak jak myślisz-płakała. Tusz jej się rozmazał i wyglądała na zdołowaną. Ale co mnie to obchodzi?
-A jak?! Myślisz, że jestem ślepy i nic nie widzę?!! Że się migdaliłaś z nim!
-Daj mi do cholery to wyjaśnić!
-Nie, idę do tego palanta-Martyna próbowała mnie zatrzymać, ale się nie dałem i poszedłem do niego. Stał przy swoim aucie.-Myślisz, że ujdzie ci to na sucho?!!
-Nie wiem, o co ci chodzi!
-Myślisz, że nie widziałem, jak całujesz się  z moją narzeczoną?!
-Aaa.. o to ci chodzi.. Myślałem, że Martyna coś do mnie czuje, ale okazało się, że ona kocha tylko ciebie. Nie rozumiem, dlaczego cały czas się o coś kłócicie i nie możecie dojść do porozumienia. Ludzie, którzy się kochają powinni żyć w zgodzie...
Popatrzyłem na Martynę, która stała za mną. Nadal miała rozmyty makijaż. Przybiegła za mną pewnie dlatego, żeby powstrzymać mnie przed jakąś złą decyzją.
-Przepraszam was za to..-ciągnał dalej.-Przyjdę na wasz ślub i wesele. Mam nadzieję, że będziecie szczęśliwi.
Wsiadł do auta i odjechał. Ja zostałem na parkingu. Martyna odeszła równo z Adrianem. Pobiegłem za nią, ale jej już nie było. Postanowiłem jej poszukać.
Po godzinie jeżdżenia po znajomych wróciłem do mieszkania, gdzie siedziała skulona w kącie.
-Kochanie...
-Nie odzywaj się do mnie. Chciałam ci wszystko wyjaśnić, ale ty nie chciałeś mnie słuchać!
-Przepraszam, to wyglądało jakbyś...
-Przestań i wyjdź-wskazała mi drzwi.-Nie pokazuj mi się na oczy!

Czy Martyna i Piotr pogodzą się? 

sobota, 18 czerwca 2016

Jednorazówka

Cotygodniowy trening. Jak co tydzień trenuje z swoim ex. Nie ma jak. Cieszy się, że nie są już razem. Mocniej przycisnęła go do materaca. Chyba za niedługo złamie mu rękę. Trudno. Nie przejmuje się tym, że może mu coś zrobić. Od jakiegoś pól roku jej to nie interesuje. Zranił ją, to niech teraz ma za swoje. Zniszczyła sobie  swoje najlepsze lata życia, w których mogłaby być szczęśliwa z kimś innym.
-Martyna, puść go, bo zaraz mu złamiesz rękę!-krzyknął instruktor.
-Sorry Darek, ale po tym co mi zrobił należało mu się.
-To, że nie jesteście razem to nie oznacza, że możesz się na nim wyżywać.
-Darek, spokojnie, żyję. Nie musisz mnie przed nią bronić. Wiem, że źle zrobiłem i żałuję tego.
Wyszła wściekła z treningu.. Jest wściekła od momentu ich rozstania. Najpierw były łzy a teraz jest wściekłość.
Poznali się właśnie tutaj na treningu. Zaprosił ją na kawę, a potem jakoś poszło dalej. Szybko zamieszkali razem. Zaręczyny, ślub. Gdyby była drugi raz w tej samej sytuacji to na pewno by tak szybko za niego nie wyszła. Jeśli w ogóle wyszłaby za niego.
Pojechała do supermarketu i zaopatrzyła się w swój standardowy zestaw: lody, kilka paczek chipsów i Coca-Cola light. Teraz może wspominać i użalać się nad swoim życiem.
Co z tego, że jest zima. Nikt jej nie zabroni robić co chce w jej własnym domu. Weszła do salonu i opadła na sofę. Otworzyła lody i zaczęła je jeść.
Dlaczego tak w ogóle rozstali się?
Na kominku stało jedyne zdjęcie, które po rozwodzie nie schowała do dużego pudla podpisanego: PIOTR. Było głęboko schowane w szafie i nikt oprócz niej o nim nie wiedział. Ex uwierzył że wszystkie rzeczy z nim związane wylądowały w najbliższym koszu bądź zostały spalone w kominku.
Faceci są naiwni.
Wracając do zdjęcia znajdującego się na kominku. Było to jedno z licznych zdjęć zrobionych podczas ich ślubu. Byli w jakimś plenerze poza stolicą. Stali i patrzyli sobie w oczy jednocześnie trzymając w prawych dłoniach balony napompowane helem. Pamiętała to jakby było wczoraj. Wtedy nie wiedzieli, że mają aż tak różne charaktery. To było jedyne zdjęcie, które jej się podobało. Piotrkowi zresztą też. Jemu każde zdjęcie się podobało, więc mieli bardzo trudny wybór, jakie wybrać, żeby stało na kominku.
W ciągu godziny zjadła całe lody. Użalanie nad sobą niczego nie dało. A może jednak dało? Jeśli będzie chora to przez najbliższe dni nie będzie musiała widywać Strzeleckiego.
Kolejnego dnia jej żałosnego życia przyszła do pracy. Od czasu rozwodu jeszcze nie rozmawiała z swoim szefem-Wiktorem. Łączyła ich bardzo silna więź(niektórzy pewnie pomyślą, że taka, która łączy kobietę i mężczyznę, ale nic z tego). Martyna była zakochana od pierwszego wejrzenia w Piotrku ale oboje zawiedli się nawzajem w prostych sprawach i tego małżeństwa nie można było uratować. Wracając do jej więzi z Banachem to relacja typu ojciec-córka.
-Nie wierzę, że się rozwiedliście. Nie przyjmuję do wiadomości, że dwie osoby, które kochają się jak cholera rozstali się przez jakąś bzdurę!
-To nie była bzdura-rzekła patrząc w podłogę.
-Byliście naprawdę dobraną parą. Dla mnie nadal jesteście. Jeszcze do siebie wrócicie.
-Też tak uważam-wypalił Piotrek. Spojrzała na niego zdumiona. Szybko wyszła z gabinetu i schowała się w magazynie. Zawsze się tam chowała, gdy coś ją przerastało lub czuła że musi coś przemyśleć. Na pewno Piotrek sie zgrywał tak jak zawsze.

niedziela, 12 czerwca 2016

Rozdział 42

*Martyna
Wyszłam na dyżur. Nie wiem nawet, czy Piotrek też go ma. Nie interesuje mnie to. Nie wiem, dlaczego tak myślę. Przecież go kocham. Po drodze zaglądnęłam do kilku salonów sukien ślubnych i zabrałam katalogi. Trudno jak cholera będzie mi wybrać suknię, ale mam nadzieję, że jakoś wywiążę się z tego zadania. Do stacji przyjechałam autobusem. Piotrek czekał na mnie przed nią.
-Gdzie byłaś?-pokazałam mu katalogi sukien ślubnych.-Wybrałaś jakąś?
-Nie. Jutro pojedziesz odebrać obrączki, a ja pojadę po zaproszenia.
-Nie możemy oboje pojechać?
-Tak będzie szybciej, a poza tym muszę wybrać suknię ślubną i z Adrianem się spotkać. Strasznie dużo rzeczy mam na głowie.
Poszłam się przebrać, ale zaraz zadzwonił mój telefon:
-Tak, Basiu? Zaraz będę. Powiem tylko Piotrkowi i Adamowi. Adam wie? Ok, to biegnę.
Rozłączyłam się i szybko założyłam koszulkę i wybiegłam z szatni.
-Piotrek! Adam!-krzyczałam.
 Nie znalazłam ich. Pobiegłam do szpitala. Oni w najlepsze gadali podczas gdy Basia dostała skurczy!
Z złą miną stanęłam przed nimi.
-Kochanie, w porządku?-Piotrek wstał na mój widok. Skrzyżowałam ręce na wysokości brzucha.
-Fajnie się bawicie podczas gdy Basia męczy się w bólach porodowych?
-J-już się z-zaczęło?-Adam zaczął się jąkać.
-Tak, zaczęło się. Byłam u Góry i masz wolne-uśmiechnęłam się, a Wszołek pobiegł na ginekologię.-Biedak, przejął się-usiadłam na jego miejscu.
-Ale jesteś fajna Martyna-szepnął mi na ucho.
-Wiem o tym. Wymyśl coś lepszego na podryw bo ten tekst już jest przereklamowany! Tak w ogóle to musimy wracać.
-Góra robi jakieś zebranie. Renata napisała mi SMS-a.
-No dobra-wstał próbował mnie objąć, ale to okazało się bezskuteczne, bo mu się wymsknęłam z objęć.-Ty chyba do końca będziesz taka niedostępna.
-Takie życie. Nic ci na to nie poradzę.
Pojechaliśmy karetką do stacji. W środku wszyscy obecni ratownicy z Górą na czele czekali chyba tylko na nas.
-No, nareszcie jesteście-rzekł chłodno szef stacji. Bla, Bla, bla.-Chciałbym przedstawić wam nowa lekarkę w naszej stacji. O to pani Anna Reiter. Przywitajcie ją z szacunkiem, bo chcemy, żeby została z nami na dłużej.
Jeszcze coś tam gadał o procedurach i w ogóle, ale go już nie słuchałam. Obserwowałam Wiktora, który też nie słuchał Artura. Cały czas obserwował Annę, która z uwagą słuchała. Jak każda nowicjuszka albo nowicjusz. Też tak wszystkiego na początku przestrzegałam. To były piękne czasy. Byłam wtedy singielką i miałam wszystko gdzieś. A teraz mam narzeczonego, za niedługo ślub. Trzeba wybrać wyposażenie domu. Nie mogę w to uwierzyć-po prostu.
-Coś nasz Wiktorek bardzo patrzy na Ankę-szepnął mi na ucho narzeczony.
-Też to zauważyłam. Niech sobie kogoś w końcu znajdzie i będzie szczęśliwy. Wiesz co słychać u Marty?
-Nie wiem. Ani widu ani słychu od niej z tej Francji. Odkąd ma tego narzeczonego to się do nas nie odzywa.
-Wyślijmy jej zaproszenie na nasz ślub e-mailem.
-Ok.
****
Po skończonej pracy pojechałam na umówione spotkanie. Adrian przytulił mnie na przywitanie.
-Więc już niedługo ten wielki dzień? 
-Coraz bliżej-uśmiechnęłam się promiennie.
-Nie żałujesz tej decyzji?
-Nie rozumiem, o co ci chodzi..
-Czy nie żałujesz, że związałaś się z Piotrem? Przecież cię skrzywdził.. Gdybyśmy byli razem to ja na 100 % byłbym ci wierny.
Bardzo zdziwiło mnie to wyznanie.

