Piotr
Martyna... ta dziewczyna nie może wyjść mi z głowy. Chociaż od naszego ostatniego spotkania minęło kilka tygodni. Miała zadzwonić i się umówić ze mną na kawę. Wiktor zwolnił dziś jednego z ratowników-Maćka. Przyszedł skacowany na dyżur. Wcale mu się nie dziwię(Wiktorowi), że go wywalił.
-21 S zgłoś się!
-21 S zgłaszam się!
-Mężczyzna, zatrzymał się, ul. Kochanowskiego. Jakaś dziewczyna przeprowadziła RKO.
-Przyjąłem, jedziemy.
Poszliśmy do karetki i pojechaliśmy na akcję.
Martyna
Przebiegałam ulicą Kochanowskiego i zobaczyłam mężczyznę, który zemdlał, wiec podeszłam do niego sprawdzić co się stało. Stwierdziłam, że nie oddycha i nie ma pulsu, więc przeprowadziłam RKO. Po chwili przyjechała karetka. Wysiedli z niej ratownicy i lekarz. Wsród ratowników rozpoznałam Adama i Piotrka. Strzelecki uśmiechnął się do mnie i poszedł po sprzęt.
-Adam, Piotr! Sprzęt weźcie!-rzekł lekarz do chłopaków.-Wiktor Banach, pogotowie ratunkowe. Co się stało?
-Martyna Kubicka. Przebiegałam ulicą Kochanowskiego i zobaczyłam mężczyznę, który zemdlał, wiec podeszłam do niego sprawdzić co się stało. Stwierdziłam, że nie oddycha i nie ma pulsu, więc przeprowadziłam RKO.
-Piotr, parametry.
-Saturacja 80 i rośnie.
-To dobrze. Adam zrób wkłucie, a płyny podamy w karetce. Dobrze się pani spisała.
-Dziękuję. W końcu to moja praca.
-W jakim sensie?
-Jestem świeżo upieczonym ratownikiem medycznym.
-Szuka pani pracy?
-Tak.
-To zapraszam za ok. 10 minut do naszej stacji. Może pani z nami jechać i poczeka pani w stacji na rozmowę ze mną.
-Dobrze.
Jechaliśmy karetką. Adam zapytał się mnie:
-Co Ty tam robiłaś siostrzyczko?
-Biegłam-uśmiechnęłam się, bo widziałam, że Piotr śledzi naszą rozmowę i patrzy się na mnie w lusterku.
-Piotr, skoncentruj się na drodze, bo wiemy, że pani Martyna Ci się podoba-powiedział Wiktor.
-Doktorze, ale Ja jestem skoncentrowany.
-Dobra, dobra.
10 minut później
Siedziałam w stacji i czekałam na dr. Banacha. Po chwili zjawił się mój mam nadzieję przyszły szef i usiadł przy biurku. Szukał mojego CV i zaczął je przeglądać.
-Skończyła pani Uniwersytet Medyczny w Warszawie?
-Tak.
-Miała pani praktyki?
-Tak, 5-dniowe.
-Ćwiczy pani?
-Pyta mnie pan oto bo jestem kobietą?
-Nie. Pytam oto każdego. Trzeba być odpornym fizycznym i psychicznym żeby wytrzymać napięcie w tej pracy.
-Chodzę na siłownie, uprawiam różne sporty, biegam.
-Witam na pokładzie-podał mi dłoń.-Proszę jutro przyjść przed 7:00, bo nie lubię spóźnień, a pan Strzelecki wie o tym najlepiej-patrzył na Piotrka, który ukazał się w drzwiach stacji. Nasze spojrzenia na chwilę się spotkały.
-Będę pamiętać. Do widzenia.
Wychodziłam już prawie z bramy, gdy ktoś złapał mnie za rękę.
-Piotrek! Wystraszyłeś mnie!
-Przepraszam. Mam pytanie.
-Mów.
-Pamiętasz, że wisisz mi kawę?
