sobota, 20 lutego 2016

Rozdział 36

-Piotrek, mamy dziś wolne-położyła nogi na jego udach.
-No wiem, kochanie. I co z tym zrobimy?
Usiadła mu na kolanach i szepnęła:
-Może pojedziemy do galerii na drobne zakupy? Choinkę już ubraliśmy.
-Chcesz, żebym się zanudził?
-Jeśli nie chcesz to nie musisz. No, ale chyba nie chcesz, żebym sama plątała po Warszawie. Twój wybór-wstała i poszła do przedpokoju.
-Martynka, zaczekaj. Czy ja powiedziałem, że nie pojadę z tobą?
-To potem zrobimy sobie romantyczny wieczór. Najpierw będę musiała wziąć kąpiel. Po wczorajszym dyżurze nadal nie doszłam do siebie...
-Ale teraz wszystko jest dobrze?
-Tak.. Po prostu mam złe skojarzenia z wszelkiego rodzaju pożarami, ale teraz już jest dobrze. Jedziemy?
-Tak. Martwię się o ciebie.
-Nie musisz. Już więcej nie wezmę leków-uśmiechnęła sie do niego.

W powietrzu było czuć zapach świąt. Już za kilka dni wigilia. Ten czas szybko leci. Po szybko zrobionych zakupach szli w stronę wyjścia z galerii.
-Patrz! Aśka i Tomek tam są.
-Martyna. To wolny kraj i każdy może po galerii z kim chce chodzić.
-Ale..
-Nie ma żadnego ale. Teraz idziemy do domu.
-No okay, okay. Po prostu to co się z nią ostatnio dzieje to jest podejrzane i tyle..
-Nie baw się w detektywa.
-Ja i zabawa w detektywa? Pff...-zobaczyła jak na nią patrzy. Zrezygnowana z swojego przedsięwzięcia.-No dobra. Nie będę się bawić w detektywa.
Po przyjeździe do domu Martyna poszła wziąć gorącą kąpiel a Piotr przygotował kolację.
Po okołu trzydziestu minutach Martyna przyszła do kuchni, gdzie czekała na nią kolacja. Zasiedli do stołu. Martyna nic się nie odzywała. Była głęboko zamyślona. Nie myślała o tym, że za siedem miesięcy wychodzi za mąż tylko o tym, dlaczego Dorota ich porzuciła. Przez tyle lat zadawała sobie to pytanie.
-Kochanie?-z rozmyślenia wyrwał ją głos Piotra.
-Tak. Przepraszam cie ale sie zamyśliłam.
-Coś cię gryzie?
-Tak. Znaczy nie.
-To tak czy nie?
-Oczywiście, że tak.
-Co się dzieje?
-Ostatnio myślałam o świętach, które spędziłam kilka lat temu z ojcem, Aśką i ciotką Celiną. Czytałam tam listy od Doroty.
-Mówiłaś, że ona nie chciała mieć z wami kontaktu.
-Też wtedy tak myślałam.
-Co chcesz zrobić?
-Szczerze z nią porozmawiam. Chcę wiedzieć dlaczego odeszła. To pytanie nurtowało mnie od zawsze.
-To ja pojadę do swoich rodziców, a ty z nią porozmawiasz.
-Masz tam pojechać ze mną. Nie chcę być sama, gdy poznam prawdę.
-Pamiętaj, że zawsze z tobą będę choćby nie wiem, co by się działo.
-Właśnie za to cię kocham. Jesteś ze mną mimo wszystko,a ja nie umiem tego docenić.
-Doceniasz na swój sposób-po fakcie-uśmiechnął się.
-I się ze mnie nie śmiej.
-Nie śmieję się tylko uśmiecham, a to różnica.

-Dzieciaki, wiem, że kończycie zmianę, ale może zostalibyście i zjedli z nami wieczerze wigilijną?
-Czemu nie? I tak mieliśmy we dwójkę ją spędzić-rzekła Martyna i razem z Piotrkiem usiedli do stołu.
Ratownicy składali sobie życzenia.
-Chodź, tutaj, kochanie-rzekł do Martyny narzeczony. Znajdowali się pod jemioła.
-Piotruś, to oczywiście przypadek że znajdujemy się pod jemiołą?
-Oczywiście... Ja zacznę od składania życzeń.
-Zamieniam się w słuch.
-Życzę ci kochanie dużo zdrowia, miłości i szczęścia oczywiście ze mną, spełnienia najskrytszych marzeń!
-Cóż ja mam ci kochanie życzyć w ten wigilijny wieczór? Powiedziałeś słowo w słowo to co ja chciałam powiedzieć.. No więc życzę ci zdrowia tego psychicznego i fizycznego, miłości oraz szczęścia. Te rzeczy są najważniejsze w życiu-pocałowała go w policzek.
-Teraz powinniśmy się pocałować.
-Pocałowałam cię... w policzek.
-Taki w policzek, to jest bardziej przyjacielski całus a nie...
Pocałował ją nie czekając na odpowiedź..