*
*
*
-Co pani zrobiła jak dowiedziała się, że panią kocha pani najlepszy przyjaciel?-zapytał psycholog. 
-Szczerze? To nie wiedziałam, co mam mu powiedzieć. Przecież kochałam Piotra-do oczu napłynęły mi łzy. Przecież Piotra już nie ma...








niedziela, 29 maja 2016

Rozdział 41

*Piotrek 
Czasem godziny ciągną się w nieskończoność. Dziś wieczorem może będziemy świętować z Martyną. Chociaż nie byliśmy pewni, że za niedługo zostaniemy rodzicami, to cieszyłem się na samą myśl.
-Co Ty taki wesoły dziś?-zapytał Adaś.
-Mam swoje powody. Muszę Ci coś pokazać-z kieszeni wyciągnąłem telefon. Znalazłem w galerii odpowiednie zdjęcie i mu pokazałem.
-Chcesz kupić ten motor?
-Tak, ale jest pewne ale. 
-Jakie?
-Martyna nie może się o tym dowiedzieć, bo zabiłaby mnie na miejscu.
-O czym nie mogę się dowiedzieć?-Kubicka weszła do pomieszczenia.
-Nie mogę Ci powiedzieć. Ale się dowiesz-podszedłem i chciałem ją przytulić, ale ona mi na to nie pozwoliła uciekając przede mną.
-Spadaj-wyszła z stacji.
-Jeszcze coś kombinujesz?
-Pewnie, że tak. Nie byłbym sobą, gdybym czegoś nie kombinował... Martyna tak kiedyś mi powiedziała.
-Powiedz mi, przecież jej nie powiem.
-Pomyśl sobie, że na przyjęciu będziemy sie bawić w plenerze..
-Serio? Wow! To świetny pomysł.
-Wiadomo, że świetny, bo ja go wymyśliłem.
-Piotrek! Wezwanie mamy! Martyna jest już  w karetce. 
-Spoko, spoko. Idę . 
Dlatego kochałem tą robotę-jeździłem z moją narzeczoną i przyjacielem. Czasami wezwania były komiczne, a czasami bardzo poważne. Za innymi kobietami nie mogłem się oglądać, bo Martyna chyba zabiła by mnie za to....

Wieczorem po skończonym dyżurze czekałem na Martynę. Długo jej nie było. Pewnie skierowali ją na oddział, bo jest  w  ciąży i za kilka miesięcy będziemy przygotowywać pokój dla naszego syna lub córki. Po chwili wyszła z szpitala. Była smutna, nawet bardzo smutna. Wsiadła bez słowa do samochodu. Zrobiłem to samo. Przez całą drogę się nie odzywała. Coś było nie tak. Bo gdyby była w ciąży to rozmawiałaby ze mną... Cieszyłaby się z tego..
-Kochanie, co jest?-zapytałem, gdy tylko przekroczyliśmy próg mieszkania. Spojrzała na mnie smutno i poszła do sypialni.-Martyna, mów do cholery!
-Nie krzycz na mnie!
-Przepraszam... no to może powiesz mi, co się dzieje?
-Wiem, że marzyłeś o tym, żeby zostać ojcem.. ja też marzyłam, żeby zostać matką. Niestety, ale nie będziemy rodzicami-zaczęła płakać. Nie mogłem patrzeć, jak roni łzy. Przytuliłem ją mocno.
-Będzie dobrze, moja mała.. będzie. Postaramy się o dziecko.. jak nie teraz to za jakiś czas. Będziemy mieć piątkę dzieci, psa, kota i... motor.
-O jakim motorze ty mówisz?
-Aaa.. nic nieważne. Mogę ci pokazać, ale pod warunkiem, że nie będziesz sie na mnie gniewała za to, co zrobiłem.
-A zrobiłeś coś?
-Jutro jadę odebrać motor, który kupiłem kilka dni temu. Wiem, że to nie odpowiednia chwila na ogłaszanie takich rzeczy, ale.. no cóż.
-Dobrze, że kupiłeś ten motor-uśmiechnęła się. Zdziwiła mnie jej reakcja, bo myślałem, że będzie na mnie wściekła i będzie mnie wyzywać..

Następnego dnia 
*Martyna
Gdy tylko budziłam się dopadły mnie czarne myśli. Od wczoraj miałam tylko takie. Jeszcze wczoraj rano byłam szczęśliwa i cieszyłam się na myśl o przyszłym macierzyństwie. Teraz leżę w łóżku i patrzę w sufit. Dobrze, że za niedługo wyprowadzamy się stąd. To mieszkanie ma za dużo wspomnień. Usłyszałam kroki Piotrka, ale nie miałam zamiaru na niego patrzeć.. Nie mogę mu przecież teraz spojrzeć tak po prostu w oczy...
-Kochanie, wszystko w porządku?
-Tak.
-Jesteś bardzo spokojna...
Może wyglądałam na spokojną, ale nie byłam spokojna. 
-Chcesz zapytać czy coś brałam?!
-Nie, przecież wiem, że jesteś czysta.. Tynka...
-Co?
-Zostajesz dziś w domu?
-Idę do pracy.


niedziela, 17 kwietnia 2016

Rozdział 40

*Martyna
Nie wiem po co, ale wzięłam 24-godzinny dyżur. Czuję, że moje życie uczuciowe zaczyna się walić. Przed wyjściem do pracy zdążyłam pokłócić się z Piotrkiem o... wystrój kościoła i restauracji, w której ma odbyć się przyjęcie. To nie jest tak, że ja nie lubię Grześka, ale.. nie jestem przyzwyczajona do tego, że Piotrek w domu poświęca uwagę komuś innemu, a nie mi. Nawet bardzo go lubię. Zapowiada się na bardzo dobrego rehabilitanta.
Zostało mi 12 godzin dyżuru... W zespole jeżdżę z Adamem i Renatą.
Wydaje mi się, że Piotrek coś ukrywa przede mną w związku z naszym ślubem...
Co jeśli może gra na dwa fronty?
-Martyna-odezwała się Basia. Z ciążowym brzuszkiem było jej do twarzy. Mam nadzieję, że niedługo ja też będę tak wyglądać.
-Tak?
-Widziałaś Adama?
-Mam z nim dyżur. Powinien gdzieś tu być.
-Gdzieś wyparował. Mieliśmy iść na zakupy.
-Już niedługo przeprowadzka?
-Tak.. za trzy tygodnie.
-Ja i Piotrek na pewno pomożemy wam.
-Dzięki, bo raczej ja nic w najbliższym czasie nie podniosę. Nawet butów nie mogę zawiązać...
-Ale już niedługo Maja będzie z wami.
-I będą nieprzespane noce, góry pampersów, ubranek... Nie wiem, jak się pomieścimy.
-Pomieścicie. My musieliśmy pójść z Dorotą na kompromis.
-Jaki?
-Ona i ojciec kupią nam dom, a my chcemy sobie sami go urządzić. Przegadaliśmy to i tak jej powiedzieliśmy.
-Zgodziła?
-Nie miała wyjścia.
Baśka opowiadała mi o wystroju wnętrz ich domu. Szczerze to nie słuchałam jej, bo myślałam, co będzie ze mną i z Piotrkiem jeżeli będziemy kłócić się o takie głupie rzeczy.
Kocham go, ale chyba nikt  nie potrafi mnie tak wyprowadzić z równowagi jak on. Zawsze po tym, jak wyprowadza mnie z stanu równowagi, to jedno spojrzenie jego piwnych oczy sprawia, że potrafię się uspokoić.
W drzwiach stacji stanął właśnie On. Co on tutaj robi? Przecież nie ma dyżuru.
Wstałam od stołu i poszłam w kierunku narzeczonego.
-Przebieraj się-wydał mi polecenie.
-Teraz też będziesz mi wydawał polecenia?!
-Kochanie, porywam Cię, więc się chociaż raz dostosuj..
-Ale Ty mnie denerwujesz...-przebrałam się i wyszłam z nim przed stację.-Przecież mam dyżur.
-Nie masz, bo załatwiłem wszystko z  Górą. Mamy dziś i jutro wolne.
-Co Ty znowu kombinujesz?
-Dorota dzwoniła.
-Co znowu?
-Mam klucze do naszego domu.
-Że co? Że już?
Pojechaliśmy do naszego domu. Po kilkunastu minutach byliśmy na miejscu. Bałam się jak będzie wyglądał. Po mojej matce można się spodziewać dosłownie wszystkiego, więc się nie zdziwiłam, że będzie to coś niesamowitego.
-Zamknij oczy.
Zamknęłam posłusznie oczy, chociaż nie chciałam być wiecznie mu posłuszna. Pomógł mi wysiąść z samochodu. Nie miałam wyjścia, tylko musiałam mu w pełni zaufać.
Od kiedy rozstałam się z Marcinem to trudno było mi zaufać jakiemukolwiek facetowi... A tu bummm.! Nagle pojawia się Piotrek i zmienia całkiem moje życie.
-Jesteś gotowa?
-Jeszcze nigdy bardziej nie byłam-odpowiedziałam z uśmiechem.
Otworzyłam oczy. Staliśmy przed domem. Wygląd
zewnętrzny bardzo mi się podobał.
-Mam nadzieję, że wnętrze nie jest urządzone-powiedziałam.
-Nie martw się, bo nie jest. Dorota już wcześniej kupiła ten dom. Zanim poszliśmy na kompromis w tej sprawie.
-Ale jest przebiegła...
-Odziedziczyłaś to po niej.
Weszliśmy do środka i zaczęliśmy oglądać dom.
-Kuchnia będzie w stylu prowansalskim albo skandynawskim.
-A sypialnia?
Poszliśmy na górę do sypialni.
-Będzie w stylu nowoczesnym. Na środku łóżko-stanęłam na miejscu, w którym ma być łóżko.-Tam z boku szafa.. duża szafa rzecz jasna. Pod tamtą ścianą będzie komoda-wskazałam na ścianę przy wejściu do sypialni.
Na górze było jeszcze dużo pomieszczeń. W każdym z nim się zatrzymaliśmy i rozmawialiśmy o wystroju.
-Widzę kochanie, że dom Ci się podoba-rzekł Piotrek zamykając drzwi wejściowe.
-Tak, jest przepiękny. Ładniejszy od poprzedniego. Muszę Ci powiedzieć, że.. ale się nie denerwuj.. wiem, że tego nie planowaliśmy. Nawet o tym nie rozmawialiśmy..
-Martyna, mów i nie trzymaj mnie w niepewności.
Wyciągnęłam z kieszonki kurtki i podałam mu.. test ciążowy.
-Wczoraj go zrobiłam, gdy nie było ani Ciebie ani Grześka. Jeszcze nie byłam u lekarza potwierdzić tego, więc proszę narazie nie mówmy o tym nikomu.

