niedziela, 9 sierpnia 2015

Rozdział 1

Piotr
Martyna... ta dziewczyna nie może wyjść mi z głowy. Chociaż od naszego ostatniego spotkania minęło kilka tygodni. Miała zadzwonić i się umówić ze mną na kawę. Wiktor zwolnił dziś jednego z ratowników-Maćka. Przyszedł skacowany na dyżur. Wcale mu się nie dziwię(Wiktorowi), że go wywalił. 
-21 S zgłoś się!
-21 S zgłaszam się!
-Mężczyzna, zatrzymał się, ul. Kochanowskiego. Jakaś dziewczyna przeprowadziła RKO. 
-Przyjąłem, jedziemy. 
Poszliśmy do karetki i pojechaliśmy na akcję. 
Martyna
Przebiegałam ulicą Kochanowskiego i zobaczyłam mężczyznę, który zemdlał, wiec podeszłam do niego sprawdzić co się stało. Stwierdziłam, że nie oddycha i nie ma pulsu, więc przeprowadziłam RKO. Po chwili przyjechała karetka. Wysiedli z niej ratownicy i lekarz. Wsród ratowników rozpoznałam Adama i Piotrka. Strzelecki uśmiechnął się do mnie i poszedł po sprzęt. 
-Adam, Piotr! Sprzęt weźcie!-rzekł lekarz do chłopaków.-Wiktor Banach, pogotowie ratunkowe. Co się stało?
-Martyna Kubicka. Przebiegałam ulicą Kochanowskiego i zobaczyłam mężczyznę, który zemdlał, wiec podeszłam do niego sprawdzić co się stało. Stwierdziłam, że nie oddycha i nie ma pulsu, więc przeprowadziłam RKO. 
-Piotr, parametry. 
-Saturacja 80 i rośnie. 
-To dobrze. Adam zrób wkłucie, a płyny podamy w karetce. Dobrze się pani spisała. 
-Dziękuję. W końcu to moja praca.
-W jakim sensie? 
-Jestem świeżo upieczonym ratownikiem medycznym. 
-Szuka pani pracy?
-Tak. 
-To zapraszam za ok. 10 minut do naszej stacji. Może pani z nami jechać i poczeka pani w stacji na rozmowę ze mną. 
-Dobrze. 
Jechaliśmy karetką. Adam zapytał się mnie:
-Co Ty tam robiłaś siostrzyczko?
-Biegłam-uśmiechnęłam się, bo widziałam, że Piotr śledzi naszą rozmowę i patrzy się na mnie w lusterku. 
-Piotr, skoncentruj się na drodze, bo wiemy, że pani Martyna Ci się podoba-powiedział Wiktor. 
-Doktorze, ale Ja jestem skoncentrowany. 
-Dobra, dobra. 
10 minut później
Siedziałam w stacji i czekałam na dr. Banacha. Po chwili zjawił się mój mam nadzieję przyszły szef i usiadł przy biurku. Szukał mojego CV i zaczął je przeglądać. 
-Skończyła pani Uniwersytet Medyczny w Warszawie?
-Tak. 
-Miała pani praktyki? 
-Tak, 5-dniowe. 
-Ćwiczy pani?
-Pyta mnie pan oto bo jestem kobietą?
-Nie. Pytam oto każdego. Trzeba być odpornym fizycznym i psychicznym żeby wytrzymać napięcie w tej pracy. 
-Chodzę na siłownie, uprawiam różne sporty, biegam. 
-Witam na pokładzie-podał mi dłoń.-Proszę jutro przyjść przed 7:00, bo nie lubię spóźnień, a pan Strzelecki wie o tym najlepiej-patrzył na Piotrka, który ukazał się w drzwiach stacji. Nasze spojrzenia na chwilę się spotkały. 
-Będę pamiętać. Do widzenia. 
Wychodziłam już prawie z bramy, gdy ktoś złapał mnie za rękę. 
-Piotrek! Wystraszyłeś mnie! 
-Przepraszam. Mam pytanie. 
-Mów. 
-Pamiętasz, że wisisz mi kawę? 
-Tak, pamiętam. I co w związku z tym?
-Może byśmy dzisiaj na nią poszli? 
-Dzisiaj idę na siłownię. 
-A jutro? Po dyżurze na przykład?
-Ok. Jutro mogę iść z Tobą na kawę. 
-To do jutra. 
Następnego dnia
Bardzo się denerwowałam dzisiejszym dyżurem.. Jeszcze rower mi się zepsuł, więc musiałam iść na nogach. I jeszcze ta kawa po dyżurze z Piotrem. Szłam zamyślona.. Byłam praktycznie pod stacją, gdy w kogoś wpadłam. 
-Martynka, uważaj na siebie. Będę musiał Cię znowu ratować-zaśmiał się Piotr. 
-Cześć, Piotruś-wypaliłam. 
-Denerwujesz się pierwszym dyżurem?
-Trochę. 
-Wejdźmy do stacji, bo możemy się spóźnić, jak postoimy tu jeszcze jakieś 10 minut. 
-Ok. 
Weszliśmy do stacji i przywitaliśmy się z Banachem mówiąc jednocześnie:
-Dzień dobry! 
-Cześć, dzieciaki! Piotr pokażesz Martynie karetkę. Dasz radio, kluczyk do szafki, strój. 
-Już się robi-odpowiedział Strzelecki. 
Poszliśmy do szatni się przebrać, a potem Piotr mi wszystko pokazał. Pół godziny później dostaliśmy wezwanie, które trwało prawie godzinę. Wróciliśmy w smutnych nastrojach. Ja byłam w niezłym dołku. Zmarł pacjent. Pierwszy dyżur i pierwszy pacjent, który zmarł.. Piotr objął mnie ramieniem, gdy byliśmy w stacji i powiedział:
-Nie mogliśmy go uratować. Gdyby ktoś wcześniej udzielił pomocy, to na pewno byśmy go uratowali.. Dzisiaj to Ja postawię Ci tą kawę! 
-Postawię Ci ją, jak powiedziałam, to zrobię. 