-Tak, pamiętam. I co w związku z tym?
-Może byśmy dzisiaj na nią poszli?
-Dzisiaj idę na siłownię.
-A jutro? Po dyżurze na przykład?
-Ok. Jutro mogę iść z Tobą na kawę.
-To do jutra.
Następnego dnia
Bardzo się denerwowałam dzisiejszym dyżurem.. Jeszcze rower mi się zepsuł, więc musiałam iść na nogach. I jeszcze ta kawa po dyżurze z Piotrem. Szłam zamyślona.. Byłam praktycznie pod stacją, gdy w kogoś wpadłam.
-Martynka, uważaj na siebie. Będę musiał Cię znowu ratować-zaśmiał się Piotr.
-Cześć, Piotruś-wypaliłam.
-Denerwujesz się pierwszym dyżurem?
-Trochę.
-Wejdźmy do stacji, bo możemy się spóźnić, jak postoimy tu jeszcze jakieś 10 minut.
-Ok.
Weszliśmy do stacji i przywitaliśmy się z Banachem mówiąc jednocześnie:
-Dzień dobry!
-Cześć, dzieciaki! Piotr pokażesz Martynie karetkę. Dasz radio, kluczyk do szafki, strój.
-Już się robi-odpowiedział Strzelecki.
Poszliśmy do szatni się przebrać, a potem Piotr mi wszystko pokazał. Pół godziny później dostaliśmy wezwanie, które trwało prawie godzinę. Wróciliśmy w smutnych nastrojach. Ja byłam w niezłym dołku. Zmarł pacjent. Pierwszy dyżur i pierwszy pacjent, który zmarł.. Piotr objął mnie ramieniem, gdy byliśmy w stacji i powiedział:
-Nie mogliśmy go uratować. Gdyby ktoś wcześniej udzielił pomocy, to na pewno byśmy go uratowali.. Dzisiaj to Ja postawię Ci tą kawę!
-Postawię Ci ją, jak powiedziałam, to zrobię.
Siedzieliśmy w kawiarni i rozmawialiśmy. Piotrek umie mi poprawić humor. To muszę stwierdzić.
-Szkoda, że wcześniej Cię nie znałam!-stwierdziłam, gdy wychodziliśmy z budynku.
-Dlaczego?
-Potrafisz świetnie mi poprawić humor! Jeszcze w stacji, gdy kończyliśmy dniówkę to szczerze mówiąc nie miałam ochoty nigdzie wychodzić. Wiesz, przez ten zgon.
-Czyli zamawiasz mnie na przyszłość, gdy będziesz miała doła?
-Oczywiście.
-To Ja będę już szła.
-Odwiozę Cię może.
-Nie trzeba.
-To nie było pytanie albo propozycja. To był fakt lub czyn. Jak chcesz, to możesz sobie to nazwać.
-Raczej nie mogę dyskutować?-przygryzłam dolną wargę.
-No raczej nie.
Wsiedliśmy do jego auta. Gdy dojechaliśmy On wysiadł pierwszy i otworzył mi drzwi.
-Dzięki za podwiezienie. Cześć.
-Czekaj. Mam jedno pytanie.
-Słucham tego Twojego jednego pytania-uśmiechnęłam się.
-A ten palant nadal Cię nachodzi?
-Chodzi Ci o Marcina?
-Mniejsza oto jak się nazywa. Dał Ci spokój?
-Tak.
-Cześć!
-Pa!
Poszłam do mieszkania. To był naprawdę trudny dzień,ale fajnie się skończył...
super!
OdpowiedzUsuńŚwietne opowiadanie. Czekam na next.
OdpowiedzUsuńOdkryłam twojego bloga przypadkiem i na pewno zostanę tu na dłużej :)
OdpowiedzUsuńSuper opowiadanie, czekam na następne.
Pozdrawiam
Marysia
Początek przypominał serial ale później było już lepiej. Minia ♡
OdpowiedzUsuńSuuuuper!
OdpowiedzUsuń