*Piotrek 
Martyna dała mi test ciążowy.. Poczułem się bardzo szczęśliwy z tego powodu, że być może zostanę ojcem. Byłem tak szczęśliwy, że nie mogłem wypowiedzieć żadnego słowa.
-Piotrek?
-Przepraszam Cię, zamyśliłem się trochę.
-Trochę?-uśmiechnęła się.
-Baardzo się cieszę-pocałowałem ją.
-Ale to nic pewnego znając moje szczęście-oparła się o samochód.
-Wszystko będzie dobrze, zobaczysz. Jedziemy do domu?
-Możemy jechać.

_______________________________________________________
Myślicie, że Martyna będzie w ciąży czy to pomyłka? 
Odpowiedź w kolejnym rozdziale! 
Zapraszam! ;* 



niedziela, 10 kwietnia 2016

Rozdział 39

Grzesiek po pobycie w szpitalu dziś wychodzi do domu... Znaczy tymczasowo zamieszka u Martyny i Piotra. Tomek pojechał po niego do szpitala.
-Wszystko mamy?
-Kochanie, nie denerwuj się.
-Pierwszy raz jestem w takiej sytuacji.
-Pamiętaj, że to tylko tydzień, a potem Tomek będzie miał go na głowie. Wszystko będzie ok-przytulił ją.-Już za kilka miesięcy nasz ślub. Ja na Twoim miejscu wybrałbym suknię ślubną.
-Ty masz garnitur?
-Yyyy...
-No właśnie-pocałowała go w policzek i poszła do sypialni. Zmieniła bluzkę na inną. Stwierdziła, że nie pasuje do reszty stroju.
Tymczasem w salonie Piotr siedział na kanapie i przeglądał gazetę motoryzacyjną. Chciał sobie kupić motocykl ale Martyna byłaby pewnie na nie. Znał ją i gdyby wiedziała, o jego zamiarze to... bałaby się o niego zanim kupiłby pojazd. Zadzwonił telefon Martyny.
-Halo?-odebrał go zwinnym ruchem.
Nie mieli przed soba tajemnic.
-Martyna? 
-Martyna jest w sypialni, Doroto. 
-To nawet dobrze, że Ty odebrałeś telefon. 
-Dlaczego?
-Martynka pewnie zdenerwowałaby się tym, że cały czas naciskam na was i naciskam.. 
-Bo naciskasz w sprawie tej decyzji. Podjęliśmy ją, ale chcemy Ci ją osobiście przekazać. 
Do pomieszczenia weszła Martyna.
-To dobrze, że podjęliście jakąśkolwiek decyzję. 
-Muszę kończyć, do widzenia. 
Rozłączył się i odłożył telefon na stolik.
-Kto dzwonił?-zapytała siadając koło niego.
-Dorota. Pytała się o naszą decyzję.
-Co jej powiedziałeś?
-Chyba to słyszałaś.
-Że sami jej powiemy?
-Tak. Wydaje mi się, że lepiej powiedzieć jej osobiście niż np. przez telefon czy e-mail.
-Zaraz chłopaki przyjadą. Spotkajmy się z nią za parę dni.
Usłyszeli dzwonek do drzwi. Martyna poszła otworzyć. Przywitała się z chłopakami i zaprosiła ich do salonu.
-Napijecie sie czegoś?
-Macie jakiś sok czy coś?-zapytał Tomek.-Pić mi się strasznie chce.
-Owszem, mamy-poszła do kuchni i nalała do szklanek soku.-Kupiłam ostatni chlorofil w aptece albo to było w drogerii.
-Że ten chlorofil co mają rośliny?-zdziwił się Grzesiek.
-Tak. Pół litra kosztuje 80 zł.
-To drogo jak cholera.
-Przyjmujesz to 3 razy dziennie. Jedna łyżka na 250 ml napoju. Wystarcza to na ok. 3-4 miesiące. I nie może żadnych witamin brać. To naturalna witamina.
Nie mogła przecież tak otwarcie powiedzieć im, o tym, o czym narazie wiedzą tylko ona i Piotr.
-Bo Martynka, to jest właśnie taka... Cały czas chce dbać o wszystkich, żeby dobrze się odżywiali.
Po kilku godzinach Tomek pojechał do siebie, chociaż nalegali, żeby został. Martyna wzięła prysznic i położyła się do łóżka. Kilka minut Piotr dołączył do niej.
-Idziemy jutro do kina?
-Co?-oderwała się od książki.
-Mam 2 bilety na zajebisty film.
-Tylko mi nie mów, że akcji.
-Niee, jakaś komedia.
-To dobrze.
-Chodź tu bliżej.
-Po co?-posunęła się do niego.
Zaczął ją całować.
-Piotrek.. Wiesz, że nie możemy sobie pozwalać na nasze szaleństwa?
-Dlaczego?
-Twój brat jest za ścianą.
-Pomyśl sobie: jeszcze tydzień może ewentualnie dwa i będziemy znowu sami mieszkać. Pojedziemy na weekend gdzieś.
-Trzymam Cię za słowo, skarbie.
-Idziemy spać?
-Okey.

Obudził ją dźwięk strzelania szafek w kuchni. Pomyślała, że pewnie Piotrek się krząta i próbowała zasnąć. Do pokoju nagle wszedł Grzesiek.
-Przepraszam, że was budzę-Martyna zakryła się kołdrą-ale nie wiem, gdzie jest kawa.
-Pierwsza szafka od lodówki.
-Dzięki.
Po jego wyjściu Martyna oparła się łokciach i rzekła:
-Jeśli on będzie tak codziennie rano bez uprzedzenia wchodził do naszej sypialni to ja nie wiem, jak ja to wytrzymam-próbowała być spokojna i szeptem rozmawiać z narzeczonym.
-Przecież to jego pierwszy poranek u nas. Daj mu trochę czasu.
-Może masz rację. Pojedźmy dziś do rodziców zamiast do tego kina. Albo spotkajmy się z Dorotą u nas, czy gdzieś.
-Ty dzwonisz czy ja?
-Ty. Ja dam nasze bilety Adamowi i Basi. Muszą sie jakoś rozerwać.
-Mamy wolne?
-Idziemy na nockę. Na 19:00.
-Ok. Kocham Cię.
-Ja Ciebie też.

Spotkali się w ich ulubionej restauracji z Dorotą. Po ty spotkaniu mieli jechać prosto do pracy. Nie wiedzieli ile zejdzie rozmowa z nią.
-Podjęliście decyzje?
-Tak.. podjęliśmy-odrzekła Martyna.
-Możecie się nią ze mną podzielić?
-Chcielibyśmy kupić dom...
-Ja wam kupię dom i go urządzę.
-Chcemy sami go urządzić. Po prostu-szybko powiedziała brunetka.
-Jeśli się na to nie zgodzić, to nie będziemy mogli zgodzić się na Twoją propozycję.
-Proponujecie kompromis?
-Owszem.
-Zgoda.

________________________________________________
Przepraszam, że dopiero dziś kolejny rozdzial, ale jakoś tak wyszło. Kolejne postaram się już dodawać systematycznie.
O czym Martyna nie mogła otwarcie powiedzieć braciom Piotrka? 
Odpowiedź w kolejnych rozdziałach 

https://twitter.com/Vroni_que zapraszam na mojego Twittera ;D





niedziela, 27 marca 2016

Rozdział 38

Operacja Grześka przebiegła dobrze. Gdy trafił do szpitala to był w złym stanie. Na szczęście obyło się bez komplikacji. Lekarze wprowadzili go w stan śpiączki pooperacyjnej.
-Pani Alino, Grzesiek to silny facet i na pewno za niedługo się wybudzi!-pocieszała przyszłą teściową Martyna.
-Co jeśli się nie obudzi?!
 -Musi być pani dobrej myśli. Kto jak nie pani?-Kubicka serdecznie się uśmiechnęła do Strzeleckiej.-Operowali go najlepsi specjaliści z tego szpitala.. Żeby pomóc mu w wybudzeniu się powinna pani mówić do niego-dostała SMS-a od Wiktora.-Muszę iść.. Wezwanie mam.
-Idź, idź. Poradzę sobie.
Szybko wyszła z szpitala i wsiadła do karetki.
-Co z nim?-zapytał Wiktor.
-Lekarze są dobrej myśli.
-To dobrze. A jak Piotrek?
-Przeżywa bardzo to wszystko.. jak wszyscy.
Pojechali do wezwania. Po powrocie z wezwania przekazali pacjenta dr Reiter. Wiktor został i chwilę z nią porozmawiał.
Martyna siedziała na ławce i próbowała dodzwonić się do narzeczonego. Martwiła się o niego.
-"No nareszcie odebrałeś"-powiedziała do niego.
Nie wiedziała, że idzie do niej od drugiej strony.
-"Miałem coś bardzo ważnego do załatwienia"
-"Gdzie teraz jesteś?"
-"Zaraz do Ciebie oddzwonię. Tracę sygnał.. Pa.Pa!"
Stanął za nią.
-Super-mruknęła.
-Co super?-usiadł koło niej na ławce.
-Co Ty tutaj robisz?
-Przyszedłem do mojej narzeczonej, która jest zmęczona w pracy.
-To może chociaż powiesz mi, gdzie byłeś?
-To sekret.
-A może taki mały fragmencik mi zdradzisz?
-Będziemy musieli się spotkać z organizatorką ślubów. Pomoże nam to wszystko ogarnąć.
-Gdzie będzie nasze przyjęcie weselne?
-Hmm... nie wiem. Ty zdecyduj.. znaczy zdecydujemy z Jessicą.
-Z kim?
-Z organizatorką ślubów... Przyjdę do Ciebie potem.. Idę na górę do rodziców. Odwiozę ich i wrócę-pocałował ją w policzek i wszedł do szpitala.
Była zdziwiona jego zachowaniem.
-Wszystko w porządku?-zapytała Renata.
-Tak.. W każdym bądź razie tak mi się wydaje. Widziałaś zachowanie Piotrka?
-Nie... Przyniosłam Ci te katalogi o które prosiłaś.
-Dzięki-uśmiechnęła się do niej.