Siedzieliśmy w kawiarni i rozmawialiśmy. Piotrek umie mi poprawić humor. To muszę stwierdzić. 
-Szkoda, że wcześniej Cię nie znałam!-stwierdziłam, gdy wychodziliśmy z budynku. 
-Dlaczego?
-Potrafisz świetnie mi poprawić humor! Jeszcze w stacji, gdy kończyliśmy dniówkę to szczerze mówiąc nie miałam ochoty nigdzie wychodzić. Wiesz, przez ten zgon. 
-Czyli zamawiasz mnie na przyszłość, gdy będziesz miała doła?
-Oczywiście. 
-To Ja będę już szła. 
-Odwiozę Cię może. 
-Nie trzeba. 
-To nie było pytanie albo propozycja. To był fakt lub czyn. Jak chcesz, to możesz sobie to nazwać. 
-Raczej nie mogę dyskutować?-przygryzłam dolną wargę. 
-No raczej nie. 
Wsiedliśmy do jego auta. Gdy dojechaliśmy On wysiadł pierwszy i otworzył mi drzwi. 
-Dzięki za podwiezienie. Cześć. 
-Czekaj. Mam jedno pytanie. 
-Słucham tego Twojego jednego pytania-uśmiechnęłam się. 
-A ten palant nadal Cię nachodzi?
-Chodzi Ci o Marcina?
-Mniejsza oto jak się nazywa. Dał Ci spokój?
-Tak. 
-Cześć!
-Pa! 
Poszłam do mieszkania. To był naprawdę trudny dzień,ale fajnie się skończył... 


5 komentarzy:

  1. Świetne opowiadanie. Czekam na next.

    OdpowiedzUsuń
  2. Odkryłam twojego bloga przypadkiem i na pewno zostanę tu na dłużej :)
    Super opowiadanie, czekam na następne.
    Pozdrawiam
    Marysia

    OdpowiedzUsuń
  3. Początek przypominał serial ale później było już lepiej. Minia ♡

    OdpowiedzUsuń

Rozdział 47 cz. 1

Tuż po tym jak kamerzysta odjechał para postanowiła nareszcie udać sie do hotelu na noc poślubną. Mimo, że juz mieszkali razem to i tak nie ...