Byli w drodze do rodzinnego domu Kubickich. Piotrek włączył radio, gdzie leciały świąteczne piosenki oraz kolędy. Całą drogę rozmawiali we trójkę.
-Kiedy wracasz do Krakowa?-zapytała Martyna.
-Zaraz po świętach. Muszę się uczyć do kolokwium.
-Kto cię odwiezie na dworzec?
-Sama pojadę, w końcu sama tutaj przyjechałam.
-Poproszę Tomka, żeby cię chociaż odprowadził na dworzec-wtrącił się Piotrek.
-Nie musisz nikogo prosić o pomoc dla mnie! Jestem samowystarczalna..
-Aśka, ja też byłam kilka lat temu samowystarczalna. Spotkałam kiedyś Marcina, a potem Piotrka. U boku tego gościa już przestałam być samowystarczalna.
Zadzwonił jej telefon. Wyciągnęła go z kieszeni kurtki i odebrała:
-"Halo?"
-"Witam cię, Martynko! Kiedy będziesz w Warszawie?"
-"Adrian! A coś się stało?"
-"Nic, tylko tak pytam.. Są święta, może poszlibyśmy do jakieś knajpy?"
-"W święta tylko szpitale są otwarte itp"
-"Oj tam, oj tam.. To kiedy będziesz Strzelecka?"
-"Za niecałe osiem miesięcy będziesz mógł do mnie mówić Strzelecka! Przez najbliższe dwa dni jestem poza Warszawą. Dziś u moich staruszków, a jutro u teściów"
-"To odezwij się jak będziesz w stolicy. Wesołych świąt!"
-"Dziękujemy i nawzajem"
Po dojechaniu do domu Aśka pierwsza weszła do niego,a narzeczeni zostali jeszcze chwilę na zewnątrz.
-Przedtem byłam pewna, że chcę dziś z nią porozmawiać o tym, ale teraz moja odwaga wyparowała...
-Jeśli nie chcesz nie musisz tego robić.
-Kiedyś się z nią umówię. Teraz nie potrafię się jej o to zapytać..
-Chodźmy już, bo zaczną coś podejrzewać jak za długo nie będziemy przychodzić.
Weszli do domu, ściągnęli buty i weszli do salonu, gdzie reszta rodziny siedziała przy stole. Martyna usiadła na kanapie koło kominka. Koło niej usiadł narzeczony.
-Napijecie się czegoś?-zapytała Dorota.
-Poproszę herbatę z miodem i cytryną-rzekła Martyna.
-A co dla ciebie, Piotrusiu?
-To samo, co dla Martynki.
-Janek! Pójdź zrobić herbaty dzieciom.
Jan poszedł do kuchni. Razem z nim poszła Joanna.
-Widzę, że jak wysłałaś ojca do robienia herbat to masz jakiś interes. Nie mylę się?
-Oczywiście, że nie. Chcę wiedzieć jaki typ domu chcielibyście mieć.
-Mamo! Musimy o tym w święta rozmawiać? Teraz nie mam głowy do myślenia. Mam wszystko związane z ślubem na głowie.
-Kochanie, ja się zajmę wyborem sali-Piotrek niezauważalnie mrugnął do przyszłej teściowej.
-A nie powinniśmy razem tego wybierać?
-Myślisz, że jeśli jestem facetem to nie będę umiał sam ogarnąć wyboru sali?
-Dobra, niech ci będzie. Nie chce się kłócić w świętach.
-Bardzo dobrze myślisz.
Siedzieli i rozmawiali, również wspominali stare czasy...


Byli w domu Strzeleckich. Tam panowała bardziej milsza atmosfera niż u Kubickich. Martyna nie dusiła w sobie tego co w swoim rodzinnym domu.
-Tomek-Martyna zwróciła się do młodszego Strzeleckiego.
-Tak, bratowo?
-Aśka po świętach jedzie do Krakowa i mam prośbę.
-Mam z nią jechać?
-Tylko na dworzec ją odwieź. Tylko nie mów, że wiesz o tym od nas. Nie chciała, żeby ktokolwiek z nią jechał.
-Bardzo ją lubię, więc gdybyś nawet mi nie mówiła, to odwiózłbym ją.
-Dzięki. Chcę mieć pewność, że dotrze do pociągu.
-Będziesz mieć pewność. Zadbam, żeby wsiadła. Jak nie będzie chciała to siłą ją wsadzę.
-Tomek..
-Stary, żartowałem. Nie bierz zawsze to co mówię na poważnie.
Usiedli w salonie. Byli prawie wszyscy z wyjątkiem Grześka, który miał przylecieć na święta...
Piotrek odebrał telefon z szpitala...



5 komentarzy:

  1. Świetny rozdział! Moja miśka naj, naj, najlepsza! :D Kct ;* // Pat_Unia ��

    OdpowiedzUsuń
  2. Werka, jesteś najlepsza! Moja ulubiona pisarka! :* super opo! Pozdrawiam i czekam na nexta! :* <3

    OdpowiedzUsuń
  3. Z opowiadania na opowiadanie jesteś coraz lepsza. Nie mogę się doczekać kiedy pojawi się nowy rozdział.

    OdpowiedzUsuń
  4. Świetne opowiadanie czekam na następne :)

    OdpowiedzUsuń

Rozdział 47 cz. 1

Tuż po tym jak kamerzysta odjechał para postanowiła nareszcie udać sie do hotelu na noc poślubną. Mimo, że juz mieszkali razem to i tak nie ...