Wszedł do sali brata, ale go... nie było. Mama siedziała na krześle przed OIOM-em i roniła łzy.
-M..mamo?-usiadł koło niej.
-Grzesia wzięli na badania... Rozmawiałam z nim cały czas! Wybudził się... tak myślę. Ruszył palcami.
Przyszedł do nich lekarz:
-Niestety, ale pan Grzegorz się nie wybudził. Spróbujemy go wybudzić w ciagu kilku dni.
Popatrzył na brata przez szybę. Z jego ciała wychodziły różne rurki.
Lekarz wbiegł do jego sali.
Grzsiek próbował samodzielnie oddychać...

sobota, 12 marca 2016

Rozdział 37

-"Dzień dobry. Tu Anna Reiter. Dzwonię z szpitala w Leśnej Górze. Pan Grzegorz Strzelecki miał wypadek."
-"Dzień dobry. Jak to miał wypadek?"
-"Przywiozła go jedna z karetek. Szczegóły dotyczące jego stanu zdrowia mogę podać panu w szpitalu."
-"Dobrze. Do godziny będę. Proszę mnie na bieżąco informować."
Wyszedł z kuchni.
-Piotrek, stało się coś?-Alina wstała z kanapy.
-Grzesiek...
-Co z nim?
-Miał wypadek. Jest w Leśnej Górze.
-Jadę z tobą do niego.
-Lepiej będzie jak pojedziemy z Martyną i dowiemy się co z nim. Znamy tam personel. Tomek zostanie z wami.
-Dobrze, dzwoń jak dowiesz się co z nim.
Wyszli z domu i pojechali do Warszawy.
-Może do Wiktora zadzwonię i zapytam się, czy to nie jego ekipa zajmowała się Grześkiem?
-To dobry pomysł, kochanie-blado się uśmiechnął.
Bardzo przeżył informację o wypadku brata.
-"Dzień dobry, doktorze. Ma pan dziś dyżur?"
-"Cześć, Martyna. Mam, coś się stało?"
-"Brat Piotrka miał wypadek. Z Leśnej Góry do nas dzwonili około pół godziny temu."
-"Z Adamem i Renatą byliśmy u tego wezwania."
-"Co z nim?"
-"Odmę ma na sto procent i liczne złamania. Złamane żebra mogły uszkodzić narządy wewnętrzne. Gdy wychodziliśmy z Izby to brali go na TK i Sambor miał go operować z Consalidą chyba."
-"Dziękuję za informację. Miłej pracy"
Rozłączyła się.
-Sam słyszałeś..
-Wiem. Cholera. Może gdybym przyjechał po niego to nie miał tego wypadku.
-Kochanie. To nie twoja wina. Na pewno auto mu się zepsuło czy coś. Musimy być silni. Widziałeś w jakim stanie była twoja mama.
Weszli do szpitala. Oboje byli zdenerwowani.
-Wiki, Adam!-zawołała Martyna.
-Martyna?
-Kto operuje Grzegorza Strzeleckiego?
-Sambor i Falkowicz. Jeszcze jakiś neurochirurg.
-Wiecie co z nim?
-Mogę pójść się dowiedzieć-wiedziała coś, ale nie chciała powiedzieć.
Usiadła koło narzeczonego na krześle pod salą operacyjną.
Będą tutaj przez kilka następnych godzin.
-Piotruś.. Dzwoniłeś do Tomka?
-Jeszcze nie. Nie potrafię im tego powiedzieć. Co ja mam zrobić, Martyna?
-Dobrze się czujesz? Wiem, że to głupie pytanie, ale wyglądasz blado.
-Dobrze.
-Przyniosę nam wody.
-Wołałbym coś mocniejszego.
Poszła do automatu po dwie kawy. Po chwili siedziała koło niego.
Nic do siebie nie mówili.
Zadzwonił jego telefon.
-Mam odebrać?-zapytała.
-Nie, sam muszę im to powiedzieć.
Odszedł na bok i odebrał telefon.
Widziała, że to przeżywał.
Ona również to tak samo jak on przeżywała.
Emocjonalnie związana już była z nimi  po tych niecałych dwóch latach spędzonych z Piotrkiem.
Wrócił i opadł na krzesło.
-Martyna..
-Tak?
-Przytul mnie.
Stanęła na palcach i go przytuliła.
-Wszystko będzie dobrze.

sobota, 20 lutego 2016

Rozdział 36

-Piotrek, mamy dziś wolne-położyła nogi na jego udach.
-No wiem, kochanie. I co z tym zrobimy?
Usiadła mu na kolanach i szepnęła:
-Może pojedziemy do galerii na drobne zakupy? Choinkę już ubraliśmy.
-Chcesz, żebym się zanudził?
-Jeśli nie chcesz to nie musisz. No, ale chyba nie chcesz, żebym sama plątała po Warszawie. Twój wybór-wstała i poszła do przedpokoju.
-Martynka, zaczekaj. Czy ja powiedziałem, że nie pojadę z tobą?
-To potem zrobimy sobie romantyczny wieczór. Najpierw będę musiała wziąć kąpiel. Po wczorajszym dyżurze nadal nie doszłam do siebie...
-Ale teraz wszystko jest dobrze?
-Tak.. Po prostu mam złe skojarzenia z wszelkiego rodzaju pożarami, ale teraz już jest dobrze. Jedziemy?
-Tak. Martwię się o ciebie.
-Nie musisz. Już więcej nie wezmę leków-uśmiechnęła sie do niego.

W powietrzu było czuć zapach świąt. Już za kilka dni wigilia. Ten czas szybko leci. Po szybko zrobionych zakupach szli w stronę wyjścia z galerii.
-Patrz! Aśka i Tomek tam są.
-Martyna. To wolny kraj i każdy może po galerii z kim chce chodzić.
-Ale..
-Nie ma żadnego ale. Teraz idziemy do domu.
-No okay, okay. Po prostu to co się z nią ostatnio dzieje to jest podejrzane i tyle..
-Nie baw się w detektywa.
-Ja i zabawa w detektywa? Pff...-zobaczyła jak na nią patrzy. Zrezygnowana z swojego przedsięwzięcia.-No dobra. Nie będę się bawić w detektywa.
Po przyjeździe do domu Martyna poszła wziąć gorącą kąpiel a Piotr przygotował kolację.
Po okołu trzydziestu minutach Martyna przyszła do kuchni, gdzie czekała na nią kolacja. Zasiedli do stołu. Martyna nic się nie odzywała. Była głęboko zamyślona. Nie myślała o tym, że za siedem miesięcy wychodzi za mąż tylko o tym, dlaczego Dorota ich porzuciła. Przez tyle lat zadawała sobie to pytanie.
-Kochanie?-z rozmyślenia wyrwał ją głos Piotra.
-Tak. Przepraszam cie ale sie zamyśliłam.
-Coś cię gryzie?
-Tak. Znaczy nie.
-To tak czy nie?
-Oczywiście, że tak.
-Co się dzieje?
-Ostatnio myślałam o świętach, które spędziłam kilka lat temu z ojcem, Aśką i ciotką Celiną. Czytałam tam listy od Doroty.
-Mówiłaś, że ona nie chciała mieć z wami kontaktu.
-Też wtedy tak myślałam.
-Co chcesz zrobić?
-Szczerze z nią porozmawiam. Chcę wiedzieć dlaczego odeszła. To pytanie nurtowało mnie od zawsze.
-To ja pojadę do swoich rodziców, a ty z nią porozmawiasz.
-Masz tam pojechać ze mną. Nie chcę być sama, gdy poznam prawdę.
-Pamiętaj, że zawsze z tobą będę choćby nie wiem, co by się działo.
-Właśnie za to cię kocham. Jesteś ze mną mimo wszystko,a ja nie umiem tego docenić.
-Doceniasz na swój sposób-po fakcie-uśmiechnął się.
-I się ze mnie nie śmiej.
-Nie śmieję się tylko uśmiecham, a to różnica.

-Dzieciaki, wiem, że kończycie zmianę, ale może zostalibyście i zjedli z nami wieczerze wigilijną?
-Czemu nie? I tak mieliśmy we dwójkę ją spędzić-rzekła Martyna i razem z Piotrkiem usiedli do stołu.
Ratownicy składali sobie życzenia.
-Chodź, tutaj, kochanie-rzekł do Martyny narzeczony. Znajdowali się pod jemioła.
-Piotruś, to oczywiście przypadek że znajdujemy się pod jemiołą?
-Oczywiście... Ja zacznę od składania życzeń.
-Zamieniam się w słuch.
-Życzę ci kochanie dużo zdrowia, miłości i szczęścia oczywiście ze mną, spełnienia najskrytszych marzeń!
-Cóż ja mam ci kochanie życzyć w ten wigilijny wieczór? Powiedziałeś słowo w słowo to co ja chciałam powiedzieć.. No więc życzę ci zdrowia tego psychicznego i fizycznego, miłości oraz szczęścia. Te rzeczy są najważniejsze w życiu-pocałowała go w policzek.
-Teraz powinniśmy się pocałować.
-Pocałowałam cię... w policzek.
-Taki w policzek, to jest bardziej przyjacielski całus a nie...
Pocałował ją nie czekając na odpowiedź..

Byli w drodze do rodzinnego domu Kubickich. Piotrek włączył radio, gdzie leciały świąteczne piosenki oraz kolędy. Całą drogę rozmawiali we trójkę.
-Kiedy wracasz do Krakowa?-zapytała Martyna.
-Zaraz po świętach. Muszę się uczyć do kolokwium.
-Kto cię odwiezie na dworzec?
-Sama pojadę, w końcu sama tutaj przyjechałam.
-Poproszę Tomka, żeby cię chociaż odprowadził na dworzec-wtrącił się Piotrek.
-Nie musisz nikogo prosić o pomoc dla mnie! Jestem samowystarczalna..
-Aśka, ja też byłam kilka lat temu samowystarczalna. Spotkałam kiedyś Marcina, a potem Piotrka. U boku tego gościa już przestałam być samowystarczalna.
Zadzwonił jej telefon. Wyciągnęła go z kieszeni kurtki i odebrała:
-"Halo?"
-"Witam cię, Martynko! Kiedy będziesz w Warszawie?"
-"Adrian! A coś się stało?"
-"Nic, tylko tak pytam.. Są święta, może poszlibyśmy do jakieś knajpy?"
-"W święta tylko szpitale są otwarte itp"
-"Oj tam, oj tam.. To kiedy będziesz Strzelecka?"
-"Za niecałe osiem miesięcy będziesz mógł do mnie mówić Strzelecka! Przez najbliższe dwa dni jestem poza Warszawą. Dziś u moich staruszków, a jutro u teściów"
-"To odezwij się jak będziesz w stolicy. Wesołych świąt!"
-"Dziękujemy i nawzajem"
Po dojechaniu do domu Aśka pierwsza weszła do niego,a narzeczeni zostali jeszcze chwilę na zewnątrz.
-Przedtem byłam pewna, że chcę dziś z nią porozmawiać o tym, ale teraz moja odwaga wyparowała...
-Jeśli nie chcesz nie musisz tego robić.
-Kiedyś się z nią umówię. Teraz nie potrafię się jej o to zapytać..
-Chodźmy już, bo zaczną coś podejrzewać jak za długo nie będziemy przychodzić.
Weszli do domu, ściągnęli buty i weszli do salonu, gdzie reszta rodziny siedziała przy stole. Martyna usiadła na kanapie koło kominka. Koło niej usiadł narzeczony.
-Napijecie się czegoś?-zapytała Dorota.
-Poproszę herbatę z miodem i cytryną-rzekła Martyna.
-A co dla ciebie, Piotrusiu?
-To samo, co dla Martynki.
-Janek! Pójdź zrobić herbaty dzieciom.
Jan poszedł do kuchni. Razem z nim poszła Joanna.
-Widzę, że jak wysłałaś ojca do robienia herbat to masz jakiś interes. Nie mylę się?
-Oczywiście, że nie. Chcę wiedzieć jaki typ domu chcielibyście mieć.
-Mamo! Musimy o tym w święta rozmawiać? Teraz nie mam głowy do myślenia. Mam wszystko związane z ślubem na głowie.
-Kochanie, ja się zajmę wyborem sali-Piotrek niezauważalnie mrugnął do przyszłej teściowej.
-A nie powinniśmy razem tego wybierać?
-Myślisz, że jeśli jestem facetem to nie będę umiał sam ogarnąć wyboru sali?
-Dobra, niech ci będzie. Nie chce się kłócić w świętach.
-Bardzo dobrze myślisz.
Siedzieli i rozmawiali, również wspominali stare czasy...


Byli w domu Strzeleckich. Tam panowała bardziej milsza atmosfera niż u Kubickich. Martyna nie dusiła w sobie tego co w swoim rodzinnym domu.
-Tomek-Martyna zwróciła się do młodszego Strzeleckiego.
-Tak, bratowo?
-Aśka po świętach jedzie do Krakowa i mam prośbę.
-Mam z nią jechać?
-Tylko na dworzec ją odwieź. Tylko nie mów, że wiesz o tym od nas. Nie chciała, żeby ktokolwiek z nią jechał.
-Bardzo ją lubię, więc gdybyś nawet mi nie mówiła, to odwiózłbym ją.
-Dzięki. Chcę mieć pewność, że dotrze do pociągu.
-Będziesz mieć pewność. Zadbam, żeby wsiadła. Jak nie będzie chciała to siłą ją wsadzę.
-Tomek..
-Stary, żartowałem. Nie bierz zawsze to co mówię na poważnie.
Usiedli w salonie. Byli prawie wszyscy z wyjątkiem Grześka, który miał przylecieć na święta...
Piotrek odebrał telefon z szpitala...



piątek, 19 lutego 2016

Rozdział 35

Były rodzinne święta. Mieli je spędzić całą rodziną jak nigdy.. No.. prawie całą rodziną.
-Tato, kiedy mama przyjedzie?-zapytała blondynka siadając koło ojca na kanapie w salonie.
-Pracuje-odrzekł.
Do pokoju wparowała brunetka słysząc ściemę ojca:
-Tato! Przestań jej opowiadać, że matka pracuje! Przecież ona nie wróci! Wyjechała z swoim kochankiem, a jej władza rodzicielska ogranicza się do przysyłania nam prezentów na gwiazdkę, urodziny i dzień dziecka! Nie martwi się o nas ani nami nie interesuje. Dla niej pewnie mogłybyśmy przestać istnieć! Aśka ma już trzynaście lat i powinna wiedzieć, że nie ma szans, że ona kiedykolwiek wróci!
-Martyna! Uspokój się i przestań rozmawiać ze mną w ten sposób! Mi też jest ciężko z tym, że Dorota nas zostawiła.
-Ale nie zostawiła dla byle kogo przecież... Jakieś nadzianego gościa.. I proszę cię, żebyś nie wypowiadał przy mnie jej imienia.
-Martyna. Nasze relacje nie powinny tak wyglądać. Wiem, że masz szesnaście lat i się buntujesz, ale zwolnij trochę, ok? Może w tym roku pojedziemy gdzieś na święta? Może do Zakopanego albo pod Warszawę, na przykład do ciotki Celiny? Nie będzie żadnej rodziny, ani bliskiej, ani dalszej.. Tylko nasza trójka plus ewentualnie ciocia Celina. Co wy na to?
-Bez ciotki Ewy, której masz szczerze mówiąc po dziurki w nosie?-zapytała Martyna.
-Ani stryjenki Amelii?-dopytywała się Asia.
-Taaak!-odpowiedziały równocześnie.-Kochamy ją!
-Ona też was kocha tak jakbyście były jej rodzonymi córami! Pomimo tego, że jest siostrą waszej matki i też nie rozumie dlaczego Dorota wyjechała. To ubieramy choinkę?
-Pewnie-rzekła Martyna.
Poszedł po drzewko na strych, a Martyna po bombki.
W powietrzu było czuć zapach świąt... 

Święta w jego rodzinie wyglądały tak samo.. To nie znaczy, że były nudne. Nic  z tych rzeczy.

Mama przygotowywała wigilijne potrawy potrawy oraz te, które będą spożywać przez kolejne dwa dni świąt przez nich i krewnych. Chłopaki zawsze tłukli się, jak to chłopaki. Mieli tak przez cały rok, więc państwo Strzeleccy martwiliby się gdyby się tłukli.
Wyglądali na bardzo szczęśliwą i kochającą się rodzinę. Taką rodziną byli.
Piotrek był najstarszy  i coraz bardziej myślał o przyszłości.. O tym, że jeśli będzie  miał rodzinę, to będzie starał się być dla swoich dzieci taki jak jego ojciec. Mimo tego, że miał dziewiętnaście lat to zachowywał się czasami jak ktoś bardzo dorosły i odpowiedzialny.
Później ta jego dorosłość i odpowiedzialność wyparowały, żeby potem znowu wrócić.
Z ojcem mógł pogadać o wszystkim.. jego bracia też mieli wparcie w ojcu.
-Piotruś, idź pomóc ojcu przy samochodzie-powiedziała Strzelecka.-No bo jak pojedziemy na pasterkę?
-Już idę-odrzekł jej.
-A wy-wskazała na młodszych Strzeleckich-marsz do swoich pokoi i macie je wysprzątać, a potem choinkę ubierzecie.
-Ja to bym zamienił się z Piterem-powiedział Tomek.
Piotrek i mama zaśmiali się. Młodzieniec poszedł pomóc ojcu przy samochodzie.
-Tato, jak auto?-wszedł do garażu.
-Tak ja co roku-dławi sie przed wigilią. Nadszedł czas, aby wymienić je na lepszy model.
-Ja tam lubię stare samochody. Kiedyś kupię sobie Forda z siedemdziesiątego piątego roku.
-Takie samochody są najlepsze. Lepiej weźmy się do roboty, bo zaraz mama przyjdzie i dopiero wtedy będzie.

Pojechali do podwarszawskiego Ciechanowa, gdzie mieszkała Celina. Dziewczyny rozpakowywały się, a ona i Jan rozmawiali w salonie.
-Bardzo się cieszę, że przyjechaliście. Nie miałam ochoty jechać na ten cały zjazd rodzinny-rzekła.-Odkąd Dorota odeszła to już nic nie jest takie jak było.
-Celino przestań. To nie czas ani miejsce na rozstrzyganie tej sprawy. Porozmawiamy o tym kiedy indziej-położył dłoń na jej ramieniu.-Mi i dziewczynom i tak jest trudno. Martyna się buntuje.
-Kilka dni temu znowu przelała swoją złość na mnie za to, że Dorota wyjechała i nas zostawiła.
-Ma prawo być wściekła. Od ośmiu lat walczy z złością. Dorota przysłała listy dla nich.
-Oddaj mi je. Nie mogą się dowiedzieć że Dorota pisze do nich.
Do pokoju weszła Martyna.
Od dłuższej chwili... no dobra.. od początku się przysłuchiwała rozmowie dorosłych.
Była zszokowana tym, co usłyszała! Jej ojciec i ciotka ukrywali przed nimi fakt, że Dorota pragnęła kontaktu z nimi a oni jej to utrudniali. Może chciała się częściej kontaktować niż trzy razy do roku.
To nie zmienia faktu, że porzuciła je wtedy, kiedy jej najbardziej potrzebowały. Teraz już potrafią żyć bez niej. Martyna potrafi. A Aśka? Nadal za nią tęskni...
Nigdy nie będzie w stanie jej tego wybaczyć.
-O co tutaj do cholery chodzi?-zapytała.-Dlaczego ukrywaliście listy od niej? Okłamywaliście nas, że ona jest zła... że nas opuściła... a sami kłamaliście. Przez osiem lat.
-Kiedyś zrozumiesz jak będziesz miała własne dzieci.
-Tsaak.. najlepiej tak tłumaczyć kłamstwo: zrozumiesz jak będziesz miała własne dzieci. 
-Może kiedyś sama ci się wytłumaczy z swojego postępowania.
-Jeśli będę miała dzieci to nigdy ich nie zostawie!
W progu stanęła Joanna.
-Dlaczego znowu się kłócicie? Miał być fajny wypoczynek, a zaczyna się to samo co jest w domu....
-Aśka, chodź na spacer. Wytłumaczę ci wszystko.
Wyszły z domu. Podczas tych świąt nie było nic czuć.. Żadnej świątecznej atmosfery ani nic... Tylko kłótnie, sprzeczki..
-Dlaczego tak jest?
-Jak?
-Ty masz szesnaście lat i jesteś już taka dorosła. Zachowujesz się jak osoba, która jest starsza..
-Kiedy matka odeszła musiałam szybciej odnaleźć się w tej całej sytuacji niż ty. Musiałam się skoncentrować na nauce, pomocy tobie i ogranięciu tego wszystkiego. Nie było i nie jest to proste, bo ojciec zajmuje się kancelarią.
-Chcę być taka jak ty.
-Najważniejsze, żebyś była sobą. Każdy sam kształtuje swoją osobowość. Nie kopiuj nikogo, bo jesteś wspaniałą dziewczyną! A tak wracając to zwykłych problemów typowych nastolatek, to masz nadal kłopot z matmą?
-Niestety.
-Ciotka Celina ci pomoże. W końcu wykłada na uniwerku.
-Nie cierpię matmy.
-Ale ona jest na egzaminie gimnazjalnym i obowiązkowa na maturze.
Poszły do domu.
Jednak może jeszcze da się uratować te święta przed kompletną klapą?












sobota, 6 lutego 2016

[JEDNORAZÓWKA] Czasem nawet sny mogą się ziścić...

Stała w białej sukni. Krawcowa robiła ostatnie poprawki jej sukni. Za dwa tygodnie mają się pobrać. Na ten dzień czekali prawie od czterech lat. Napotykali dużo przeszkód na swojej drodze. Ale pokonali je i teraz są szczęśliwi. Nie wie, czy on, ale ona czekała na ten moment całe życie.. Chce spędzić z nim całe swoje życie. 
-Pani Martyno, suknia gotowa. Proszę się w niej przejść. Jakby miała pani jakieś zastrzeżenia to proszę mi je złościć. 
-Może mnie pani na chwilę zostawić?
-Oczywiście-wyszła z pokoju. 
Przeglądała się w lustrze. Suknia leżała idealnie. Była idealna dla niej. Już od dawna wyobraża sobie ten wielki dzień. Tyle na niego czekała, że nie może uwierzyć, że to już za dwa tygodnie. Już niedługo. 
Zadzwonił jej telefon. Odebrała go zwinnym ruchem. 
-"Kochanie, jesteś już gotowa?"
-"Oczywiście, tylko muszę się przebrać"
-"Może jest szansa, że zobaczę cię wcześniej niż za dwa tygodnie w tej sukni?
-"Sorry, ale nie ma takiej opcji. Tyle czekałeś, to chyba jeszcze te dwa tygodnie poczekasz?"
-"No, nie wiem"
-"Ale ja wiem, że poczekasz. Do kilkunastu minut będę gotowa i przyjdę na dół"
-"No dobrze. Czekam."
Rozłączyła się i zaczęła ściągać suknię. Po paru minutach zdjęła ją z trudem. Założyła swoje ubrania. Chwilę później przyszła krawcowa. 
-Mogła pani zawołać, to bym pani pomogła. 
-Pani Krysiu, nie trzeba było, bo sobie sama poradziłam. Nie trzeba w niej nic poprawiać. Jak dla mnie to jest idealna! 
-Cieszę sie bardzo i polecam na przyszłość! Odbierze pani suknię za półtora tygodnia?
-Tak będzie idealnie. Do widzenia. 
-Do zobaczenia. 
Zeszła na dół. Przed samochodem czekał na nią narzeczony. 
-Przymiarka skończona?
-Tak, skończona i nie trzeba nic poprawiać, bo ta suknia jest idealna. 
-Tak?
-Przekonasz się za dwa tygodnie. 
-Już nie mogę sie doczekać-namiętnie  ją pocałował. 
Wsiedli do auta. 
-Jedziemy?-zapytała zapinając pasy. 
-A gdzie by pani chciała? 
-Wiesz.. najpierw do pracy, a potem może do dyskoteki? 
-Czy mi się wydaje czy ty z własnej, nieprzymuszonej woli chcesz iść do dyskoteki? 
-Dobrze słyszałeś. Chcę iść z tobą do dyskoteki. Samej byś mnie nie puścił. 
-Przecież to wiadomo, że takiej atrakcyjnej kobiety na żadne imprezy się nie wypuszcza. 
-Bo?
-Bo ktoś mógłby mi ciebie odebrać. 
-Wierz mi, żeby ktoś ewentualnie mógłby mnie odebrać tobie to musiałby co najmniej dwa razy tyle co ty się starałeś postarać, więc się nie martw. 
-To dobrze. 
-Przeszło ci?
-Tak, już jestem spokojny. 
-Cieszę się bardzo z tego faktu. 

Po przyjechaniu pod stację Martyna poszła się przebrać, a Piotrek-oglądnąć nową karetkę, która od razu rzuciła mu się w oczy i porozmawiać z Renatą. 
-Hej-podszedł do niej. 
-Cześć-odrzekła obojętnie.-Czego chcesz? Bo jak widzę, to bez powodu  nie przyszedłbyś.. zwłaszcza do mnie. 
-Chciałem obejrzeć karetkę. 
-Góra kazał mi ją przetestować. 
-Ja kiedyś każdą karetkę testowałem. 
-Widać, że ktoś zrozumiał, że jest ktoś lepszy od ciebie. Artur nie jest taki zły. 
-Stałaś się jego pupilką. A tak w ogóle to chciałem zakopać topór wojenny pomiędzy nami. To że byliśmy kiedyś razem to nie znaczy, że teraz musimy być tacy dla siebie.
-Jacy?
-Tacy jak teraz. 
-Przyjaźni raczej nie będzie. 
-Chodzi mi o to,żebyś nie dogryzała Martynie, a ona w zamian nie będzie dogryzać tobie. 
-Czyli tobie mogę dogryzać? 
-Też raczej nie. Zgoda?
-No dobrze-podali sobie dłonie.-Pasujecie do siebie z Martyną. Wiedziałam, że nigdy nie będę miała z nią szans i się nie pomyliłam. 
-Strzelecki!-usłyszał głos Góry.-Dlaczego ty jeszcze nie przebrany? Zaraz dyżur zaczynamy!
-Już idę.

Po skończonym dyżurze poszła odwiedzić byłą rywalkę. Postanowiła zakopać topór wojenny. Mimo, że Piotrek go zakopał, ona też chciała to zrobić, bo.. tak uważała. Nie umiała tego wytłumaczyć, ale wiedziała, że musi to zrobić. Nie dawała jej spokoju myśl o tym, co łączyło Piotrka z rudą. Po prostu.  
-Jak się czujesz?-zapytała wchodząc do jej sali. 
-Dobrze, czekam na wyniki badań. Anna zaraz powinna przyjść z nimi. 
-To ja pójdę, żeby ci nie przeszkadzać. 
-Nie.. zostań. Nie chcę być sama. 
-No dobrze..-usiadła na krześle koło jej łóżka. 
-Musimy wykonać USG, ponieważ z krwi wyszło, że spodziewasz się dziecka-rzekła Anna. 
-Przecież to niemożliwe!
-Czasami rzeczy niemożliwe stają się możliwe. 
Wyszła z szpitala. Raczej wybiegła. 
-Kochanie, co się stało?
-Renata jest w ciąży. 
-Co? O cholera.. 
-Co jest? 
-Nie, nic. 
-Gdzie idziesz?
-Muszę się przejść i przemyśleć wszystko. 
-Iść z tobą?
-Nie trzeba. 
Przebrał się i poszedł odwiedzić Renatę. 
Jeśli Martyna dowiedziałaby się o tym, że on przespał się z Renatą-chociaż tego nie pamięta-to zabiłaby go na miejscu i załamałaby się. Wszystko może szlag trafić. Jedno szkolenie przez które może zniszczyć swoje szczęście. 

Siedzieli w salonie, pili wino i oglądali jakiś film. Rozmowę o podróży poślubnej przerwał im dzwonek do drzwi. Piotr poszedł je otworzyć. Do mieszkania wyszła Renata, która powinna jeszcze leżeć w szpitalu. 
-Przemyślałeś to co ci powiedziałam w szpitalu?
-Myślałem nad tym i nie pozwolę, żeby nasze dziecko wychowywało się bez ojca. Wiem, co to znaczy. 
Martyna, gdy usłyszała "nasze dziecko" zdębiała. 
-Wasze dziecko?-wydukała. 
-Dobrze usłyszałaś. Będziemy mieć dziecko. 
Upuściła kieliszek z winem. Rozlało się po białym dywanie w salonie. Założyła buty i wybiegła z mieszkając roniąc łzy. Pobiegła do parku i usiadła na krawężniku. Myślała, że co teraz zrobić. Wszystko legło w gruzach. Po co z nią był jak cały czas zdradzał ją pewnie z Renatą. Miała złe przeczucia, które niestety się spełniły. Nic go nie usprawiedliwiało. 
-Co taka piękna kobieta jak pani robi tutaj sama o tej godzinie?-zapytał przechodzień. 
-To chyba nie pana sprawa-odrzekła ocierając łzę. 
-Pomóc pani w czymś?
-Nie. Najlepiej jak zajmie się pan sobą i swoim życiem, a nie wtrącaniem do czyjegoś!
Wstała i odeszła. Pojechała do swojego mieszkania. 
Nie mogła wrócić do Piotrka. 

-Chcę ci wszystko wytłumaczyć!
-Ale tu nie ma nic do tłumaczenia! Będziesz miał dziecko z inną kobietą. Dla mnie jest jasne: zdradziłeś mnie! 
-Nie zdradziłem cię nigdy! 
-To dlaczego ona mówi, że jest z tobą w ciąży?! Nie chce z tobą rozmawiać, nie rozumiesz?
-Nie rozumiem. 
-Mam cię dość! 
-Hormony ci skaczą?
-Daj mi święty spokój! 
-Ja ci udowodnię, że to nie moje dziecko, bo pomiędzy nami niczego nie było. Ona chce się odegrać za to, że jestem z tobą, a nie z nią! Nie widzisz tego?! Kocham cię mimo wszystko! 
Wyszła z pomieszczenia. Zatrzymał ją Adam:
-Mam coś, co pomoże wyjaśnić tą sprawę z ciążą Renaty. 
-Nie rozumiem. 
-Chodź-weszli z powrotem do budynku.-To nagranie, na którym Renata przyznaje się do wszystkiego. 
-Do wszystkiego?
-Sami obejrzyjcie. 
Martyna odtworzyła filmik:
-"Piotrek nie jest ojcem mojego dziecka. Nawet nic wtedy między nami nie zaszło. On cały wieczór gadał o tym jak Martyna jest dla niego ważna. Przepraszam was za wszystko. Za całe to zamieszanie. Żałuję, tego, co zrobiłam... "
Wyłączyła go. Była w szoku.... 

Wchodziła do kościoła prowadzona przez ojca.  Suknia była idealnie dopasowana. Już za kilkanaście minut zostaną oficjalnie małżeństwem. Tyle czekała na ten moment.   
Przekazał ją narzeczonemu.
Składali przysięgę. 
Była wzruszona tą chwilą, że ledwo hamowała łzy.
Po wymienieniu się obrączkami nareszcie nastał moment, w którym stali się małżeństwem i mógł pocałować swoją piękną żonę. 
Czuli, jakby świat zatrzymał się w miejscu na tą, jedną, jedyną chwilę... 


Obudziła się. Szybko zapaliła lampkę nocną. 
Sprawdziła czy nie ma obrączki na palcu. 
Jeszcze nie miała. 
Druga w nocy. 
Za dwanaście godzin stanie na ślubnym kobiercu, ale nie z Piotrkiem, tak jak w jej śnie. Będzie dzielić życie z Rafałem..
Ale czy tego chce?
Będzie skazana wyłacznie na przyjaźń z Strzeleckim, z którym od jakiegoś roku nie łączy ją tylko "przyjaźń". 
Nic poza tym.
Poszła do kuchni napić się wody. W przedpokoju zobaczyła jakąś postać.
-Rafał?-zapytała.
-Obudziłem cię?
-Nie, nie spałam. Wybierasz się gdzieś?
-Klarze zalało mieszkanie i...
Przerwała mu.
-I ty jako najlepszy przyjaciel ever musisz jej pomóc. To co mówisz to żenada. Nikt normalny nie dzwoni do faceta, który następnego dnia bierze ślub, żeby pomógł jej przy zalanym mieszkaniu. To się przecież kupy nie trzyma!
-Nie rób mi wyrzutów, bo pamiętam jak raz wróciłem wcześniej to ten idiota spał w salonie, a ty opierałaś się o jego ramię i też spałaś!
-Dobrze wiesz, że wtedy ten psychol krążył po osiedlu i sama bałam się zostać! Nie odwracaj kota ogonem!
-Ja idę.
-Tylko wróć na ślub!

Zaraz ma zacząć się uroczystość. Wśród zebranych brakuje dwóch osób: Piotrka i Rafała.
-Może wejdziesz do środka?-zaproponował Wiktor.
-Nie, nie. Czekam na Rafała. Ile do uroczystości?
-Jakieś pięć minut.
Zaczęła wątpić w to, że ten ślub się odbędzie. Ślub z rozsądku? Od kiedy się po to bierze ślub? Żeby zaspokoić potrzeby innych?

Był załamany tym, że ukochana bierze ślub z innym. Wczoraj miał pójść do niej i odwieść ją od tego zamiaru, ale nie zrobił tego. Myślał, że jest szczęśliwa.
Może uda mu się jeszcze powstrzymać ją przed ślubem?

-Rafał! Nareszcie! Ile można na ciebie czekać?!
-Kochanie, telefon mi się rozładował i straciłem rachubę czasu.  Wchodzimy?
-Tak.. tak.
Odwróciła się i sprawdziła czy nie ma Piotrka.
Nie było go.

Przyjechał pod kościół. Nie było nikogo na placu. Pewnie są w kościele. Otworzył drzwi i zobaczył, że zmierza do ołtarza razem z Rafałem. Natychmiast wyszedł z świątyni.

Usłyszała trzask drzwiami. Odwróciła się. Skojarzyła fakty.. Te wszystkie nagłe telefony od Klary.. Przecież to było jasne, że jej nie kocha. A ona zamiast być z osobą, którą kocha to dusiła się w tym związku.
-Rafał, nie mogę wyjść za ciebie.
Wybiegła z kościoła. Wypięła welon z włosów i pobiegła.
Musiała go znaleźć.

Siedział na ławce w parku niedaleko kościoła.
Stracił ją na zawsze.
Wszystko przez swoja niedojrzałość.
Nie potrafił wyznać swoich uczuć.
Mógł to dawno zrobić.
Był wściekły na siebie.
Poczuł, że ktoś zakrywa mu twarz dłońmi. Tak jak robiła to Martyna.
-Zgadnij kto?-usłyszał.
Nie wzięła ślubu.
Inaczej nie mógł sobie tego wytłumaczyć.
No chyba, że miała sobowtóra.
Ściągnął jej dłonie z swojej twarzy. Obszedł ławkę i podszedł do niej. Pocałował jej dłoń jak gentleman.  Uśmiech nie schodził z jej twarzy.
-Nic nie powiesz? Zrywam się z własnego ślubu, żeby być z tobą a ty nic nie mówisz.
-Chcę się cieszyć chwilą w twoim towarzystwie.
Zbliżyła się do niego i obdarzyła go pocałunkiem.
-Musiałam to zrobić, bo nie wiem, czy ty zrobiłbyś to. Nie wiedziałam czy się ogarniesz czy nadal będziemy patrzeć sobie w oczy i na tym się skończy.
-Gdybyś poczekała to bym cię pocałował- namiętnie ją pocałował. -Chodź!
-Gdzie?
-To niespodzianka.
Obdarzył ją szybkim pocałunkiem. Splótł ich palce i poszli w głąb parku...

 ilość słów: 1647

_____________________
Oto najdłuższe opowiadanie jakie napisałam :D 
Długo je pisałam. Postanowiłam ją napisać w oparciu o to, co aktualnie dzieje się w serialu. Bardzo się cieszę, że nasz MaPi nareszcie jest razem, ale.. Renata niestety czy stety będzie w ciąży. Nie chcę wam tutaj spojlerować :D 
We wtorek minęło pół roku od założenia tego bloga!! Dziękuję za to, że jesteście ze mną ;* 
Następne opowiadanie planowane jest na przyszły weekend :) 
Ostatnio coś trochę wenę straciłam, ale ją odzyskam. 
Do następnego! :* 




sobota, 23 stycznia 2016

Rozdział 34

Wstała z łóżka i udała się do łazienki. Było koło południa, a ona czuła jakby była była szósta rano. Może dlatego, że poszła spać o piątej rano? Nie mogła się doczekać dzisiejszego popołudnia. Faktem było, że lubiła spać i to bardzo. Po zaliczeniu semestru na studiach w Krakowie przyjechała poszukać pracy jak licencjonowana laborantka. Liczyła na to, że znajdzie tutaj szybko pracę, bo pieniądze zaczynają się kończyć. Po załatwieniu porannej toalety poszła do kuchni zrobić kawę i śniadanie. Otworzyła lodówkę. Znalazła w niej zrobione kanapki na talerzu. Wyjęła je z lodówki i położyła na kuchennym stole.
-"Nie zdążyłem zjeść, więc zostawiłem kilka tobie do zjedzenia. Pamiętaj o popołudniu. Tomek."-przeczytała na głos. Zalała kawę wrzątkiem i usiadła do stołu.
***
-Piotrek!! Jeśli jesteś w kuchni to zrób mi też kawę!-krzyknęła Martyna z łazienki.
-Nie krzycz tak, Martynka!
-To zrobisz ją czy nie?
-Oczywiście.
Po chwili przyszła do kuchni, gdzie na stole stał kubek z kawą.
-Pyszna jak zawsze-rzekła delektując się smakiem naparu.-Nie wiem, co bym bez ciebie zrobiła.
-Zginęłabyś. A tak to nie musisz się martwić o to, że mnie nie będzie, bo zawsze z tobą będę-pocałował ją w czoło.
-I będziemy patrzeć jak kolejne pokolenie rośnie na naszych oczach. Wydaje mi się to zbyt... piękne i banalne.
-Z kim ja się związałem?-westchnął.-Czyli to ja muszę być tutaj duszą romantyka?
-Jak widać. Takie życie, Piotruś-uśmiechnęła się.-Będziesz ze mnie dumny.
-Naprawdę tak myślisz?
-Tak myślę, więc to mówię. Jeśli nie chcesz wiedzieć, co mam ci do powiedzenia to nie. Twój wybór.
Odeszła, ale on przyciagnął do siebie.-No, no, Piotrusiu.
-Słucham, co chciałaś mi powiedzieć?
-Dużo rzeczy.
-To powiedz.
-Rozmyśliłam się-wystawiła język i poszła.
-czekaj, czekaj. Jakąś niespodziankę robisz?
-Może, może. Przekonasz się jutro jak przyjdę do pracy.
-Mamy razem dyżur?
-Nieee.
-Jak to?
-Normalnie. Zamieniłam się z Adamem, bo mam coś do załatwienia na mieście. Zobaczymy jak na to zareagujesz-wstała z jego kolan.-A poza tym wieczorem może pójdę do Aśki.
-To dobrze.
-No, nie wiem.
-Ja wiem, że dobrze.
-Nie jestem przekonana o tym moim absurdalnym pomyśle.
***
Zadzwoniła do drzwi mieszkania. Narzeczony został w samochodzie. Otworzyła jej siostra ubrana w szlafrok.
-Yyy.. to nie jest tak jak myślisz. My byliśmy tylko na spacerze,a  wcześniej w kinie-zaczęła tłumaczyć się Aśka.
-Mi nie musisz się tłumaczyć-posłała jej ciepły uśmiech.- Mogę na chwilę?
-Tak, tak. Wchodź-była zakłopotana.-A gdzie Piotrek?
-Czeka w samochodzie. Chciałam cie przeprosić za moje chamskie zachowanie.
-Nic się nie stało.
-Pojedziesz ze mną i z Piotrkiem w Boże Narodzenie do rodziców?
-Mogę jechać. A co robicie w drugi dzień świąt?
-Jedziemy do rodziców Piotrka. Nareszcie poznam najmłodszego Strzeleckiego.
-To fajnie.
-Muszę już lecieć, bo Piotrek na mnie czeka. Zdzwonimy się. Pa.
-Cześć.
Zjechała windą w dół. Po chwili siedziała już w aucie narzeczonego.
-Pojedzie z nami?
-Pojedzie.
-Co jest?
-Nie chciała mnie wpuścić do mieszkania. Była tylko w szlafroku. Udało mi się tylko do przedpokoju wejść.
-Myślisz, że oni coś ten teges?
-Ja nic nie myślę. Jedźmy już po te prezenty. Do świąt już niewiele czasu zostało, a my jeszcze choinkę mamy do ubrania.
***
Wyszła od fryzjera. Była zadowolona efektem końcowym.
Teraz zostało tylko pojechać na dyżur do stacji. Była ciekawa reakcji narzeczonego na zmianę. Miała to już od dawna zrobić. Wiedziała, że kiedyś obetnie włosy. W pierwszej chwili miała to zrobić po ślubie. Weszła po cichu do stacji. Akurat nie było nikogo.   Przebrała się w strój ratownika. Poszła do kuchni i zrobiła sobie herbaty. Postanowiła ograniczyć ilość spożywanej kawy. Za niedługo mogłaby się od niej uzależnić. W końcu nie chciała leczyć się z kolejnego uzależnienia.
-Cześć, Piotruś-przywitała narzeczonego czytając gazetę.
-Mar.. coś ty z włosami zrobiła?-zdziwił się.
-Nie podoba ci się moja fryzura?
-Podoba, ale jestem w szoku.
-Tak się tylko mówi.
-Chodź-pociągnął ją za sobą.
-Gdzie mnie ciągniesz? Zimno jest przecież!
Pobiegła za nim na górę do socjalnego.
-Martynka, kochanie. Nieważne w jakiej fryzurze będziesz to i tak zawsze będziesz mi się podobała. Nawet gdy będziesz gruba, stara i zła to i tak będziesz moim słońcem, dzięki któremu mogę normalnie funkcjonować-pocałował ją.
-Cieszę się, że tak myślisz. Wiesz, że musisz dotrzymać słowa, które mi dałeś?
-Przecież wiem.

______________________________-
Jak myślicie co się wydarzyło, że Aśka nie chciała wpuścić siostry do mieszkania?
Jak widzicie Martyna obcięła włosy tak jak w serialu. Ten rozdział miał być dodany wczoraj, ale nie dałam rady..




sobota, 16 stycznia 2016

Rozdział 33

-Martyna, nie wiem, jak już mam ci to tłumaczyć-westchnął.
-To nie tłumacz-szepnęła.
-Ja,  Tomek i Grzesiek za często się nie kontaktujemy. Ja mam pracę, Tomek-studia, a Grzesiek pracuje w Stanach. Jakoś się oto na nich nie wku..rzam.
-Oni się od ciebie nie odcinają na cztery lata, a potem nagle się pojawiaja.. i to znikąd..-ukryła swoją twarz w dłoniach-  Widujecie się na Gwiazdkę!
-Martynka, spokojnie. Wszystko się ułoży-przytulił ją.-Musicie dać sobie czas-pocałował ją w czoło.
-Chodźmy już do pracy i nie gadajmy o tym-ogarnęła włosy z twarzy i wzięła torebkę z przedpokoju.
-Ja chcę tylko, żebyście się pogodziły.
-Nie jestem małym dzieckiem i nie potrzebuję pomocy.. zwłaszcza twojej-ostatnie dwa  słowa powiedziała szeptem.
-Mówiłaś coś jeszcze?
-Ekm.. Nie, nie. Wydawało ci się. Która godzina?
-Dochodzi czwarta.
-To jedźmy. Spóźnimy się i w ogóle. Góra będzie się czepiał..
-Okej, okej.
Wyszli z mieszkania. Piotr zamknął je kluczami. Martyna czekając nerwowo przygryzała wargę. Wsiedli do windy i zjechali na dół.
***
Dochodziła czwarta rano. To kolejna jej prawie bezsenna noc. Była bardzo na siebie zła. Wiedziała, że Martyna ma rację będząc wściekła na nią. Gapiła się w notebooka przeglądając oferty pracy i różne fora.
Szedł do łazienki wziąć prysznic. Tak, dopiero o czwartej rano. Ostatnie noce zarywa na naukę na kolokwia. Spojrzał w stronę drzwi współlokatorki. Westchnął. Światło monitora było widać,a ona była pochylona nad klawiaturą. Wiedział, że bardzo przeżywa sprawę z Martyną.
Po wzięciu prysznicu zapukał do drzwi jej pokoju.  Po usłyszeniu ,Proszę' wszedł i usiadł koło niej na łóżku.
-Dlaczego nie śpisz jeszcze? Myślisz, że nie wiem, że całe noce spędzasz przed notebookiem?
-Nie mogę spać to nie śpię. Proste? Proste. A ty?
-Skończyłem uczyć się na kolokwium i zobaczyłem, że taka jedna zarywa noc przed notebookiem, więc oto jestem. Możesz mi o wszystkim powiedzieć.
-Nie wiem, nie wiem. Znamy się krótko, nawet bardzo krótko..
-Ja czuję, jakbyśmy znali się całe życie. Możesz mi zaufać.
Pierwszy raz w życiu nie wiedziała, co odpowiedzieć. Zaskoczył ją tym, co powiedział.
-Ekhm..-zwinęła-chyba już się położę.
-Lepiej się wyśpij, bo..
-Bo co?
-Bo idziemy do kina.
-Aaa.. a na co?
-Dowiesz się jutro, a teraz spać.
-Chyba chciałeś powiedzieć, że dziś.
Położyła się do łóżka.
___________________________
Dziś takie krótkie ;/
Miało być inne, ale zmieniłam trochę fabułę tego opowiadania.
W poniedziałek rozpoczynam ferie *,* więc może będzie trochę więcej opowiadań
jako autor mam takie coś, że planuję do przodu fabułę, a nie mogę bieżących rozdziałów napisać -.- jakie to irytujące jest !@#$$%$^%&&
jutro powinno się pojawić kolejne, ale niczego nie obiecuję :)


niedziela, 10 stycznia 2016

Rozdział 32

Średniego wzrostu blondynka wysiadła z pociągu. Zamówiła taksówkę i pojechała na jedno z warszawskich osiedli. Po drodze rozglądała się po stolicy. Dawno tutaj nie była.
-Panienka dawno w stolicy nie była?-zapytał taryfiarz.
-Kiedyś tutaj mieszkałam...
-Już jesteśmy na miejscu.
-Ile płacę?
-50 zł.
Zapłaciła i weszła do bloku. Stanęła przed drzwiami mieszkania siostry. Cieszyła się, że zobaczy siostrę. Miała jej tak dużo do opowiedzenia. W końcu za rok będzie magistrem. Co jeśli ona już tutaj nie mieszka? Może ma męża i gromadkę dzieci? Odważyła się i zadzwoniła dzwonkiem do drzwi. Otworzył jej wysoki brunet z ciemnymi, brązowymi oczami.
-Co robisz w mieszkaniu mojej siostry?-zapytała wchodząc do mieszkania. Miała nadzieję zastać siostrę, a nie jakiegoś faceta.
-Jestem Tomek.
-Super.
-Myślałem, że będziesz milsza... Nawet nie wiem, jak masz na imię. Będzie nam lepiej się porozumiewasz, nie sądzisz?
-Joanna, wystarczy?
-Na początek może być, Asiu-uśmiechnął się.-A wracając do tego, co tu robię, to.. mieszkam. Jestem bratem narzeczonego Martyny, Piotrka.
-To ona nie jest z Marcinem?
-Z tego co wiem, to dzięki mojemu brat odzyskała spokój po rozstaniu z nim. Nachodził ją i pewnego, pięknego dnia Piotrek pomógł jej raz na zawsze i tak został w jej życiu do chwili obecnej.
-Opowiedz mi wszystko.
-Nie za darmo-zażartował. Strzeliła go w głowę.-To bolało-rzekł masując się w miejscu, w którym Aśka go uderzyła.-Na razie nie mogę ci nic opowiedzieć, bo muszę iść na uczelnię. Możesz zostać jak chcesz. Tylko żadnych facetów mi nie sprowadzaj, bo by mi Piter łeb urwał.
-Boisz się swojego brata?-zmierzyła go wzrokiem.
-To mój starszy brat i w ogóle.
-Mogę tu zostać, ale pod warunkiem, że jak wrócisz to mi wszystko opowiesz.. ze szczegółami-szybko dodała.
-Okey, okey. Tylko mnie już po głowie nie bij.
-Zastanowię się-uśmiechnęła się i skoczyła na kanapę w salonie.
-Już widzę, że się polubimy-powiedział wychodząc z mieszkania.
***
Była dziesiąta rano, a oni jeszcze leżeli w łóżku. Mieli dziś wolne, więc postanowili to wykorzystać i pospać dłużej.
-Piotruś-rzekła wtulona w niego.
-Tak, skarbie?-pocałował ją w czoło.
-Może odwiedzimy dziś Tomka, jak skończy zajęcia? Coś mi mówi, że on ma jakąś dziunię w moim mieszkaniu. A jak nie ma to mu znajdziemy jakąś.
-Chcesz wszystkich uszczęśliwić naraz?
-To nie tak.
-Przecież wiem-pocałował ją.-A o której on kończy zajęcia?
-Skąd mam wiedzieć. Zadzwoń do niego i powiedz mu, że przyjdziemy. I nie ma odwrotu.
-Gdzie idziesz?
-Zrobić śniadanie, a ty dzwonisz do Tomka-wysłała mu buziaka w powietrzu i wyszła z sypialni. Miała na sobie jego koszulę. Ta noc była... gorąca.  Weszła do kuchni. Hmmm? Co by tu upichcić na śniadanko? Wyciągnęła z lodówki potrzebne produkty i postanowiła zrobić naleśniki z czekoladą i bitą śmietaną. Podczas przygotowywania śniadania pierwszy raz od kilku lat pomyślała o siostrze. Gdyby się teraz pojawiła w jej życiu to by się na pewno ucieszyła, ale byłaby zła, że tak długo się nie odzywała do niej. Pomyślała też o tym, że chciałaby mieć małą istotkę, która mogłaby kochać, dbać o nią i patrzeć jak dorasta na jej oczach. A tak z drugiej strony to zegar biologiczny tyka. Z rozmyślań wyrwał ją narzeczony, który szepnął jej na ucho:
-Seksownie wyglądasz w mojej koszuli.
-To możesz mi ją dać. Przecież mi tak w niej do twarzy-pocałowała go.
-Najchętniej to bym zdjął z ciebie tą koszulę.
-Znowu chcesz coś ze mnie zdejmować? Oj, Piotruś, Piotruś.. Jaki ty niegrzeczny jesteś. Nie sądziłam, że aż tak.
-To po co ubrałaś ją na siebie i kusisz mnie ?
Zaczęli się namiętnie całować. W efekcie czego znowu wylądowali w sypialni...
***
-Cholera, Piotrek, spóźnimy się!-krzyknęła Martyna z łazienki, gdzie poprawiała makijaż.
-Spokojnie, kotku, zdążymy-pocałował ją w policzek.
Szybko wyszli z mieszkania.
-Patrz, Piotruś, nareszcie zima nadeszła-stwierdziła widząc małą warstwę śniegu na masce samochodu.
-To super. Wsiadaj, bo się spóźnimy.
Po kilkunastu minutach byli już w mieszkaniu Tomka.
-Dobrze, że jesteście. Przynajmniej sam nie będę musiał opowiadać Aśce wszystkiego-rzekł młodszy Strzelecki.
-Czekaj, czekaj-zatrzymała się na chwilę.-Czy ty chcesz mi powiedzieć, że tutaj jest moja siostra?!
-Uwaga.. zaczyna się-szepnął Piotrek do brata.-Zaraz się wścieknie..
Wparowała do salonu. Zobaczyła siostrą odwróconą twarzą w twarz do niej i uśmiechającą się do wszystkich. Piotrek zauważył, że Aśka jest młodszą kopią Martyny. Tylko z tą różnicą, że ma blond włosy.
-Cześć, Martyna-zaczęła nieśmiało.
-Cześć-odpowiedziała Martyna obojętnie.
-Przepraszam cię bardzo za to, że się tyle...
-Nic mi z twojego "przepraszam"! Nawet nie wiesz, jak martwiliśmy się o ciebie!
-Daj mi to wszystko sobie wytłumaczyć. Proszę.
-Piotruś, nie mam ochoty rozmawiać z moją siostrą. Chodźmy już.
-Tylko mi nie mów, że nie porozmawiasz z własną SIOSTRĄ-podkreślił ostatnie słowo.-Wczoraj jeszcze mówiłaś jak za nią tęsknisz. Macie porozmawiać.
-Może daj mi ochłonąć!!
-Ok, ok.
-Możemy się umówić w tygodniu na spotkanie i pogadać.. na spokojnie-sztucznie się uśmiechnęła.-Bo wiesz, planujemy ślub w sierpniu, a jeszcze prawie nic nie mamy oprócz sali.
-Cieszę się, że chcesz się ze mną spotkać i porozmawiać-młodsza Kubicka przytuliła siostrę.
***
-"Dorota, wiedziałaś, że Aśka wróciła?"
-"Jak to wróciła?!"
-"Normalnie. Tylko narazie do niej nie jedź, nie dzwoń, ani nic. Ja się z nią spotkam i porozmawiam. Zaproszę ją na wigilię do nas."
-"Ok. Rób to co uważasz za słuszne"






Rozdział 47 cz. 1

Tuż po tym jak kamerzysta odjechał para postanowiła nareszcie udać sie do hotelu na noc poślubną. Mimo, że juz mieszkali razem to i tak nie ...